Świat jaki jest, każdy widzi. Ale od „widzieć” do „poznać” i „zrozumieć” droga daleka. Naukowcy wciąż rozpatrują kolejne zagadnienia, ale każde odkrycie rodzi tylko więcej pytań. A co stanie się, gdy któregoś dnia pojawi się ktoś, kto rozwiąże nierozwiązywalne? Będzie można nazwać go stwórcą?
Tomasz prowadzi podwójne życie. Ma żonę, za którą kiedyś szalał. Miłość skończyła się w momencie, gdy okazało się, że ich córka cierpi na autyzm. Teraz ucieczkę od problemów stanowi Adrianna – utrzymanka mężczyzny. To miał być tylko układ, ale niespodziewanie bohater staje przed decyzją o odejściu od żony. Jednak zamiast układać sobie na nowo życie, nagle musi rzucić wszystko w kąt, by odnaleźć swoje uprowadzone przez nieznajomego mężczyznę dziecko. Dlaczego właśnie ona? Przypadek czy zaplanowane działanie? Zarówno Tomasz, jak i jego żona nieźle zarabiają, więc może to porwanie dla okupu?
Tymczasem w Lizbonie niezwykle uzdolniony młody fizyk David Katzner poznaje profesora Mayera Hochbauma i historię jego życia. Kto by przypuszczał, że ten prawie siedemdziesięcioletni człowiek współpracował niegdyś ze służbami specjalnymi i uczestniczył w tajnym projekcie nazwanym Trójca Święta? Ich działania nie potoczyły się do końca zgodnie z planem, ale Hochbaum liczy, że Davidowi uda się dokończyć dzieła i zrozumieć rzeczy, nad którymi łamią sobie głowy najtęższe umysły tego świata.
Co łączy te dwa wątki? Dość długo nic nie wskazuje na to, by był taki element, a mimo to nietrudno domyślić się, że kluczem do zagadki jest porwana dziewczynka. Problem w tym, że wcale nie tak łatwo dotrwać do finału. „Ad infinitum” to thriller, tymczasem opowieść toczy się nieśpiesznie, wręcz leniwie. Niby liczy się każda minuta, a jednak ma się wrażenie, że pościg toczy się w zwolnionym tempie. A gdy nareszcie poznajemy rozwiązanie, okazuje się ono równie nijakie jak cała książka.
Odbiór opowieści psuje też fatalnie skonstruowany jeden z głównych bohaterów – Tomasz. Nie do każdej postaci trzeba czuć sympatię, ale w tym przypadku rozwiązania wybrane przez autora są co najmniej wątpliwe. Niewierny mąż, który na dodatek nie akceptuje chorej córki? To jeszcze nic niezwykłego, powiedziałabym nawet, że takie zachowanie jest w dużej mierze zrozumiałe. Jednak niezależnie od jego wcześniejszego podejścia chciałoby się kibicować mężczyźnie, który posuwa się bardzo daleko, byleby uratować dziecko. Tymczasem Tomaszowi kibicować się nie da. Wyrusza za porywaczem chyba tylko w ślepym pędzie, a gdy uświadamia sobie, że najlepiej by było, gdyby dziewczynka się nie odnalazła, stwierdza, że robi to wszystko dla kochanki, by wiedziała, jak bardzo jest odpowiedzialny. Niby szkoda dziecka, ale tak naprawdę najbardziej liczyłam na to, że „bohaterski” ojciec wpadnie pod ciężarówkę i na tym się skończy jego wątek.
Niektórzy recenzenci dopatrują się w tej książce ciekawych zagadnień filozoficznych, rozważań na temat przypadku w naszym życiu itp. Nie mam prawa i nie chcę negować czyichś opinii, uważam, że piękno tkwi w różnorodności, także jeśli chodzi o gusta. Jeśli ktoś lubi szukać ukrytych sensów, a przy tym chętnie sięga po thrillery, być może warto, by sięgnął po „Ad infinitum”. Mnie osobiście jednak ta historia zupełnie nie przekonała. Tak naprawdę na upartego przesłań i mądrości można dopatrzeć się w dowolnej książce – tylko po co? Nie wystarczy poruszyć jakieś tematy, by historia nabrała wartości – trzeba jeszcze zrobić to mądrze i ciekawie.
Nie potrafię polecić „Ad infinitum”, choć wiem, że są osoby, którym powieść przypadła do gustu. Autor misternie splata liczne wątki i błahe z powodu wydarzenia okazują się mieć kluczowe znaczenie. Widać pracę, jaką Protasiuk włożył w jej napisanie – wątki filozoficzne, naukowe i judaistyczna mistyka zajmują tutaj istotne miejsce. Cóż z tego, gdy cała historia – od początku aż po sam koniec – jest mdła i nie zapada w pamięć?
Dziękujemy wydawnictwu Powergraph za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz