Seria "Chew" od samego początku obrasta w absurdalne sytuacje, bohaterów o równie dziwacznych, co przydatnych umiejętnościach, a także w tony humoru. W siódmym tomie ostatniego składnika jest jakby mniej.
Zakończenie "Babeczek nie z tej ziemi" jasno dawało do zrozumienia, że kolejna część przygód cybopaty będzie znacznie poważniejsza. I tak też się stało w rzeczywistości. Tony Chu oraz John Colby zostali przywróceni do szeregów FDA, zaś ten pierwszy za wszelką cenę chce odnaleźć i zabić wampira.
Siódmy album to w dużej mierze powrót Tony'ego do roli pierwszoplanowej postaci. Z tym, że wyraźnie zmienił swoje zachowanie. Gorące pragnienie zemsty sprawiło, że brnie przed siebie, heroicznie pokonując kolejne przeszkody, zaś tak przyziemne rzeczy jak niesprzyjający mu przełożony całkowicie straciły na znaczeniu. Layman przedstawia zdeterminowanego cybopatę, który zadziwia nawet ludzi znających go od lat. Rodzinna tragedia została ukazana jako przyczynek do naprawy nadszarpniętych relacji pomiędzy bliskimi, lecz kwestie familijne nie są natarczywe i nie przyćmiewają ani kolejnych działań Tony'ego, ani gagów.
"Chew" wciąż bawi, chociaż trochę rzadziej niż to bywało wcześniej. Naturalnie przygody Tony'ego nie mogły się obyć bez gościnnego występu brutalnego koguta Poyo czy kolejnych romansów Johna Colby'ego. Jednak Layman postanowił zakpić tym razem także ze swoich własnych pomysłów poprzez przywołanie na kartach komiksu pokaźnej gromady postaci o równie niecodziennych umiejętnościach, co Tony. Jeżeli ktoś myślał, że prędzej czy później Laymanowi skończą się zabawne i dziwne pomysły, to uspokajam – na pewno nie czeka nas to zbyt szybko.
Obyśmy za to szybciej mogli poznać rozwinięcia wątków dotyczących konkretnych bohaterów. Z jednej strony w życiu Colby'ego stale się coś dzieje, ale z drugiej losy Savoya, Oliwki czy ukochanej Tony'ego zdają się stać w miejscu. Na szczęście w ramach rekompensaty Layman odsłania nieco kart odnośnie płomieni, które pojawiły się na niebie – mianowicie sugeruje, że nie wszystko musi być takie, na jakie wygląda. Scenarzysta podczas odkrywania jednych tajemnic piętrzy następne i konfrontuje ze sobą kolejnych bohaterów, jednakże czyni to z godną podziwu wprawą.
"Zgniłe jabłka" nie zawodzą, mimo iż są utrzymane w nieco odmiennym tonie niż przyzwyczaił nas do tego cykl. Historia stała się poważniejsza, lecz spieszę uspokoić fanów Tony'ego i spółki – żartów oraz zabawy z narracją czy gatunkami nie brakuje. Jeżeli tylko Layman dalej będzie mieszał dowcipne sytuacje z odsłanianiem kolejnych skrawków historii, to będzie można być spokojnym o jakość dalszych tomów.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz