John Flanagan i jego seria "Zwiadowców" stanowią nieodłączną część mojej biblioteczki już od wielu lat i nigdy tego nie żałowałem. Raz na jakiś czas do nich wracam, by się wzruszyć, pośmiać i przypomnieć sobie wciągające przygody. I teraz mogę nieco porozwodzić się nad najnowszą częścią o podtytule "Zaginiony Książę".
W Królestwie Araluenu panuje względny spokój. Co prawda tu czy tam pojawiają się drobne problemy, ale nie jest to nic, z czym tutejsi władcy i protektorzy nie mogliby sobie poradzić. W takich chwilach kłopoty mają to do siebie, że lubią przychodzić z zewnątrz. Władca Galii przybywa z prośbą o pomoc w związku z faktem, iż jego syn został porwany przez jednego z żądnych władzy baronów i korona uznaje, że warto udzielić pomocy. Will i Maddie trafiają na kontynent przebrani za rybałtów, tam zaś czeka na nich kraina pełna niebezpieczeństw, w której nawet sojusznikom nie można w pełni ufać. Czy w tych okolicznościach zdołają stanąć na wysokości zadania?
Ukazany w historii świat wnosi powiew świeżości, ale nic wstrząsającego. Wydarzenia te rozgrywają się już jakiś czas po poprzedniczce i choć początki mają miejsce w Araluenie, to większa część fabuły toczy się w Galii. A choć była już okazja, by ten kraj zwiedzić, to tym razem przemierzamy tereny, których wcześniej nie ukazano. Pozwala to na upust wyobraźni i stworzenie kilku ciekawych lokacji, z których przede wszystkim wyróżniają się budzące podziw twierdze, niepozbawione przy tym zapierającego dech w piersiach piękna.
Znani nam bohaterowie nie rozczarowują. Są to w dalszym ciągu te same inteligentne i zabawne postacie, które mieliśmy okazję na przestrzeni lat pokochać. Co do nowych, konkretnie tych o galijskich korzeniach, tutaj sprawa prezentuje się inaczej. Nie chodzi mi o to, że są źle skonstruowane, w żadnym razie. Po prostu spora część z nich, zwłaszcza ci na wyższych szczeblach drabiny społecznej, to nie są osoby, które można by polubić jako istoty ludzkie. A skoro budzą taką niechęć, to można powiedzieć, że autor wykonał swoją robotę porządnie.
W historii ciężko się będzie dopatrzyć jakiś ważniejszych przesłanek moralnych, nie ma sensu tego ukrywać. Tym razem odpuszczono sobie ciężkie rozważania, co pod pewnymi względami wychodzi historii na dobre. Dzięki temu akcja zyskuje na płynności. Pośród ważniejszych zagadnień pojawiają się różnice między systemami władzy Araluenu oraz Galli i ukazywanie, jak warto czasem kierować się tzw. "racją stanu". No a całość przyprawiono odpowiednią dawką końskiego humoru.
Ze "Zwiadowcami" jestem za pan brat od gimnazjum i nadal od czasu do czasu sięgam sobie po którąś część, by spojrzeć na ten czy inny fragment – zawsze sprawia mi to czystą przyjemność. Tak samo było i tym razem. Opowieść była naprawdę porywająca i szybko się czytała, zapewniając mi świetną rozrywkę na kilka wieczorów. Polecam.
Dziękujemy wydawnictwu Jaguar za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz