Nieznajomość historii o Conanie z Cymerii często jest uważana za niedopuszczalną u osób mieniących się fanami fantastyki. I choć tak buńczuczne słowa mogą zostać negatywnie odebrane, to jedno jest pewne – z tym osobnikiem naprawdę warto się zapoznać. Również w wersji komiksowej.
Conan Barbarzyńca, postać wykreowana przez pisarza Roberta E. Howarda, ma już swoje lata na karku, aczkolwiek pod względem popularności wciąż ustępuje pola nielicznej grupie fikcyjnych bohaterów. Niepokonany wojownik o silnym charakterze, bystrym umyśle i skłonnością do uciech na dobre zadomowił się w popkulturze. Swego czasu trafił także do medium komiksowego – w Polsce jego przygody można było poznać choćby dzięki wydawnictwu Mandragora, które ponad dekadę temu opublikowało "Essential Conan", zaś oficyna Hachette wydaje mającą liczyć 70 tomów kolekcję poświęconą Barbarzyńcy. Do popularyzacji Conana w naszym kraju cegiełkę dokłada również Egmont. Jeszcze w sierpniu do sprzedaży trafił pierwszy album zbiorczy o Cymeryjczyku, a na grudzień przewidziano jego kontynuację. Jest na co czekać, bowiem po lekturze otwarcia cyklu mogę go polecić właściwie każdemu.
"Conan: Narodziny legendy" zawiera materiały, które wydawnictwo Dark Horse Comics opublikowało w zeszytach cyklu "Conan": #0-15, #23, #32, #45-46. Nie znam wprawdzie oryginalnej serii, więc nie jestem w stanie stwierdzić, jak znaczącym ubytkiem są nieuwzględnione w "Narodzinach legendy" zeszyty, lecz ich liczba jest co najmniej niepokojąca.
Robert E. Howard nie rozpieszczał czytelników powieściami i zdecydowana większość tworów o Barbarzyńcy to opowiadania, a zatem jego losy prezentowano w dużej mierze fragmentarycznie. Nieco inaczej ma się sytuacja w komiksie. W albumie znalazło się miejsce dla trzech ksiąg chronologicznie opisujących przygody Cymeryjczyka, lecz obejmują one na tyle pokaźny okres z życia protagonisty, że sporo jest w nim białych plam. Nie jest to jednak szczególnie dotkliwe, a czasem wręcz pobudza wyobraźnię, która stara się zapełnić luki. Zdarza się jednak, że i one bywają uzupełnianie przez samego Conana, wspominającego wyczyny z przeszłości. Tak czy inaczej, siadając do Conana, należy być świadomym, iż to tylko po części adaptacja historii Howarda, ponieważ większość przygód to wytwory scenarzysty.
Album rozpoczyna się od poznania dzieciństwa Conana, który już wówczas jawił się jako jednostka wybitna. Plemię próbujące przetrwać w górach i pokrywających je lasach było nieliczne, zaś on sam od dziecka starał się być jak najbardziej przydatny dla społeczności. Tężyzna fizyczna oraz biegły umysł przysparzały mu nie tylko przyjaciół, lecz także wrogów. Okres młodych lat został ciekawie i wiarygodnie przedstawiony, gdyż uniknięto przesadyzmu w kreowaniu legendarnego herosa. Owszem, już za młodu wyróżnia się spośród tłumów, ale nie dokonuje cudów, które kazałyby zwątpić w zdrowy rozsądek scenarzysty. W późniejszym etapie Barbarzyńca postanawia opuścić Cymerię, wplątuje się w wojny toczone przez inne ludy, zyskuje oponentów pośród magów, zostaje oskarżony o kradzież, spotyka nieśmiertelne istoty i... czyni całe mnóstwo innych rzeczy. Wydanie zbiorcze liczy sobie blisko 450 stron wypełnionych fascynującymi przygodami Cymeryjczyka, które po świetnym początku, wraz z podróżami bohatera, jeszcze bardziej nabierają tempa i pochłaniają bez reszty. Komiks wciąga od pierwszych chwil, zaś po kilkudziesięciu stronach jesteśmy już na dobre zanurzeni w Erze Hyboryjskiej.
Conan może kojarzyć się z górą mięśni, znakomicie wymachującą ostrzem, lecz Busiek przedstawia go jako prawdziwą legendę, spełniającą się nie tylko w roli siepacza. Barbarzyńcy nie brak sprytu, a bagaż doświadczeń związanych z twardym życiem robi swoje, ale przy tym bohater kieruje się swego rodzaju kodeksem moralnym i lojalnością wobec tych, którzy sami mu ją okazują. Nie wzbrania się przed odstraszeniem złodziejaszków napastujących bezbronnego mężczyznę czy rzucenia się na znieważającego arystokratę, a jednocześnie gotów jest walczyć na śmierć i życie za tych, którzy mu pomogli. Scenarzysta sprawnie prowadzi historię, prezentując dzieciństwo i młodość Conana, który na przestrzeni lat zmienił się, tracąc trochę dziecięcej naiwności, jednak nie stając się egoistą.
Kolejne krainy odwiedzane przez Cymeryjczyka intrygują swoją różnorodnością. Cymeria jest obszarem ponurym i górzystym, Hyperborea – teoretycznie krainą mlekiem i miodem płynącą, lecz jedynie dla nielicznych, a przecież to tylko część tego, co czeka czytelników. Warto nadmienić, że w albumie mamy do czynienia z kilkoma stylami graficznymi. Krótki prolog to przede wszystkim jaskrawe, ciepłe barwy. Jednak po chwili akcja przenosi się do Cymerii. Ciemne kolory, pochmurne niebo i mrok czekający za każdą z licznych skał znakomicie obrazują miejsce narodzin Conana i surowe warunki życia. Później oprawa zmienia się jeszcze parę razy, zwykle jednak balansując pomiędzy wymienionymi wariantami. O jednym trzeba pamiętać – cieplejsze barwy wcale nie oznaczają sielanki. W skali całego tomu nie brakuje mocnych, krwawych scen. Wrogowie Barbarzyńcy są skracani o głowy, inni doznają dotkliwych ran, a krzywdy dotykają ludzi na każdym kroku. To nieprzyjazny świat, który został udanie przeniesiony na karty komiksu.
Za wyjątkiem paru drobnych wpadek z giętkością kończyn w bitewnej zawierusze, "Narodziny legendy" to świetnie zobrazowana historia. Emocje postaci są silnie odzwierciedlane przez ich mimikę i mowę ciała, a walki są zarazem czytelne i pełne dynamiki. Może przydałoby się tylko trochę większej dbałości o tła, gdyż postacie w kadrach zajmują na tyle dużo powierzchni, że czasem braknie jej na bardziej charakterystyczny rys krainy. Pod tym względem dużo dzieje się na poziomie koloru, zaś obszerniejsze panoramy pojawiają się rzadziej. Szkoda, ponieważ zwykle są przyjemne dla oka i chciałoby się ich więcej.
Obserwując kolejne losy Conana, coraz mocniej się w nie angażowałem. Za każdym razem, gdy brałem album z myślą o "pięciominutowej lekturze", pochłaniał mnie na co najmniej kilkadziesiąt stron. I właśnie dlatego polecam go każdemu, nie tylko fanom Cymeryjczyka. "Narodziny legendy" oferują wszystko to, co powinno przynosić klasowe fantasy – mnóstwo satysfakcji płynącej z przygód w niezwykłych krainach i u boku interesujących postaci.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz