Niejeden scenarzysta przejmujący stery w serii z dobrze znanymi postaciami wciska miękki reset. Pozostawia część spuścizny poprzedników bez zmian, ale jednocześnie odcina przeszłość grubą kreską. Co nie przeszkadza w trzymaniu się dobrze znanej grupy bohaterów, urozmaiconej nowymi twarzami. Z podobnego założenia wyszedł Joss Whedon.
Nova – niebezpieczna bliźniaczka profesora Xaviera – pozostaje już tylko wspomnieniem, Jean Grey nie żyje, a Scott Summers opłakuje jej śmierć w ramionach Emmy Frost, która na powrót znalazła się w gronie pedagogicznym szkoły dla uzdolnionych. Razem z Loganem, Scottem, Bestią i Kitty Pride kierują przybytkiem pod nieobecność Xaviera. Aby ocieplić wizerunek mutantów, postanawiają odświeżyć stroje superherosów i pokazać się w mediach jako obrońcy ludzkości. Szkopuł w tym, że świat obiega transmisja konferencji, na której dawna znajoma McCoya informuje o preparacie całkowicie niwelującym gen odpowiadający za mutacje. I może liczyć na potężne wsparcie.
Po kosmicznej skali wydarzeń przedstawionych w "New X–Men", gdzie do akcji została zaprzęgnięta także wierchuszka Imperium Shi'ar, tym razem mutanci twardo trzymają się ziemi. Sednem jest zaś nie tyle – przewertowane z każdej strony – odrzucenie ich przez część społeczeństwa, lecz istnienie, skuteczność i zasadność przymuszania do przyjmowania specyfiku eliminującego mutacje. Czy preparat działa? Jeśli tak, to kto winien decydować o tym, kto ma go przyjąć? Czy dzięki niemu część mutantów ma szansę na normalne życie? Wokół medykamentu toczy się pierwsza część albumu i choć powyższe pytania mogą znamionować nieco refleksyjny charakter fabuły, to jest ona taka w zaledwie nikłym stopniu. Whedon to weteran branży filmowej oraz telewizyjnej i jako taki prowadzi opowieść w bardzo filmowy sposób. Krótkie sceny, częste przeskoki między bohaterami, zwięzłe dialogi, celne riposty, cięcia w momentach, gdy napięcie rośnie i masa akcji. Dynamika to jeden z największych atutów "Astonishing X–Men". W połączeniu z dobrze nakreślonymi charakterami i sprawnie napisanymi dialogami otrzymujemy zastrzyk bardzo dobrego superhero pisanego bez zadęcia. W drugiej połowie albumu Whedon ucieka się do pomysłu, który przyświecał również napisanemu przez niego scenariuszowi do filmu "Avengers: Czas Ultrona", czyli buntowi Sztucznej Inteligencji. W komiksie jest on jednak bardziej krwawy, a SI kieruje się innymi pobudkami, przez co pomysł ten wypada o niebo lepiej na kartach komiksu.
Pierwszy album "Astonishing X–Men" to porcja porządnie skrojonego superhero. Dużo akcji, ale sensownie poprowadzonej, osnutej wokół dobrze napisanych postaci i świadomego korzystania z kluczowych cech komiksów o mutantach. Jeśli macie ochotę na czystą rozrywkę w superbohaterskim – a już zwłaszcza mutanckim – sosie, to jest to tytuł, który dostarczy wam sporo radości.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz