„Zwiadowcy. Wczesne lata: Bitwa na wrzosowiskach” jest kolejnym dziełem pióra Johna Flanagana, australijskiego pisarza, który swoją sławę zawdzięcza temu właśnie cyklowi. Jego dzieła zyskały sobie dobrą renomę na całym świecie. Słusznie, ta książka w niczym nie ustępuje swoim poprzedniczkom.
Odkąd Morgarath uciekł przed wymiarem sprawiedliwości w Góry Deszczu i Nocy, w królestwie Araluenu panuje względny spokój. Halt, Crowley i ich przyjaciele mają chwilę, by złapać oddech, zająć się sobą i przywrócić kraj do dawnej świetności.
Jednak wszyscy zdają sobie sprawę, że nadciągają ciemne chmury. Czarny Lord nie ustąpi tak łatwo. Każdy ma świadomość, że on coś planuje, lecz nikt nie ma najmniejszej wskazówki, co to może być. To Halt decyduje się podjąć niebezpiecznej misji, jaką jest infiltracja twierdzy zbuntowanego barona. Natomiast Crowley dostaje przydział do pozornie spokojnego, lecz niezwykle ważnego zadania, od którego zależy przyszłość królestwa.
„Bitwa na wrzosowiskach” jest drugim prequelem serii o przygodach zwiadowców, a tym samym kontynuacją wydarzeń, które miały miejsce w „Turnieju w Gorlanie”. Stworzenie dodatkowych części do cyklu poprzedzających wydarzenia z oryginalnej sagi spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem czytelników. Wynikało to zarówno z głodu szczegółów istotnych wydarzeń, o których wcześniej wiedzieliśmy naprawdę niewiele. Innym powodem był fakt, że „Królewski zwiadowca” zyskał sobie reputację pozycji dobrej, lecz wyraźnie słabszej od poprzedniczek.
Sama fabuła spełnia wszelkie wymogi, jakie stawia się prequelom. Akcja, mimo że znamy końcowy wynik, jest wartka, ma odpowiednią głębię i potrafi zaskoczyć. Dzięki temu nie zyskujemy jedynie nudnego dopowiedzenia. Mamy pełnowartościową, wciągającą, potrafiącą zaskoczyć opowieść. Jedyne, czego można być pewnym, to ogólny efekt końcowy.
Ważnym aspektem takich opowieści, które zasadniczo są rozszerzonymi prologami, to także postacie, które się w nich pojawiają. Chodzi tu przede wszystkim o postacie drugoplanowe i dalsze. Jest to ciekawe pole do popisu, ponieważ na ogół takich bohaterów znamy raczej pobieżnie albo wcale. Jest to ważne dla całości świata, w którym rozgrywa się przygoda. Flanaganowi nic nie można w tej kwestii zarzucić. Wszyscy, którzy w późniejszych przygodach grają ważniejszą rolę czy są choćby tylko wspominani, a nawet nigdy więcej się nie pojawiają, są doskonale przedstawieni, żywi i mają spory udział w tym, co się dzieje.
Ciekawostką, o której warto wspomnieć, są odniesienia do chronologicznie późniejszych wydarzeń. W tym wypadku nie chodzi o postacie czy nawet ważniejsze historie, lecz o pomniejsze smaczki ubarwiające opowieść. Daje to również wątek humorystyczny, jako że na ogół pierwotnie te pomysły są krytykowane. Możliwość wyszczerzenia się, dla przykładu, na krytykę Halta, według którego jakaś koncepcja jest co najmniej głupia, a później rzeczywiście została wykorzystana, ma swoją wartość.
Swoją przygodę ze zwiadowcami zacząłem od pierwszego tomu, w którym z miejsca się zakochałem. Dziś jestem dumnym posiadaczem każdej książki Flanagana, która ukazała się na polskim rynku czytelniczym. Mając status weterana, mogę powiedzieć to: mam świetną orientację w tym, czego można i należy się spodziewać po tym autorze i jestem w pełni usatysfakcjonowany. Mogę bez wahania polecić tę pozycję zarówno zagorzałym fanom, jak i tym, którzy chcą dopiero rozpocząć swoje podróże z Haltem, Willem i resztą kompanii.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz