Hugon Pratt, legenda europejskiego komiksu, po raz pierwszy zaprezentował postać pirata Corto Maltese jeszcze w 1967 roku. Teraz zaś przyszedł moment, w którym polski czytelnik może zapoznać się z jego przygodami w nowej, tym razem pokolorowanej, wersji. Zważywszy na wiek utworu, najważniejsze staje się oczywiście pytanie o aktualność jego walorów.
”Opowieść słonych wód” rozpoczyna się w 1913 roku na Oceanie Spokojnym. Piraci pod przywództwem kapitana Rasputina wyławiają z wody dwójkę młodych ludzi oraz tytułowego Corto Maltese. Z kolei złupione z holenderskiego transportowca towary odsprzedają Niemcom stacjonującym w Nowej Gwinei Niemieckiej. Za poczynaniami morskich łupieżców stoi jednak ktoś bardziej wyrachowany – tajemniczy Mnich.
Nie da się ukryć, że z racji osadzenia wydarzeń tuż przed wybuchem I wojny światowej nie mogło się obyć bez odrobiny polityki. Nie przeszkadza to wszakże w czerpaniu przyjemności z tego, co w albumie najważniejsze – przygód, przygód i jeszcze raz przygód.
Ocean Spokojny, pełen wysepek, świetnie nadaje się na miejsce awanturniczych opowieści i tym właśnie jest pierwszy tom o Corto Maltese. Mnóstwo akcji, chwil, w których życie bohaterów wisi na włosku, heroicznych wyczynów, nowych przyjaźni, zdrad i skrywanych tajemnic. Dzieje się naprawdę wiele i warto zaznaczyć, że historia kończy się w roku 1915 i czasem pozostaje nam się jedynie domyślać, że pomiędzy kolejnymi kadrami upłynęło kilka miesięcy.
Corto Maltese nie jestem bohaterem kryształowo czystym. To twardziel o często gołębim sercu, przez które, nie zważając na zagrożenia, wielokrotnie pomaga innym, nawet dopiero co poznanym ludziom. Mimo współdziałania ramię w ramię z piratami, w tym z okrutnym Rasputinem, to samotny wilk, którego nie powstrzyma wycelowana weń broń. Protagonista jest też niezwykle skryty, niewiele mówi o sobie, zaś Hugon Pratt dopiero w kolejnych albumach odsłania przed czytelnikiem kolejne fragmenty przeszłości morskiego awanturnika. Jednakże po kilkudziesięciu stronach zdajemy sobie sprawę, że zaczęliśmy z nim sympatyzować. Chociaż mówimy o tytułowej postaci, można pokusić się o stwierdzenie, że jego przewodnia rola nie jest znowuż tak mocno wyeksponowana. Dzieje się tak przez to, że pozostałe postacie również otrzymały w albumie sporo miejsca, chociażby enigmatyczny Mnich, brutalny i niezbyt bystry Rasputin czy więzieni młodzieńcy – Pandora oraz Cain. Ze względu na miejsce wydarzeń nie zabrakło też tubylców, stąd też w komiksie ważne role odegrali przedstawiciele Papuasów czy Maorysów.
Nie wszyscy zostali równie ciekawie przedstawieni, Pandora momentami za bardzo przypomina naiwną i wystraszoną młodą kobietę, po to by na potrzeby fabuły chwycić w dłoń strzelbę, a później wrócić do roli bezsilnej dziewczyny. Cain irytuje przez połowę lektury, bo w trudnej sytuacji zgrywa o wiele większego spryciarza niż jest nim w rzeczywistości. Bardziej interesujący są wspomniani członkowie plemion, u których widać wpływ, jaki mają na nich biali współtowarzysze. Plus należy się też za postać Mnicha, którego imię budzi respekt, nawet gdy znajduje się z dala od miejsca akcji, i jedynie szkoda, że jego pojawieniu się zabrakło podniosłości. Na kartach komiksu pojawiają się też liczni wojskowi i kilku z nich urozmaica opowieść. A ta jest lekko zakręcona.
Mówimy w końcu o piratach będących pod rozkazami Mnicha, w dodatku mających pod opieką dwójkę młodych ludzi, za których pragną otrzymać pokaźny okup, a w to wszystko mieszają się jeszcze wojskowi i tubylcy. Nic więc dziwnego, że na przestrzeni ponad 160 stron będziemy świadkami mnóstwa zwrotów akcji oraz zmian w relacjach bohaterów. Niestety, ich ilość jest tak duża, że część sprawia wrażenie wydumanych. Przed chwilą jedna postać próbowała zabić drugą, ale już na kolejnej stronie zdają się nie pamiętać o dzielących ich różnicach. I tak parę razy w trakcie utworu. W kilku momentach brak logiki jest aż nadto odczuwalny.
Największą zmianą w porównaniu do wcześniej wydawanych w Polsce zeszytów o Corto Maltese jest nowy przekład i koloryzacja ilustracji. Widać, że komiks powstał lata temu – zdradza to nie tylko oszczędna i niezbyt precyzyjna kreska, ale też przywiązanie szczególnej wagi do twarzy postaci, kosztem niemal zupełnego zrezygnowania z tła. Niezależnie czy bohaterowie znajdują się na okręcie, wybrzeżu czy blisko skarpy, drugi plan pozostaje niemalże taki sam. Niemniej szacie graficznej nie można odmówić pewnego uroku, a też nieinwazyjne, stonowane barwy dobrze podkreślają archaiczne rysunki.
Od początku przygód Corto Maltese minęło już 50 lat, a i tak wciąż warto zamustrować się na jego łajbie. Czuć wady wynikające z wieku komiksu, jak chociażby miejscami drętwe dialogi, wątpliwa logika działań postaci czy pozbawione detali ilustracje, ale to nadal jedna z najciekawszych opowieści awanturniczych, jakie zostały wydane na polskim rynku. Jeżeli lubicie przygody w egzotycznych rejonach, to pozycja w sam raz dla was.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz