Luperkal...
Tuż przed nim, przed wbitymi w onyks platformy palcami, zalśnił nagle oślepiający blask. Świetlny efekt teleportacji stał się nieznośnie jasny, po czym zamarł.
Na krawędzi platformy stał bóg. Był prawdziwym olbrzymem, przewyższającym każdego z Astartes tak samo, jak Astartes przewyższali ludzi. Jego pancerz był biały, niczym poranne słońce lśnił złotymi, po mistrzowsku wykonanymi zdobieniami. Jego powierzchnię pokrywały rozliczne symbole, wśród których uwagę przyciągało przede wszystkim godło w postaci pojedynczego oka pośrodku napierśnika.Za budzącą grozę postacią łopotał biały płaszcz.
Twarz ponad napierśnikiem pozbawiona była hełmu, skrzywiona w grymasie, absolutnie idealna w swych proporcjach, zalana blaskiem. I piękna, niezwykle piękna.
Przez chwilę bóg stał nieporuszony w obliczu wściekłego podmuchu. Potem uniósł szturmowy bolter i pociągnął za spust. Tylko r a z.
Wystrzał odbił się echem we wnętrzu wieży. Rozległ się zdławiony, niemal zagłuszony podmuchem mocy krzyk, a potem dźwięki zamarły. Ściana mocy zniknęła, huragan ustał. O platformę z brzękiem uderzyły odłamki szkła. Ekaddon runął w dół, na parapet okna. Uchwycił się go pewnie, wdrapał do wnętrza wieży i wstał.
– Panie mój! – powiedział i opadł na jedno kolano, pochylił głowę.
Kiedy napór powietrza zmalał, Loken stracił oparcie. Zaczął zsuwać się po lśniącej onyksem platformie, nie mogąc znaleźć uchwytu dla palców. Znalazł się na krawędzi. Silna ręka pochwyciła go za nadgarstek i wciągnęła na platformę. Loken przewrócił się na plecy, drżąc na całym ciele. Spojrzał na platformę i stojący na niej złoty tron. Pozostały z niego tylko szczątki, pozostałe po eksplozji tajemnego mechanizmu energetycznego. Wśród pogiętych płyt metalu i zniszczonych elementów wewnętrznych siedział spalony kościotrup, szczerząc zęby poczerniałej czaszki i opierając zwęglone kości ramion na podłokietnikach tronu.
– Taki los czeka wszystkich tyranów i oszustów – zabrzmiał niski głos.
Loken uniósł wzrok, by spojrzeć na stojącego nad nim boga.
– Luperkal... – wymamrotał.
Bóg uśmiechnął się.
– Po co te formalności, kapitanie – wyszeptał Horus.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz