Kiedy w 2005 roku drukarnia wypluła “Zmierzch”, napisany przez Stephanie Meyer, zapewne tylko wydawca spodziewał się, jak szybko tytuł ten stanie się bestsellerem. Niestety pewnie nawet on nie był w stanie przewidzieć, że tym samym przywróci popkulturze wampiry. Dzisiaj, 7 lat (bogowie, nawet nie myślałam, że już aż tyle czasu minęło!) po premierze wampiry są... wszędzie. Pojawiają się w praktycznie co trzeciej książce. A każda książka, która utrzyma się na listach bestsellerów odpowiednio długo, doczekuje się także ekranizacji – czy to w postaci serialu, czy filmu pełnometrażowego. Tak było właśnie ze “Zmierzchem” czy “Pamiętnikami wampirów”.
W pewnym stopniu szczęśliwie tematem wampirów zainteresował się Alan Ball, producent “Sześciu stóp pod ziemią”, i postanowił zekranizować powieści Charlaine Harris. “Czysta krew” szybko zawojowała ekrany nie tylko dzięki nazwisku Alexandra Skarsgårda, ale również za sprawą nie do końca typowych realiów, w jakich rozgrywają się wampirze historie.
Luizjana dotychczas słynęła głównie z bagien, aligatorów, jednak od niedawna w jednym z jego małych, zapadłych miasteczek, znanym jako Bon Temps, dochodzi do serii morderstw na, z pozoru niewinnych, dziewczęciach. Z pozoru, ponieważ, jak się wkrótce okazuje, wszystkie w niedalekiej przeszłości odwiedziły wampirzy bar “Wamptazja” (ang. Fangtasia). I tu wypadałoby zarysować jeden z wyjątkowych wątków tego serialu. Otóż wampiry w “Czystej krwi” postanowiły oficjalnie ujawnić się światu oraz domagać praw równych ludziom. Żądania te stały się oczywiście zarzewiem dla wielu politycznych i etycznych dyskusji. I aż szkoda mi dalej dopisać, że jest to jedynie tło dla głównych wydarzeń.
Główny nurt wydarzeń krąży wokół Sookie Stackhouse, kelnerki z lokalnego baru. Jej życie nigdy nie było łatwe, od dzieciństwa zmagała się z niezwykłym darem, który w istocie okazał się przekleństwem – umiejętnością czytania w myślach. Pewnego wieczora bar, w którym pracuje, odwiedza wampir – pierwszy znany w tych okolicach. Sookie obsługuje go z tak wielkim entuzjazmem, że nawet ratuje go później z rąk przestępczej parki, pragnącej utoczyć mu krwi. Tu pojawia się kolejny smaczek serialu, o którym warto wspomnieć. Krew wampira, chociaż posiada nie do końca odkryte przez ludzi właściwości, szybko stała się silnym narkotykiem. Naturalnie, wkrótce Sookie postanawia również rozwikłać zagadkę morderstw.
Odskoczniami od serialowego wątku głównego są losy jej przyjaciół: brata Jasona, słynącego w okolicy z licznych jednonocnych przygód z mieszkankami Bon Temps, najlepszej przyjaciółki Tary, zmagającej się z nałogiem alkoholowym matki oraz wspaniałego geja oraz unikalnej drag queen – Lafayetta. Do tego ostatniego od razu zapałałam sympatią szczególnie, gdy usłyszałam jego charakterystycznego “bitches!”. Wspomniany na początku Skarsgård, niestety, raczej nieczęsto się pojawia w odcinkach. Z całą jednak pewnością mogę napisać, że kiedy się już pojawi, robi to z przytupem i niezaprzeczalnym czarem. Jest zdecydowanie najlepszym wampirem, jakiego dotychczas spłodziła popkultura. Poza nim w serialu może nie goszczą czołowe hollywoodzkie nazwiska, niemniej wszyscy aktorzy wspaniale wywiązali się ze swoich ról. Każda postać z drugiego planu jest wielowymiarowa, barwna i chyba nawet bardziej pociągająca niż czołowa para.
Główna fabuła jest doszczętnie trywialna i wydaje się tylko tanią przynętą na wszystkie, liczne w końcu, fanki “Zmierzchu”. Co więcej, Sookie jest naiwną, “praworządną”, głupią gęsią, której rola ogranicza się do wzdychania i rzucania maślanego spojrzenia w stronę Billa, wspomnianego wcześniej wampira. Oczywiście nie zdradzę wam zbyt wiele, jeżeli napiszę, że Sookie oraz Bill w końcu zakochują się w sobie, tworząc kontrowersyjny związek człowieka z wampirem. Wyjątkowa jest jednak aparycja głównej bohaterki, bowiem grająca ją Anna Paquin nie należy do typowych hollywoodzkich piękności.
Fantastyczne jest natomiast tło, jak już z resztą wspomniałam. Sceny przetykane są czasem programami, gdzie dyskutują obie strony wampirzego konfliktu. Podobnie osoby trzecie mają zawsze coś do powiedzenia na temat praw krwiopijców. Za to należy się serialowi wielki, wielki plus. I właśnie to przyciąga do niego na dłużej i karze później wracać.
“Czysta krew” z pewnością już doczekała się odpowiedniego zainteresowania ze strony wampirzych fanów. Chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się nie odbiegać od większości “poprawnych politycznie” seriali i filmów o łagodnych wegetariańskich krwiopijcach, na drugi okazuje się dość kontrowersyjnym i wulgarnym. Pełno w nim seksu i nieocenzurowanej przemocy, a “łagodne” wampiry chcące koegzystować z człowiekiem okazują się wilkami w owczej skórze. Polecam wszystkim, którzy potrafią przymknąć oko na romantyczne bzdety, ale także tym, którzy romantyczne bzdety lubią.
Komentarze
Nie ma potrzeby zastanawiać się nad wszystkimi zaletami produkcji, bo wszystkie zostały dokładnie wymienione w recenzji. Mnie również z miejsca zachwyciła postać Lafayetta, gra aktorska Skarsgårda czy rewelacyjne tło dla wydarzeń: debaty w telewizji, konflikt między chrześcijanami a wampirami. Jedyne co tu nie bardzo mi pasuje, to właśnie te romantyczne bzdety. Szczególnie dotyczy to dwunastego odcinka i bohaterskiego wyczynu Billa.
Poza tym kompletnie nie rozumiem, co Sookie widzi w tym Billu. Sam ciągle udowadniał, że jest tym lepszym i szczerze mówiąc, bardziej jemu kibicowałem niż Billowi. Ale cóż, nie jest tajemnicą, że bohaterka jest dość głupia (kolejna wada). Mnie osobiście najbardziej rozwalają jej krzyki. Początkowo stwierdziłem - ile można krzyczeć. Za każdym razem, kiedy znajdzie jakieś ciało, krzyczy. Jeszcze czasami ma opóźnioną reakcję - patrzy się, patrzy i wtedy dopiero krzyczy. Jednak z czasem stało się to tak groteskowe i zwiastowało kolejne interesujące zdarzenie, że w sumie mi się podobało. W każdym bądź razie, to rewelacyjny serial. Podobał mi się też wątek tych morderstw. Lubię takie kryminalne sprawy, co prawda może odpowiedź nie była błyskotliwa, zaskakująca, powodująca opad szczęki niczym w "Sherlocku", ale odpowiednio napędzała akcję. Wątki obyczajowe przyjaciół Sookie też złe nie były.
Moja ocena: 8,5 (dla całego serialu 9, bo dawno nic mnie tak nie wciągnęło; to jeden z najlepszych seriali fantastycznych, mimo że szósty sezon okazał się przeciętny przez nielogiczności i beznadziejne wątki miłosne).
Dodaj komentarz