Filmy dla nastolatków z każdym kolejnym sukcesem trzymają się coraz pewniej na rynku. Często wątpliwej dla dorosłego widza jakości produkcje szturmem zdobywają popularność wśród młodzieży. Wystarczy chociażby wspomnieć niedawno recenzowaną u nas "Niezgodną", osadzoną w dystopicznym świecie. Nic więc dziwnego, że kolejne filmy powstają jak grzyby na deszczu i rażą swoją wtórnością. Kolejnym takim tworem jest "Dawca pamięci", oparty na powieści Lois Lowry z 1993 roku.
Akcja rozgrywa się w utopijnym miasteczku, którego społeczność została całkowicie odcięta od reszty świata. Wyeliminowano wszelkie negatywne odczucia, a społeczeństwo podporządkowane jest równie bezuczuciowej Radzie Starszych. Jak tego dokonano? Przepis jest prosty – każdy człowiek co ranek przyjmuje dawkę serum, które pozbawia go wszelkich uczuć – niestety również tych pozytywnych. Ponadto tajemniczym sposobem wymazano z każdego umysłu wszelkie wspomnienia dotyczące przeszłości – istnieje jedynie tu i teraz. Jest jednak jeden człowiek, Dawca, któremu nie pozwolono zapomnieć i przechowuje on fragmenty przeszłości dla całego społeczeństwa, aby służyć im w razie potrzeby radami. Jeden z nastolatków, Jonas, zostaje wybrany na następcę Dawcy i odtąd zaczyna się jego szkolenie. Wraz ze stopniowo odzyskiwanymi wspomnieniami odkrywa, jak bezuczuciowy świat krzywdzi ludzi, odbierając im całą radość z życia, tak że domniemana utopia jest w rzeczywistości antyutopią.
Dziwne serum przyjmowane codziennie w celu zabicia uczuć? Gdzieś to już chyba widziałem... Czyżby "Equilibrium"? Boli mnie porównywanie "Dawcy pamięci" do tej wspaniałej produkcji, ale prawda jest taka, że nowy film dla nastolatków jest w większej części wtórny i garściami czerpie z motywów, które oklepane stawały się już wtedy, gdy Orwell i Wells z uśmiechami szaleńców gotowali swoim podopiecznym piekielny "raj" na Ziemi. Co więcej, momentami robi to wręcz nieudolnie. Pozbawieni zdolności odczuwania emocji ludzie powinni stać się bezosobowymi maszynami, jak to miało miejsce w filmie Wimmera. Tymczasem tutaj ewidentnie pojawiają się tu i ówdzie zalążki uczuć, o czym świadczy chociażby istnienie przyjaźni pomiędzy trójką nastolatków. Co jest, Panoramix sabotował swój kociołek czy jak?
Na szczęście nie wszystko w filmie jest skopane. Podobała mi się oprawa wizualna – początkowo cały świat jest czarno-biały, ale wraz z odzyskiwaniem wspomnień, Jonas zaczyna dostrzegać kolory. Ba, proces nauczania nastolatka przez Dawcę stanowi najlepszy element "Dawcy pamięci". Bez zbędnych słów staruszek łapie ucznia za ręce i przekazuje mu fragment przeszłości za fragmentem – to zjazd ze stoku na sankach, to dzikie tańce na ludowej uczcie czy też piękno muzyki. Muszę przyznać, że autentycznie sam odczuwałem radość wraz z bohaterem z ponownego odkrywania tych cudów. Razem z nim przeżywałem chwile grozy, gdy Dawca pokazywał mu ubój słoni na ich słynną kość czy wojnę w Wietnamie. Niestety poza tymi momentami czeka nas brutalne zderzenie z rzeczywistością i średnio ciekawe, mdłe mambo jambo mogące podobać się jedynie najgłupszym najmłodszym. Dodając do tego beznadziejną końcówkę, zaczynam się czuć, jakbym musiał oglądać tę produkcję za karę.
W tym dystopicznym szaleństwie zachwycony jestem grą aktorską Jeffa Bridgesa, wcielającego się w Dawcę. Całe szczęście, że poświęcono mu naprawdę sporo czasu ekranowego, jako że tak naprawdę sam dźwiga na barkach film. Doskonale czuje rolę starego, zmęczonego życiem w samotności mentora, pragnącego przekazać komuś radość, którą dawno pogrzebano. Nie mogę niestety tego samego powiedzieć o sztywnej i grającej niezwykle wymuszenie Meryl Streep (Przewodnicząca Rady Starszych), po raz kolejny udowadniającej mi, że tak jak Robert de Niro, sama masakruje tępymi narzędziami swoją legendę. Żaden z nastolatków także nie przekonał mnie do siebie, a płaczliwy główny bohater wręcz działał mi na nerwy.
Podsumowując, raczej nie polecam. Fakt, że w swojej nawet nie pierwszo-, a drugorzędowej wtórności, kopiując już z wtórnych produkcji, znajdują się pewne zalążki oryginalności, nie ratuje "Dawcy pamięci". Tak samo jeden Jeff Bridges nie może dźwigać na swoich barkach całego filmu – swoje w życiu przeżył, odciążylibyście trochę chłopa, mimo że trzyma się dzielnie. Ewentualnie można zerknąć do niedzielnego kotleta.
Komentarze
Za to nie potrafię zdzierżyć masy, masy niedomówień i absolutnych głupotek. Kilka wybranych przeze mnie:
Wątek córki Dawcy też został potraktowany po macoszemu. Nie pokazali reakcji ojca na jej śmierć (znów nie wierzę, tym razem, że nie zrobił nic, aby ją uratować. W sumie to do końca sądziłem, że jego córką jest matka bohatera, bo tak często kamera kierowana była na jej twarz...). Ponadto ona była jego córką biologiczną? Bo to tak brzmiało... Jak dla mnie informacji na ten temat było jak na lekarstwo.
Chcieli świat bez wojen, konfliktów... A mimo to zabijali ludzi. Niezbyt konsekwentne zachowanie. Ciekawe, że ta przewodnicząca (Meryl Streep) do najmłodszych nie należała, o czym świadczą siwe włosy, lecz nikt nie odsyłał jej do "innego świata". Skoro już przy tym jesteśmy - dość późno dowiedziała się, że bohater nakłonił swoją dziewczynę do zaprzestania brania lekarstw. Wszędzie kamery i w ogóle, a dopiero, gdy uciekł, obejrzała sobie odpowiednie nagrania, gdy tłumaczy jak oszukać system dający lekarstwo.
No a bohater... Czy on jest głupi? Tłumaczy dziewczynie to, co się uczy, nie wiedząc, że każdy jego krok jest nagrywany?
6,5/10
Dodaj komentarz