Yang

3 minuty czytania

yang,after yang

Amerykanin koreańskiego pochodzenia o pseudonimie Kogonada będzie raczej nieznany polskiemu odbiorcy. W kręgach filmowych wsławił się świetnymi esejami wideo na temat twórczości i technik stosowanych przez wybitnych reżyserów (są dostępne za darmo na jego stronie internetowej). Pierwszy pełnometrażowy film Kogonady, zatytułowany “Columbus”, to wyśmienity kawałek kina niezależnego, piękna historia o dojrzewaniu i architekturze, pełna starannie dobranych kadrów i ujęć. Dlaczego o nim wspominam? Ponieważ drugi film tego twórcy jest bardzo podobny.

Głównym bohaterem “Yang” wcale nie jest tytułowy Yang, lecz jego właściciele. Poznajemy rodzinę, na którą składają się Jake (Colin Farrell), Kyra (Jodie Turner-Smith) oraz ich adoptowana chińska córka Mika (Malea Emma Tjandrawidjaja). Yanga, granego przez Justina H. Mina, dostajemy w zasadzie na dokładkę. To wyspecjalizowany robot, tzw. “techno-sapien”, którego rolą jest bycie starszym bratem Miki oraz przekazywanie jej chińskiej kultury i obyczajów. Film rozgrywa się w Ameryce w bliżej nieokreślonej przyszłości przesiąkniętej orientem. Ludzie noszą tradycyjne japońskie ubrania, wszyscy jedzą ramen, a Jake prowadzi sklep z herbatą.

Jego interes nie kręci się najlepiej i pochłania sporo czasu. Kyra również jest zapracowana, w skutek czego Mika głównie spędza czas z Yangiem i jest z nim silnie związana. Film otwiera brawurowa scena tańca, w której nasi bohaterowie konkurują z innymi czteroosobowymi rodzinami. Na koniec konkurencji android doznaje awarii i przestaje funkcjonować. Naprawienie go jest niemożliwe. Można za to odzyskać jego moduł pamięci i zachowany w nim zbiór wspomnień – kilkusekundowych nagrań tego, co Yang uznał za istotne. Jake zaczyna oglądać te wspomnienia przy pomocy specjalnych okularów VR, w wyniku czego dokonuje wielu zaskakujących odkryć na temat Yanga. Na przykład kim jest nieznana mu młoda blondynka grana przez Haley Lu Richardson, z którą robot się kolegował? Kim właściwie był jego “sługa” i co znaczył dla niego oraz pozostałych członków rodziny?

Kogonada świetnie dobrał aktorów do ról. Colin Farrell, dla którego jest to druga po Pingwinie wyśmienita kreacja w tym roku, gra pięknie, wrażliwie, dobrze oddaje zagubienie postaci i jej konfrontację z nowymi odkryciami o Yangu. Nie gorsza jest Jodie Turner-Smith jako zmartwiona i przepracowana matka, chcąca przejść nad sytuacją do porządku dziennego. Młoda Malea Emma Tjandrawidjaja wypada znakomicie w roli adoptowanej Miki, lekko zdystansowanej od swoich zapracowanych rodziców. Wreszcie Justin Min jako Yang, spokojny, cierpliwy, opanowany, pełen “chińskich ciekawostek”, który największe niespodzianki zachowuje na sam koniec filmu. Nie oglądamy go zbyt wiele w filmie, widzimy za to świat jego oczyma.

Nie mam się czego czepiać w wykonaniu filmu i zdjęć, mogę tylko klaskać z zachwytu. "Yang” to wizualny majstersztyk, Kogonada daje popis swoich umiejętności i obsesji. Każdy kadr jest starannie dobrany, film nie ma zbędnych scen i nie marnuje naszego czasu (trwa półtorej godziny). Podobnie jak w “Columbus”, zobaczymy tu powtarzające się motywy i sceny, zwłaszcza odbicia postaci w szkle i w lustrach. Kogonada starał się uchwycić ulotne chwile i emocje, co mu się udało. Ścieżka dźwiękowa autorstwa Aski Matsumiyi jest mieszanką instrumentów i elektroniki, świetnie podkreśla każdą scenę.

“Yang” to film science-fiction, w którym owego science-fiction jest jednocześnie dużo i mało. Dużo, bo mówimy przecież o przyszłości, w której możliwe jest klonowanie ludzi i budowanie robotów takich jak tytułowy bohater. Drugi plan niektórych kadrów jest zdominowany przez futurystyczne wysokościowce, pojazdy same się sterują i poruszają się w tunelach. Mało, gdyż te wszystkie futurystyczne elementy są jedynie tłem. Większość akcji rozgrywa się w jednym modernistycznym domu. Jest bardzo nowoczesny, wypełniają go przedmioty o pięknych kształtach, sprawia bardzo ciepłe, rodzinne wrażenie.

W ostatecznym rozrachunku “Yang” to piękny film o żałobie, a przez to o człowieczeństwie. Podchodzi do tematu bardzo taktownie, nie jest przegadany. Jest melancholijny bez wyciskania łez, delikatnie skłania do zadumy. Nie jest to prosty film science-fiction na leniwy wieczór, wymaga uwagi. Więcej, wymaga od widza otwarcia się i uwrażliwienia, dzięki czemu jednocześnie się go ogląda i doświadcza. Został ze mną na dłużej, myślałem o nim, a pisząc tę recenzję wracałem do niektórych scen. Gorąco polecam go spróbować.

Ocena Game Exe
10
Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...