Seria "Najwybitniejsi Naukowcy" duetu Jordi Bayarri i Dani Seijas jest narzędziem edukacyjnym dla młodych czytelników, mającym zapoznać ich z osiągnięciami wybitnych uczonych z przeszłości: Darwin, Einstein, czy Newton, lecz pojawiły się w niej i mniej stereotypowe dla tego typu zestawień postacie (np. Hypatia). Polskie wydanie, które uzyskało rekomendację dr. Tomasza Rożka, jest zakończone również jego komentarzem.
Na komiks "Ada Lovelace. Czarodziejka liczb" składają się 34 strony komiksu, 5-stronicowe "Kto jest kim" autorstwa Tayry Lanuzy, 5 stron szkiców postaci oraz komentarz dr Tomasza Rożka do omawianej postaci. Fabuła jest niezwykle nieinteresująca, zawiera dużo informacji o tym, czym zajmowała sie Ada Lovelace, lecz interesującej w tym opowieści znikome ilości. Pojawia się drobny żarcik literacki na wstępie, reszta treści jest niezwykle "sztywna". Informacje o postaciach Tayry Lanuzy są zbyt encyklopedyczne, a szkice w tym przypadku zupełnie zbędne. Dodatkowy komentarz dr Rożka wpisuje się w ogólne tendencje utworu. Licząc strony należy uwzględnić, że komiks jest w formacie 20.5x14.5cm.
Na wartość tego komiksu próbowałem spojrzeć z kilku perspektyw. Jako dorosły czytelnik nie mam tutaj w ogóle czego szukać. Jako dziecko trudno powiedzieć, czy byłbym zainteresowany taką formą przekazu oraz jej tematem – z historii od zawsze interesowała mnie wojskowość. A gdybym był ojcem? Chyba tylko czworonożnego stworzenia z ogonkiem, robiącego "hau, hau" lub "miau, miau" – nie chcę tak bardzo, że nawet nie umiałbym sobie wyobrazić, jak wychowywać "kaszojada".
Idea komiksu jest zdecydowanie szczytna, jednak jego realizacja wątpliwa. Opowieść jest wyjątkowo dydaktyczna, poprawna, edukacyjna – nie dostrzegam zaś przestrzeni rozrywki. Dla nikogo: ani czytelnika dorosłego, ani dziecka. A muszę wziąć poprawkę, że dzisiejsze dzieci mają jeszcze więcej bodźców oddziaływujących na nie: dzieciak przeskakujący między "World of Tanks" na telefon, a "Fortnite" na komputerze szczerze wątpię, aby mógł czerpać z czegoś takiego jakąś rozrywkę. Wreszcie cena – choć jest ona możliwie najniższa, uwzględniając obecny rynek wydawniczy, wciąż jest nieadekwatna do wartości tej komiksowej broszurki. Być może komiks odnalazłby jakieś zastosowanie w szkole, jako materiał dydaktyczny. Recenzja ta jest w większości zbieżna z recenzją "Galileusz. Posłaniec gwiazd", tak jak w istocie bliźniacze są względem siebie te komiksy.
Jest to dosyć specyficzny komiks, który trudno ocenić, uwzględniając profil portalu. Myślę, że najwłaściwsza byłaby ocena 5/10 – oddaje ona mój ambiwalentny odbiór publikacji, będącej marnym komiksem dla zwyczajnego czytelnika, choć mogącej mieć w określonych warunkach swoje zastosowanie.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz