Pierwszy crossover Batmana z Fortnite okazał się jednym z najlepiej sprzedających się tytułów DC Comics w USA. Nie dziwi zatem jego kontynuacja oraz pojawienie się polskich edycji komiksów za sprawą wydawnictwa Egmont.
Batman opuścił świat Fortnite'a i wrócił do Gotham po przygodzie z "Batman/Fortnite: Punktu Zerowego" po to, aby Fortnite przybył tym razem do niego. A konkretnie Fundament, przywódca grupy zwanej Siódemką. Tymczasem w Metropolis, mieście na ogół strzeżonym przez Supermana, pojawia się kolejne przejście do innego świata. Kim okaże się Fundament dla Batmana? Wrogiem czy sojusznikiem? Co z tym wszystkim wspólnego mają odziany w superzbroję Lex Luthor i Batman, który się śmieje? O tym możemy się przekonać na przestrzeni 48–stronicowego komiksu.
Od strony fabularnej to przede wszystkim spotkanie jednego z najbardziej ikonicznych herosów z Fortnite'em, dodatkowo ozdobione kilkoma innymi, rozpoznawalnymi figurami świata DC. Tylko tyle i aż tyle, bo doszukiwanie się czegoś więcej w tej krótkiej historyjce nie ma racji bytu. Założeniem Scotta Snydera było najpewniej w miarę bezbolesne przeniknięcie postaci DC do Fortnite'a, dlatego też mamy trochę nieszczególnie frapujących dialogów o szczelinach pozwalających odwiedzić inny świat, wzmianki o omniwersum i tym podobne zapychacze. Plusem jest na pewno wydrukowany wewnątrz komiksu kod do gry, co dla fanów będzie bardzo miłym dodatkiem. Generalnie jednak, jeśli nie pałacie sympatią do Fortnite'a, to i ten komiks niczego w tej materii nie zmieni. Z kolei patrząc na niego oczami miłośnika komiksów i Batmana werdykt nasuwa się sam – jest tak wiele ciekawszych tytułów o Mrocznym Rycerzu (i o herosach w ogóle), że ten nie ma do zaoferowania nic atrakcyjnego dla miłośników peleryniarzy.
Lepiej jest od strony rysunkowej, za którą odpowiadają Joshua Hixson ("Posiadłość") i Roman Stevens ("James Bond: Origin"). Hixson w charakterystycznym dla siebie stylu tworzy kadry przy pomocy grubej kreski, mniejszą wagę przykładając do detali. Stevens zabarwił rysunki w sposób potęgujący efekt niewyraźnych, rozmytych kształtów.
Niezwykle trudno potraktować "Fundament" inaczej niż niespecjalnie ciekawy gadżet okołogrowy – postacie z DC są tutaj bezpłciowe i tak naprawdę Batmana mógłby zastąpić dowolny inny peleryniarz. Zwłaszcza że prosta opowiastka to tylko pretekst do zmieszania ze sobą komiksów i gier.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz