Vikings: Wolves of Midgard

4 minuty czytania

vikings: wolves of midgard

Nie wiem, czy to kwestia mojego ociekającego krwią jotunów topora, ale chyba nie znajdzie się śmiałek, który stwierdzi, że istnieje lepsza gra cRPG w klimatach nordyckich niż „Vikings: Wolves of Migdard”. Ta kwestia nie może podlegać żadnej dyskusji, bo na tym polu Games Farm może naprawdę czuć się bogiem, co jednak wcale nie oznacza, że ich produkt jest wzorową grą akcji. Lepiej ciepło się ubierzcie, bo zabieram was w mroźne klimaty i mimo lodowatego wiatru spróbuję opowiedzieć o „Vikings: Wolves of Midgard”.

Ekran powitalny to okazja do posłuchania przyzwoitej, klimatycznej muzyki, jak też od razu przechodzimy do kreacji bohatera. Nie ma tutaj żadnych przejawów dyskryminacji, bo pojawiają się zarówno panowie, jak i panie. Co więcej, żadne z nich nie ma początkowo na sobie zbyt wiele, więc przedzieramy się przez kolejne plansze i w końcu rzucamy wygłodniali na pasjonującą opowieść o męstwie, poświęceniu, wojnie oraz bohaterstwie. Problem w tym, że taką fabułę na pewno gdzieś już widzieliśmy, więc Games Farm stwierdziło, że ograniczy się do minimum, czasami tylko zmuszając nas do „przeklikania” wciąż dość skromnych objętościowo dialogów. Możemy spokojnie niczego nie czytać i przeć bez oglądania się na cokolwiek, bowiem i tak nie ominie nas nic zaskakującego. Szkoda tylko, że nie pokuszono się o jakieś dłuższe misje z towarzyszami, bo jednak takie samotne przedzieranie się przez mapy jest trochę... depresyjne.

vikings: wolves of midgard

Prawdziwy system klas praktycznie nie istnieje, zastąpiony możliwością składania hołdu konkretnemu bóstwu, które w nagrodę daje nam dostęp do własnych umiejętności. Tych ostatnich możemy umieścić na pasku tylko osiem, ale zdobycie tego kompletu będzie nas kosztować trochę zachodu. Niby w ten sposób Games Farm zmusza nas do wysiłku, ale te pierwsze mapy z wilkami oraz goblinami są męczące. Niby każda arena ma swój cel dodatkowy i możemy te poboczne zlecenia wykonywać praktycznie do woli, to jednak po pierwszych dwóch godzinach miałem serdecznie dość monotonii, przez co od monitora wstawałem nader często.

Ten powolny rozwój widać także w dość śmiałym elemencie, czyli obowiązku rozbudowy klanowej wioski. Dostęp do lepszych schematów wymaga odpowiednio rozwiniętego rzemieślnika, którego musimy jeszcze wpierw uwolnić. Niby takie rozwiązanie nie jest złe, bo faktycznie promuje wielokrotne odwiedzanie tych samych obszarów, a co za tym idzie, dalszy rozwój postaci, ale jednak nasza baza wypadowa straszy pustką i człowiek niepotrzebnie denerwuje się, bo znów okazało się, że nie ma odpowiedniej ilości desek do tego, by kowal mógł wykuć lepszy miecz. Szkoda, że twórcy nie zdecydowali się na losowe areny czy wyzwania, bowiem takie urozmaicenie wyszłoby "Vikings" zdecydowanie na dobre. Niby mamy wyzwania bogów w formie kolejnych fal na zamkniętym obszarze, ale ten tryb nie zdobył mojego serca.

Samo siekanie przeciwników daje sporo radości, bo ciosy są dość widowiskowe i możemy nawet obejrzeć lekkie zwolnienia w momencie zadania decydującego ciosu. Niestety nie ma tutaj jakichś bardzo dużych grup, więc często walczymy na zasadzie wyłuskiwania wrogów. Słabo na tym tle prezentuje się łuk, który strzela po jakiejś dziwnej trajektorii i niejednokrotnie trzeba się ustawić w odpowiednim miejscu, by móc ustrzelić oponenta za wzniesieniem. Szokuje jednak zdobywanie w ten sposób surowców, bo mamy wrażenie, jakby nasz dzielny wojak atakował w zupełnie przypadkowych miejscach. Nie ma jakiegoś sprawdzonego patentu na wynajdowanie rzeczy możliwych do zniszczenia, więc dzierżąc broń białą możemy po prostu dobrą okazję przegapić.

Zupełnie nie rozumiem systemu Gniewu, który polega na kumulowaniu złości i "uzewnętrznianiu" jej w pożądanym momencie. Wtedy też nie możemy korzystać z pozostałych umiejętności, zaś tylko zwykłe klikanie generuje właściwy pasek, stąd te dwa systemy praktycznie się wykluczają. Można to przecież ze sobą połączyć i sprawić, że Gniew przyspiesza odnawianie zdolności lub też stwarza własne, z których możemy skorzystać tylko przez krótki czas.

vikings: wolves of midgard

Tryb dla wielu graczy to właściwie ciekawostka. Wykonujemy po prostu swój własny wątek, ale do zabawy mogą przyłączyć się inni. Szkoda, że nie mamy jakichś osobnych zadań czy też po prostu zwyczajowego rankingu, bo bez tych elementów wzajemne zmagania są pozbawione nutki rywalizacji. O potencjalnych chętnych wcale nie było łatwo, stąd pewnie większość nabywców "Vikings" nie poświęca temu trybowi dużo uwagi. Dla mnie jest to raczej ciekawostka, lecz Games Farm na tym polu po prostu dało ciała i nie da się tego napisać dużo łagodniej.

Całkiem niezła prezentacja obszarów nie pozwala jednak przymknąć oka na pozorny ogrom map, bowiem wiele miejsc pozostaje niedostępnych, zaś wszystkie wyżej położone etapy stanowią jedynie ciekawostkę. Wszystko zaplanowano na zasadzie odcinków z miejscami zapisu, więc prawdziwa swoboda eksploracji praktycznie nie istnieje. Podobnie wyglądają pojedynki z bossami na osobnych mapach, po których szybko wracamy do wioski. Dobrze chociaż, że zadbano o ślady na ziemi czy też zastosowano system wyziębienia organizmu, zmuszając nas do lawirowania pomiędzy kolejnymi ogniskami. Postacie wyglądają jednak dużo gorzej. Modele może i mają dobrze odwzorowane ciała, ale w pozycji stojącej wykonują dziwne ruchy i odwracają głowę w nienaturalnej pozie, więc tamtejszy ortopeda pewnie dopiero się uczy. Szkoda także, że podczas przerywników filmowych musimy na końcu klikać, bo bez tej podpowiedzi kilka minut oglądałem tę samą planszę.

vikings: wolves of midgard

Polska wersja językowa obejmuje jedynie napisy, więc możemy posłuchać przyzwoitych oryginalnych głosów oraz całkiem przyjemnej muzyki. Tłumaczenie tekstu czasami wychodzi jednak dość koślawo, bez odpowiednich końcówek, więc raczej trudno mówić tutaj o jakiejś sensownej korekcie. Przedpremierowe wydanie zawiera dodatki pokroju widocznych tatuaży, soundtracku czy plakatu, ale nie są warte większego zachodu, bo to samo zawiera edycja limitowana.

"Vikings: Wolves of Midgdard" to gra praktycznie na raz. Cieszy całkiem dynamiczna rozgrywka, niezły edytor postaci oraz rozbudowa wioski, ale dziwi zupełnie system gniewu czy też tryb multiplayer, który nie zachęca do dodatkowej zabawy. Twórcy mieli kilka dobrych pomysłów, ale ich finalny produkt jest niestety zbyt mało rozbudowany, by konkurować z najpopularniejszymi grami w tym segmencie. Jako odskocznia sprawia się bardzo dobrze, ale musimy zacisnąć zęby i przeboleć kilka pierwszych nudnych godzin, by następnie móc sobie bezstresowo mordować kolejne grupki wrogów. Póki co jednak lepiej zaczekać, bo sugerowana cena 139,99 PLN to zdecydowanie za dużo, by choć raz ukończyć główny wątek fabularny.

Dziękujemy firmie CDP za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Plusy
  • nordycki klimat
  • edytor postaci
  • system rozbudowy wioski
Minusy
  • bezsensowny multiplayer
  • brak możliwości kupowania gotowych przedmiotów
  • miałki wątek główny i powtarzalne zadania poboczne
  • system gniewu
  • nudne pierwsze godziny
  • cena
Ocena Game Exe
6
Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·

Cytat

Nie wiem, czy to kwestia mojego ociekającego krwią jotunów topora, ale chyba nie znajdzie się śmiałek, który stwierdzi, że istnieje lepsza gra cRPG w klimatach nordyckich niż „Vikings: Wolves of Migdard”.


"The Banner Saga"?
0
·
Trochę inny rodzaj rozgrywki w TBS Najbliżej było Loki, ale to staroć już.
0
·
Pytałeś o cRPG ogólnie, a nie o slashera x)
0
·
Ja czekam na "Expeditions: Viking"

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...