Annabelle

3 minuty czytania

annabelle, horror

Z filmami – co bez ogródek przyznaję – jestem trochę na bakier. Nieustannie staram się ten stan rzeczy poprawić, jednakże zazwyczaj coś staje na przeszkodzie. A to obowiązki, życiowe bądź redakcyjne, a to ciekawa lektura, a to zwykłe lenistwo. Dlatego ucieszyłem się, kiedy dziewczyna zaproponowała mi wspólne oglądanie „Annabelle”, filmu całkiem świeżego, bo wyprodukowanego w 2014 roku.

Młode małżeństwo, John (Ward Horton) i Mia (Anabelle Wallis) spodziewa się pierwszego dziecka. Żyją w spokojnej okolicy, gdzie wychodząc z domu, nawet nie zamyka się drzwi na klucz. Sprawiają wrażenie statecznych, kochających się osób. Owa sielankowość zostaje zburzona za sprawą niezwykłego prezentu Johna. Mia ma dość osobliwe hobby, jakim jest kolekcjonowanie lalek, a mąż wręcza jej lalkę inną od wszystkich, będącą przyczyną wszystkich późniejszych koszmarów. Jednocześnie w sąsiedztwie dochodzi do przerażających i tragicznych wydarzeń, które mocno wpływają na głównych bohaterów oraz ich nienarodzonego jeszcze potomka.

Film wieje schematem i nudą już od pierwszych scen, a reżyser wykorzystał chyba wszystkie oklepane motywy. Utożsamianie wszelakiego zła z nadnaturalnymi, diabelskimi mocami oraz przedstawienie duchownego jako kogoś, próbującego owo zło powstrzymać. Pseudofilozoficzne gadki pastora, wygłaszane z wysokości ambony. Zresztą wystarczy spojrzeć na rolę Tony'ego Amendoli – niech ktoś spróbuje mi powiedzieć, że to nie jest idealna, podręcznikowa facjata dobrego pasterza, walczącego z diabłem...

annabelle, horror

..ale jedźmy dalej – agresja magicznej mocy, skierowana na dziecko, którego matka będzie bronić za wszelką cenę. Przyjaciółka w podeszłym wieku, obdarzona wymaganą wiedzą i w kulminacyjnym, najdramatyczniejszym momencie biorąca sprawy w swoje ręce. Minuta ciszy i nerwowego oczekiwania, aby znienacka zaatakować widza kakofonią dźwięków oraz „strasznymi” scenami… Wymieniać można jeszcze długo, przez cały czas trwania filmu.

Owo zło, będące w dzisiejszych czasach i tak już pojęciem wytartym, jak również wyświechtanym, zostało przedstawione w sposób, który wciska na usta jedno, trafne określenie – głupkowaty. A to hipiska sprzątnie swoich rodziców, a to zza rogu wyskoczy demon (ale będzie można umknąć przed nim do mieszkania), a to nagle wjedzie do piwnicy skrzypiący wózek i zepsuje windę, annabelle, horror a to ktoś zatrzaśnie drzwi, a to książki spadną z półki na niewinne dzieciątko, a to ktoś krzyknie demonicznym głosem, a to kogoś poturbuje siła nieczysta. Chaos i bezsens są wszechobecne, a powyższe sceny właściwie w żaden sposób nie korespondują ze sobą, o jakimkolwiek ciągu przyczynowo-skutkowym nawet nie wspominając.

Pomijając powyższe idiotyzmy, fabuła jest po prostu nudna. Tatuś pracuje, mama chodzi na spacery, ogląda telewizje, wypakowuje pudełka albo gada z koleżanką; to byłoby na tyle. A, zapomniałbym – pomiędzy takie sceny, przystające do tysiąc dwudziestego trzeciego odcinka serialu obyczajowego, emitowanego w telewizji publicznej, powrzucano elementy właściwe tandetnemu horrorowi. Bez jakiejkolwiek głębszej myśli, na zasadzie „a niech se będzie!”.

Produkcję ratuje nieco niezła gra aktorska, a szczególnie dobrze pod tym względem wypada Annabelle Wallis. Jej strach jest realistyczny i oddziałuje na widza; cały czas odnosi się wrażenie, że bohaterka naprawdę lęka się o siebie i swą rodzinę. Wypada tylko żałować, że wyczytać możemy to jedynie z mimiki postaci, bo cała otoczka nie dorasta jej do pięt. A bynajmniej nie wzniosła się na zawodowe wyżyny – to po prostu pokaz solidnych, aktorskich umiejętności.

Plus należy się również Ericowi Ladinowi, wcielającemu się w rolę detektywa Clarkina, badającego niezwykłe przypadki, rozgrywające się dookoła rodziny Johna. Jego spokój, wyczucie, racjonalność i umiejętność twardego stąpania po ziemi przywodzą na myśl idealnego funkcjonariusza, którego każdy z nas chciałby spotkać w momencie kryzysu. Szczególnie w pamięć zapadło mi lekkie, celne zdanie, którym starał się rozwiać przypuszczenia głównej bohaterki: „czasami cygaro jest tylko cygarem”.

Całkiem dobrze wypadła też budująca napięcie scena natykania się na porozrzucane po schodach rysunki, ale… Nie oszukujmy się; to tylko drobne, pozytywne elementy, podczas gdy całość wypada fatalnie. Czasami cygaro jest tylko cygarem – i właśnie „Annabelle” to ten typ produkcji. Teoretycznie można by spalić i zapomnieć, ale to wcale do najprostszych nie należy – kopci, śmierdzi oraz drapie w gardło.

PS. Moja dziewczyna twierdzi, że należy się 3.5, bo jak sama powiedziała „czasami się bałam”. Kobiety…

Ocena Game Exe
3
Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...