Ślepe stado

3 minuty czytania

ślepe stado

Pierwszą przeczytaną powieścią Johna Brunnera byłem trochę rozczarowany. „Na fali szoku” okazało się średnią pozycją, chyba niegodną przynależności do elitarnego grona Artefaktów. Postanowiłem dać jednak jeszcze jedną szansę autorowi – kiedy na księgarnianych półkach pojawiło się „Ślepe stado”, nie wahałem się ani chwili. Czy słusznie?

Wizja świata przedstawiona przez Brunnera prezentuje się przerażająco i antyutopijnie. Z nieba zasnutego ciężkimi chmurami pada kwaśny deszcz, zabójczy dla ludzi i środowiska naturalnego. Chodzenie po ulicach bez maski tlenowej grozi śmiercią, niebezpieczeństwa czyhają nawet w wodzie z kranu, zaś Morze Śródziemne najbardziej przypomina wielki zbiornik trujących wyziewów. Niektórzy obywatele powoli dostrzegają tragizm sytuacji i próbują walczyć z władzami, w ich mniemaniu odpowiedzialnymi za obecny stan rzeczy. Nazywają się "trainistami", od nazwiska samozwańczego przywódcy, Austina Traina. Problem w tym, że prawdziwego Traina mało kto kiedykolwiek widział, po okolicach zaś krąży mnóstwo jego sobowtórów.

Klimat „Ślepego stada” jest ciężki, mroczny i przytłaczający. Dominuje szarość, wszędzie czuć ponury nastrój oczekiwania na nadchodzącą, nieuchronną zagładę. Brunner skacze z miejsca na miejsce, oddając nam do dyspozycji krótkie fragmenty tekstu. Dzięki temu poznajemy uniwersum z perspektywy różnych ludzi i ich problemów. Niestety wprowadza to również ogromny chaos – miałem wrażenie, jakbym oglądał kiepski film w urywkach. Później, gdy wątki zaczynają się zazębiać, dostrzegamy powiązania rozmaitych sytuacji i ich wcześniej ukryty sens. Nie zmienia to faktu, że Brunner kreuje swoją wizję nie z kunsztem i maestrią, a w bólach niemalże porodowych.

Nagromadzenie bohaterów w nie tak znowu długiej książce jest zdecydowanie zbyt duże. Zapoznajemy się z nimi przeważnie tylko przez parę chwil, by natychmiast przeskoczyć do następnego nazwiska. W żaden sposób nie możemy przywiązać się do kogokolwiek, bo po prostu spędzamy z nimi zbyt mało czasu. To wada, bo nie poruszają nas kryzysowe i niejednoznaczne sytuacje, w jakie autor często wpakowuje postacie. Szkoda – fabuła prezentuje się oryginalnie i nietuzinkowo, czego niestety nie można powiedzieć o charakterach.

ślepe stado

Czy wizja świata o kompletnie zrujnowanym środowisku naturalnym wydaje mi się realna, w jakiś sposób prawdopodobna? Nie ufam ani politykom, ani ekoterrorystom, nie wierzę także w społeczny rozsądek, jednak Brunner chyba trochę przesadził. Wkraczamy już na obszar domniemywań i przypuszczeń, niemniej wydaje mi się, iż ktoś w końcu zdołałby powiedzieć „stop” i opamiętać się. Ale tę artystyczną przesadę w pełni dopuszczam. Ma nas przestrzec przed głupim korzystaniem z dobrodziejstw Matki Natury, przed ogólną bezmyślnością i bezrozumnym niszczeniem. Oby Brunner się mylił – oby złowieszcza wizja nigdy nie urzeczywistniła się, a pozostała uwięziona na papierze.

Dostrzegłem niepokojącą skłonność do powielania pewnych schematów. Zarówno w „Na fali szoku”, jak i w „Ślepym stadzie” mamy do czynienia ze złym bohaterem, który pod wpływem słów i przekonań protagonisty zmienia swój własny, wypracowany przez lata światopogląd. Ta metamorfoza wypada kompletnie nieprzekonująco. Dokonuje się w zbyt krótkim czasie, aby mogła być wiarygodna. To też oczywiście pewien artystyczny zabieg, jednak mało realistyczny.

Do „Ślepego stada” nie można się zbyt szybko zniechęcić. Należy także maksymalnie skupić się na lekturze, inaczej umknie nam zbyt wiele motywów. Początek zdecydowanie nie zachwyca, ale warto dobrnąć do finału i samemu ocenić złożoność intrygi oraz wydźwięk poetycki pointy. Nie nastawiajmy się na lekturę łatwą czy przyjemną w odbiorze.

ślepe stado

Bez wielkich ogródek przyznam, że przez pierwszą część powieści chciałem wystawić dużo niższą ocenę. Dopiero ujrzawszy fabularną głębię i łańcuch zdarzeń przyczynowo-skutkowych, doceniłem walory „Ślepego stada”. Oczywiście informacje, jakoby była to najlepsza książka w historii SF, należy włożyć między bajki – sam nie jestem przesadnym fanem gatunku, a z miejsca mogę wymienić kilka bardziej wartościowych. To po prostu głęboka, poruszająca pozycja, z którą warto się zapoznać. John Brunner się broni – nie zawsze z gracją, ale koniec końców bardzo skutecznie.

Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
8.33 Średnia z 3 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...