Rzadko kiedy tytuł tak precyzyjnie oddaje to, co czeka nas podczas lektury, jak w przypadku "Coś zabija dzieciaki" wydanego przez Non Stop Comics.
James Tynion IV, scenarzysta mający w dorobku kilka tytułów przygotowanych dla DC, zabiera czytelników do Archer's Peak – małej miejscowości, która ostatnimi czasy stała się miejscem tragicznych zdarzeń. W krótkim odstępie czasu zniknęło bowiem kilkoro dzieci, a niedługo później znaleziono zmasakrowane zwłoki większości zaginionych. W oczach co poniektórych mieszkańców młody James urasta do miana głównego podejrzanego. Powód? Chłopak był świadkiem masakry dokonanej na kumplach, jednak on sam przeżył, przez co ludzie nie wierzą w jego relacje o dziwnym stworze mordującym dzieci. Przynajmniej dopóki w miasteczku nie pojawia się Erica Slaughter, dziwna blondynka mająca nieliche doświadczenie z potworami.
Z góry uprzedzam, że pomimo pozornych podobieństw "Coś zabija dzieciaki" nie jest komiksowym "Stranger Things". James Tynion IV wprawdzie wikła młodych bohaterów w nadprzyrodzone tajemnice, lecz nastrój jest odmienny, a historia prostsza. Scenarzysta zupełnie przyzwoicie rozwija fabułę, dzięki czemu komiks czyta się z przyjemnością – ot, mamy odpowiednio wyważoną mieszankę akcji, pytań pozostawionych bez odpowiedzi i osobliwości budujących nadnaturalną atmosferę, a czasem także i budzących grozę. Tajemnice piętrzą się wraz z każdym z pięciu zeszytów i po zakończeniu lektury najciekawsze kwestie pozostają niewyjaśnione. W dodatku komiks wieńczy scena, która zapowiada zintensyfikowanie akcji w kolejnych odsłonach. Co zresztą nie powinno dziwić, bo "Coś zabija dzieciaki" ma predyspozycje do częstszych scen slasherowych.
Na wczesnym etapie serii zawodzą kreacje bohaterów – oprócz osobliwej i zarazem przyciągającej uwagę Eriki Slaughter, pozostałe postacie są jakby rodem wyrwane ze standardowej obsady filmu grozy klasy B. Niezbyt rozgarnięty szeryf, zatroskany brat jednej z porwanych dziewczyn, młody James, któremu nikt nie wierzy na słowo… Scenarzysta układa fabułę z dobrze znanych klocków i komiks najbardziej cierpi na braku oryginalności. Szkoda, bo pomimo sztampowych postaci James Tynion IV postarał się o naprawdę dobre dialogi. Niestety ograne motywy, schematyczne postaci, odpuszczanie logiki i rozwleczenie decydujących scen skutkują obniżeniem końcowej noty.
Od strony graficznej to solidne rzemiosło, najbardziej wyróżniające się nie samą jakością obrazów, lecz ich kompozycją. Niejednokrotnie Werther Dell'Edera ("Briggs Land") stosuje kadry układające się w poziome sekwencje wykorzystujące szerokość dwóch stron. Takie podejście do układu ilustracji na początku lekko wybija z rytmu, szybko jednak staje się intuicyjne. Kreskę określiłbym jako realistyczną i miłą dla oka – rysunki są wystarczająco szczegółowe, aby czym prędzej nie skakać po chmurkach dialogowych. Zabrakło za to ilustracji, nad którymi można by się dłużej zatrzymać, przez co to solidna, rzemieślnicza robota z wyróżnikiem w formie rzadko spotykanych kompozycji kadrów.
"Coś zabija dzieciaki" to przykład dobrego komiksu, jednak niespełniającego swojego potencjału. James Tynion IV to sprawny narrator, któremu zabrakło pomysłów na zaskoczenie czytelnika już w pierwszych zeszytach. Do naszych rąk trafia komiks przyjemny, lecz pozbawiony "tego czegoś", dzięki czemu utkwiłby w pamięci na dłużej. Tak czy inaczej, przy "Coś zabija dzieciaki" można miło spędzić czas i fani małomiasteczkowej grozy powinni mieć tę serię na oku.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz