Spiderversum rozpoczęło się nie najlepiej i to dosyć delikatne stwierdzenie. Mnóstwo chaosu – wynikającego ze zdecydowanie za długich i często nic niewnoszących dialogów, wielu Spider-Manów z różnych wymiarów oraz nikłych wyjaśnień przedstawionej sytuacji – nie pomagało w odbiorze opowieści. Finał eventu zaczyna się lepiej, lecz czy można mówić o bardzo dobrym tytule?
Historia o Tkaczach i Dziedziczących dobiega końca. Wydaje się, że ci drudzy mają ogromną przewagę i nawet połączone siły Spider-Manów nie są w stanie tego zmienić. Pojawia się jednak nadzieja dla Pająków.
Spiderversum od początku ma problem z ogromem wszystkiego. Tak postaci i niepotrzebnych dialogów, jak i licznych niedopowiedzeń wynikających z konstrukcji fabuły. Naturalnie niedopowiedzenia mogą być interesujące i w większym stopniu zaangażować czytelnika niż wykładanie wszystkich kart na stół, lecz w tym przypadku było ich – niedopowiedzeń – za dużo. W nowym albumie już na początku dostajemy parę odpowiedzi na nurtujące nas pytania, dzięki czemu kontynuowanie historii jest mniej bolesne. Jednak uzyskanie wyjaśnień w pełni odsłania inną, jeszcze poważniejszą wadę – cały event związany ze Spiderversum to tak naprawdę prościutka historyjka, która przez natłok charakterów i swoisty bełkot o Dziedziczących, Tkaczach i wymiarach próbuje udawać coś więcej niż nieskomplikowaną nawalankę. Niestety z marnym skutkiem.
Na pewno zawodzą sami Dziedziczący, o których trudno pisać w superlatywach. Niby posiadają jakieś moce, ale nie do końca wiadomo jakie. Poza tym Dziedziczący nie przepadają za sobą i łączy ich głównie głód.
Właściwie znalazłem jedynie trzy zalety strony fabularnej. Pierwszym jest sam fakt przedstawienia tak wielu i tak różnorodnych Pająków. Ostatecznie dostajemy m.in. Spider-Świnię czy Spider-Małpę, i choć trudno mówić o jakichś specjalnych walorach, które wnoszą do opowieści, to jednak jest to pewna ciekawostka. Szeroka gama Spider-Manów sprawiła, że ktoś musiał im przewodzić, co doprowadziło do całkiem przyzwoicie ukazanej rywalizacji naszego "głównego" Pajęczaka i Otto Octaviusa, aczkolwiek i tu można było pokusić się o rozwinięcie wątku. Pewne zainteresowanie budzi także Strażnik Krosna, stojący na straży wymiarów.
Strona graficzna wypada lepiej, choć Giuseppe Camuncoli i Olivier Coipel nie do końca sobie poradzili. Upychanie tylu Spider-Manów na małych kadrach to w dużej mierze konsekwencja scenariusza. Pająki niejednokrotnie zlewają się w czerwono-niebieską masę. Niektóre sceny mogą się jednak podobać, bo panowie zadbali o dynamikę starć.
W poprzednich dwóch tomach scenarzysta Dan Slott próbował ukryć miałkość fabuły za zasłoną tajemnicy i można było się łudzić, że seria zaskoczy nas jeszcze czymś interesującym. Twórcy nie sprostali wyzwaniu, przez co powstała tylko w miarę efektowna opowiastka, mogąca zainteresować jedynie największych fanów Pająka. Inni mogą ominąć ten event szerokim łukiem.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz