Napisanie książki w konwencji historical fantasy jest zwodniczo proste. Autor wrzuca bohaterów i swoją wizję wydarzeń w jakiś okres historyczny. Patent jest efektywny, znacząco ułatwia konstrukcję świata i pewnie dlatego stał się modny. Wymaga jednak od autora niezłej wiedzy historycznej lub sprawnego researchera. Inaczej rodzą się pełne niezamierzonych anachronizmów, śmieszne potworki.
Na szczęście "Adept" Adama Przechrzty potworkiem nie jest. Akcja dzieje się na początku XX wieku, na terenie zaboru rosyjskiego (wtedy Królestwo Polskie). To okres bardzo burzliwy. Rywalizacja mocarstw narasta z każdym dniem. Nieuchronnie zbliża się Wielka Wojna, a wszystko to w Warszawie pod butem cara.
Fabuła nie jest skomplikowana. W środku naszej stolicy pojawia się dziwna enklawa, którą trzeba było otoczyć murem nabitym srebrnymi prętami, gdyż zaczęły z niej wychodzić stworzenia niczym z mrocznych baśni i legend. Zapuszczają się tam tylko carskie patrole i alchemicy w poszukiwaniu składników do eksperymentów. Jednym z nich jest nasz główny bohater Olaf Rudnicki.
Olaf, oficer elitarnej carskiej gwardii, oraz jego tajemnicza koleżanka robią wszystko by powstrzymać to, co ma nadejść. Różnią się, bywają wobec siebie bezwzględni. Ich poważne dialogi przeplatane jednak często humorem, cynizmem czy sarkazmem, dają czytelnikom niezwykłą dawkę różnorakich emocji podczas lektury.
Motywy fantasy w tej książce nie są przesadnie rozbudowane. Nie spodziewajcie się rzucania przez magów jakichś czarów czy coś w ten deseń; tutaj rządzi alchemia – tajemnicze substancje, mikstury. Są one głównym narzędziem do walki z mieszkańcami enklawy, ale nie są to jakieś smoki czy ogry. To potwory z krwi i kości, które mają misję do wykonania bez względu na wszystko. Ich naturę dobrze oddają ilustracje autorstwa Przemysława Truścińskiego.
Fabuła jest nieco chaotyczna szczególnie w połowie i w finale. Ratuje ją Olaf. Historia, jego oraz rodziny, bardzo mnie wciągnęła. Podobnie ma się sprawa z postacią pewnej nauczycielki z gimnazjum dla dziewcząt.
Mężczyźni w mundurach i płaszczach oraz sceny akcji są wręcz filmowe w odbiorze. Czytając tą powieść miałem wizję takiego modernistycznego filmu neo-noir, że aż się bałem, że z tego się zrobi jakiś "Ojciec Chrzestny", a Marlon Brando będzie latał z siekierą za potworami.
Autor jest historykiem z wykształcenia, co widać, słychać i czuć. Umieścił w powieści wiele ciekawych odwołań do naszej historii, chociażby motyw PPS czy Kazimierza Funka. Wiarygodnie opisał życie codzienne Polaków pod jarzmem zaborcy.
Trudno jest dzisiaj znaleźć współczesną oryginalną powieść. Fantastyka nie jest wyjątkiem. Czytając mamy wrażenie, że archetypy postaci już gdzieś widzieliśmy, choćby szukanie jakiegoś kamienia filozoficznego czy walkę z kanibalami w Narnii. "Adept" objawieniem nie jest, ale pomimo dostrzegalnej schematyczności warto przeczytać, chociażby dla samego konceptu fantasy podczas zaborów. Świat powieści nie jest tuzinkowy.
Komentarze
Dodaj komentarz