„Klasyczna Anne Rice” – taki fragment recenzji Alexandry Alter z „The Wall Street Journal” widnieje na okładce polskiego wydania najnowszej powieści wspomnianej pisarki, doskonale znanej z serii książek o wampirach. Po przeczytaniu „Daru wilka”, mógłbym pod taką opinią podpisać się niemal od razu. Czy to oznacza, że znana pisarka, która prezentuje nam coś odmiennego od losów krwiopijców, posiada patent tworzenia dobrych historii o wilkołakach?
Gdy tylko zobaczyłem nazwisko autorki, wiedziałem, że książka musi trafić w moje ręce. Tym razem bez wampirów, ale na czytelnika czeka nie mniej mroczna historia Reubena Goldinga – początkującego dziennikarza, który udaje się do starej rezydencji na kalifornijskim wybrzeżu, by napisać o niej artykuł. Nasz główny bohater poznaje dziedziczkę tego domostwa, z którą następnie spędza upojny wieczór. Historię rodem z romansu przerywa nocny atak, podczas którego kobieta ginie, a Reuben zostaje pogryziony przez jakieś zwierzę. Pewnie już się domyślacie, że wkrótce potem młody dziennikarz odkrywa, iż posiada zdolność przemiany w niezwykle silną bestię. Z tytułowym „darem” będzie się jednak musiał zmierzyć samodzielnie, próbując pogodzić dotychczasowe życie zwykłego człowieka i zew bestii, domagającej się ukarania złoczyńców.
Brzmi to trochę niczym komiksowa historia, ale w istocie Anne Rice wmawia nam, że wilkołaki doskonale wyczuwają zło i zabijają tych, którzy na to zasługują. W ten sposób powstaje Człowiek Wilk, który grasuje po całej okolicy i ratuje ludzi, jednocześnie zabijając tych, u których „wyczuwa” zło. Przyznam szczerze, że pomysł ten wydał mi się od samego początku niedorzeczny. Autorka próbuje na nowo stworzyć historię wilkołaków, przez co istoty te wcale nie są bezrozumnymi mordercami, jednak wątek karania zła posłużył chyba jedynie jako przykrywka do wciśnięcia czytelnikowi tyrad o istnieniu Boga czy granicy między dobrem i złem. Jest tego co prawda mniej niż chociażby w przywoływanym we wstępie cyklu o wampirach, niemniej ten charakterystyczny element książek Anne Rice nie każdemu może się wydać odpowiednio ciekawy. Spostrzeżenia autorki nie są błyskotliwe, zaś cytowane w paru miejscach fragmenty poezji wydają się doczepiane na siłę.
Jest to o tyle dziwne, iż Reuben – z zamierzenia – miał być postacią o płytkiej przeszłości bogatego chłopca, który otrzymuje mroczny dar i dopiero wtedy zaczyna się zmieniać jego światopogląd. Nagle z pisarza staje się myślicielem, gotowym w trakcie jedzenia sałatki w gronie najbliższych pytać o naturę dobra i zła. Później poddaje się całkowicie przemianie i Anne Rice czyni z niego postać wręcz modelową – mściciela niesprawiedliwości bez wyrzutów sumienia i z odpowiednim zapasem gotówki, by zafundować sobie bezpieczną kryjówkę. Rozumiem, iż obsadzenie go w roli narratora całej opowieści nie pozwala w pełni przedstawić pozostałych bohaterów, jednak w tym wypadku Rice zdecydowanie zabrakło pomysłów. Mamy kochających rodziców, wyrozumiałą dziewczynę i wątek romansowy z kobietą, która jest tak posłuszna i dobrotliwa, że aż nudna, wręcz w pewien sposób nierealna. Nawet inne wilkołaki, które siłą rzeczy musiały się pojawić, to właściwie lekki zarys istot wiekowych, wręcz elitarnego klubu dżentelmenów, którzy obserwują wszystko i wkraczają dopiero w samej końcówce książki.
Spodziewałem się, że Anne Rice pokusi się o jakąś mitologię bądź też historię. Co prawda Reuben wcale nie miał w sobie jakiejś żyłki kronikarza, niemniej przydałoby się nieco napisać o wilkołakach. Tutaj mamy tylko garść terminów naukowych, naiwną historyjkę pogryzienia przez dzikie plemię i całą masę niewiadomych, o których autorka nie wspomina. Wiem, że takie elementy potrafią czasem nudzić, ale kiedy w końcu pojawiają się pierwsze odpowiedzi, to wówczas nagle pojawia się też ostatni rozdział. Ten wygląda na dopisany przez kogoś innego, bowiem nie ma w nim żadnej dramaturgii, żadnej zapowiedzi kontynuacji, a jedynie łagodne zakończenie rodem z filmu dla młodzieży.
„Dar wilka” postrzegam raczej w kategorii eksperymentu autorki, która bada kolejną tematykę dla swoich powieści. Moda na wampiry przygasa, więc nie dziwi fakt, że trzeba się zabrać za coś innego. Zwykle chwalę, gdy daną pozycję czyta mi się łatwo i bez przerw, jednak tutaj mamy do czynienia z prostą historią i równie nieskomplikowanymi postaciami, przez co całość wypada – niestety – co najwyżej średnio. Głównym bohaterem nie targają jakieś filozoficzne niewiadome, nie czeka na niego jakiś nieznany wróg, a wszystko przypomina nieco romans, w którym jest całkiem sporo przemocy i drobna dawka seksu. Fani wilkołaków nie znajdą tu dla siebie nic nowego, zaś pozostali przeczytają z ciekawości. Sądząc po cytowanych fragmentach recenzji zza oceanu, magia nazwiska autorki nadal działa. Dla mnie to jednak za mało.
Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz