The Inquisitor

5 minut czytania

inquisitor,i the inquisitor

Przyznam się szczerze, że po cichu liczyłem na dobry debiut tej gry. "Wiedźmin" czy "Gamedec" pokazały, że jest miejsce dla wirtualnych przygód w światach znanych w książkach polskich pisarzy fantasy, jednak wersja demo stanowiła niemały zawód. Gdzieś tam człowiek sobie powtarzał i próbował przekonać samego siebie o początkowym etapie prac oraz możliwości poprawy pewnych (może zbyt wielu?) elementów. Potem przyszła premiera a wraz z nią zakup w ten sam dzień wersji z dodatkowymi bajerami. Cóż, boleśnie odbiłem się od "The Inquisitor" i pozostało mieć nadzieję, że drugie podejście, już po pewnym czasie, pozwoli na bezbolesne ukończenie przygody z dużą ilością heretyków na koncie co niewątpliwie powinno ucieszyć przełożonych.

Zacznijmy jednak od podstaw, czyli roku 1533 i miasta Koenigstein, gdzie znajdziemy pokaźnych rozmiarów katedrę (czyli jest to ważny punkt na mapie), jednak brak w nim oddziału Świętego Officjum (może jednak nie aż tak ważny), stąd też nasz główny bohater, niejaki Mordimer Madderdin, musi sobie radzić sam podczas polowania na dręczącego mieszkańców wampira. Pamiętajmy, że to próba przeniesienia na ekrany świata wykreowanego przez Jacka Piekarę, gdzie historia Jezusa Chrystusa potoczyła się zgoła inaczej, zaś wspomniany wcale nie umarł na krzyżu. Pokłosiem jego walki z innowiercami jest właśnie cech inkwizytorów, zaś my wcielimy się w jednego z tych sławniejszych.

The Inquisitor

Pierwsze minuty z grą przypominają trochę "Wiedźmina 2: Zabójcy Królów" zarówno w kwestii wizualnej, jak też samej konstrukcji zdarzeń. Strażnik miejski co prawda jest skłonny ukorzyć się przed majestatem reprezentowanej przez nas instytucji, jednak nie wie zbyt wiele, stąd też odsyła nas na tutejszy rynek. Trochę tak, jakby ktoś kierował Geralta do centralnego miejsca w Flotsam. Na tym jednak kończą się podobieństwa, bowiem "The Inquisitor" od pierwszych minut pokazuje, że za cel postawiono sobie dobrze napisaną historię, której nie udało się "ubrać" w szaty na miarę 2024 roku.

Nie uprzedzajmy jednak faktów, bowiem wpierw musimy dostać się na tutejszy rynek. Pozornie prosta historia o spijającej krew bestii okazuje się być jedynie przystawką do dużo poważniejszego wątku. Pierwsze kroki w Koenigstein zapamiętamy jednak na długo, bowiem Mordimer zostaje okradziony, zaś nas czeka bieganie po szaroburym mieście bez mapy. Sytuację ratują drogowskazy, jednak jest ich zbyt mało, zaś ulice i pozamykane na klucz domy tak do siebie podobne wcale nie pomagają. Nie ma też co liczyć na mieszkańców, bowiem ci wcale nas nie zauważają. Pozostaje jedynie przeć do przodu w samotności, by w końcu dostać się na tutejszy jarmark. Dalej historia zaczyna nabierać tempa, zaś nam, jak na inkwizytora przystało, przypadnie zadanie rozwiązania zagadki, choć po drodze będziemy mogli nieco pokorzystać z życia.

The Inquisitor

Mordimer Madderdin nie jest jednak pierwszym lepszym cudakiem w mundurze, stąd też mamy dostęp do kilku udogodnień. Przede wszystkim u niektórych strach wzbudza sama profesja bohatera, który posiada dodatkowo zdolność... modlitwy. Mnie też za pierwszym razem trochę to zdziwiło, choć trzeba przyznać, że w założeniach opcja ta przypomina wiedźmińskie zmysły. Nie tylko wspiera nas podczas nawigacji pomiędzy zadaniami, ale pomaga też zbierać tropy i oznaczać ważne postacie. Dobrze, że zadbano nawet o odpowiednią animację, jak też słyszymy słowa wypowiadane po łacinie.

Będziemy musieli pobawić się detektywa, bowiem nikt nie będzie nam ułatwiał sprawy, więc pozostaje odszukanie dowodów oraz posiłkowanie się wizytami w innym wymiarze. Pierwsze rozwiązanie wydaje się być dość proste, bowiem zakłada rozmowy, oglądanie śladów czy też podsłuchiwanie rozmów, stąd też ciekawszym sposobem jest druga opcja. Podobnie jak książkowy pierwowzór, Mordimer może przenosić się do Nieświata. Tego typu "wycieczka" wymaga znalezienia odpowiedniego miejsca wejścia, zaś potem biegamy między wspomnieniami. Żeby nie było za łatwo, śledzi nas maszyna rodem z "Matrixa", jak też niektóre obszary pozostają strzeżone przez bezkształtnych mieszkańców pustki. Musze przyznać, że ten element nie przypadł mi do gustu z uwagi na swoją powtarzalność. Nie jest też jakoś wybitnie trudny, zaś zwiedzane lokacje robią wrażenie tylko za pierwszym razem.

The Inquisitor

Walka w ogóle nie sprawia pozytywnego wrażenia choćby raz. Mordimer porusza się z gracją muchy, zaś wyprowadzenie riposty to częściej kwestia przypadku niż zamierzonego działania. Chaos podczas i tak nielicznych starć sprawia, że wątpimy w fakt posiadania przez naszą postać inkwizytorskiej licencji, zaś brak możliwości wykonywania skoków tylko potwierdza smutny fakt – "The Inquisitor" stworzył niedoświadczony zespół, który wciąż ma jeszcze sporo nauki przed sobą, zwłaszcza w kwestii animacji wywołujących często politowanie. Co ciekawe, nie widzimy paska zdrowia bohatera, stąd też ciężko czasem stwierdzić na ile dobrze (lub niedobrze) nam idzie oraz kiedy należy przejść do nieco mniej agresywnej taktyki. Dobrze chociaż, że da się ten element znacznie ułatwić poprzez odpowiednią opcję, dzięki czemu możemy zaoszczędzić sporo czasu... i nerwów.

Te ostatnie na pewno będą nam towarzyszyć podczas przemierzania Koenigstein. Brak mapy, do tego nieliczne drogowskazy oraz możliwość zaglądania tylko do wybranych budynków sprawiają, że podróżowanie po mieście to koszmar. Brak znaczników zadania w pewien sposób rekompensuje umiejętność Modlitwy, jak też po paru godzinach gry zyskamy dostęp do podziemnych skrótów, jednak wielokrotnie będziemy się błąkać tylko dlatego, że nikt nam nie chce pomóc, zaś okolice są momentami tak do siebie podobne, że trudno szukać charakterystycznych punktów odniesienia. Co gorsza, nie możemy skakać, więc wszelkie płotki to przeszkoda nie do przejścia, choć zdarzają się i takie miejsca, do których dostępu broni niewidzialna ściana nawet wtedy, gdy dalej prowadzi widoczna ścieżka. Aż dziw bierze, że takie rzeczy robi się jeszcze w 2024 roku...

The Inquisitor

Strona techniczna "The Inquisitor" także pozostawia wiele do życzenia. Często musiałem grę uruchamiać ponownie, bowiem główne menu nie chciało się pokazać. Wciskanie obu przycisków myszki miało aktywować Modlitwę, lecz zamiast tego pojawiała się ciemność lub też wściekle różowe tło. Twórcy gry po tak długim czasie od premiery nie kwapią się z łatkami, stąd też niejednokrotnie musiałem zaciskać zęby, aby Mordimer znalazł w końcu odpowiednie miejsce do popchnięcia fabuły. Dodatkową trudność stanowi system automatycznego zapisu, który wcale nie uaktywnia się tak często jakbyśmy tego chcieli. Sami nie możemy wybrać dogodnego momentu, co już na samym początku może zniechęcić niesamowicie wytrwałych nabywców gry.

Podobać za to może się warstwa dźwiękowa, bowiem towarzysząca nam muzyka jest całkiem przyjemna. Głosy postaci to już nieco mniej udana hybryda dobrych, średnich (i tu niestety zakwalifikował się sam Mordimer) oraz tych całkowicie sztucznych, wśród których znalazło się zbyt wielu mieszkańców Koenigstein. Sporo tutaj przekleństw, ale zdecydowanie mniej wczucia się w rolę. Polski dubbing cieszy, jednak czytając książkowy cykl inkwizytorski Jacka Piekary wyobrażałem sobie, że nasz inkwizytor to postać o dużo wyższej erudycji oraz potrafiąca samą modulacją głosu osiągać niektóre cele bez rozlewu krwi. Tutaj tego zdecydowanie brakuje.

The Inquisitor

Nierówna jest też graficzna strona "The Inquisitor". Z jednej strony całkiem niezłe menu, intro oraz przerywniki, jak też podobać się mogą niektóre budowle w mieście, zaś z drugiej modele postaci, roślinności czy w końcu wygląda głównego bohatera mogą budzić w najlepszym razie niepokój, w najgorszym zaś politowanie. Zalewa nas morze niemych klonów, zaś wiele miejsc najlepiej oglądać z pewnej odległości. Gra wcale nie ma niskich wymagań sprzętowych, jednak znów poczułem się jakbym grał w "Demonicon" z 2013 roku od – nomen omen – tego samego wydawcy. Wiem, że kwestie wizualne nie mogą w sposób wyłączny decydować o ocenie danego produktu, jednak studio chwaliło się sporym budżetem, który został wykorzystany źle.

Ten zmarnowany potencjał to pierwsze, co przyszło mi namyśl podczas próby wystawienia końcowej oceny. Niezła fabuła, do tego próba pokazania inkwizytorskiego fachu poprzez szukanie śladów, przesłuchania czy podsłuchiwanie informacji nie są w stanie zrekompensować kiepskiej strony wizualnej, fatalnej walki, kwestii technicznych czy braku podstawowych narzędzi podczas poruszania się po dużym Koenigstein. Sentyment do książek Piekary to za mało, abym był skłonny drugi raz ukończyć "The Inquisitor". Już ten pierwszy bieg do końcowego filmiku wystarczył, abym pozostawił wirtualnego Mordimera samego sobie. Spróbować mogą najtwardsi fani, jednak polecam poczekać na solidną przecenę, bo wołać za porzuconą przez samych twórców grę 170 PLN to raczej ponury żart.

Plusy
  • bardzo przyzwoita fabuła oparta na popularnym świecie z książek
  • Mordimer Madderdin
  • całkiem duże miasto
  • przyzwoita muzyka
  • próba pokazania inkwizytorskiego fachu
Minusy
  • brak systemu ręcznego zapisywania stanu gry
  • problemy techniczne
  • koślawe animacje
  • grafika, zwłaszcza postaci
  • brak mini mapy
  • etapy w Nieświecie
  • tragicznie dobrane głosy w polskim dubbingu
  • cena
Ocena Game Exe
5.5
Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...