Fragment książki

5 minut czytania

W nocy przed nowiem, gdy panowały ciemności tak głębokie, że znikł nawet wąziutki rożek księżyca, w czerni za niewielkim zagajnikiem z Otchłani zaczęło się sączyć prawdziwe zło.

Mroczna mgła gęstniała powoli, aż ukształtowała się w parę gigantycznych demonów o szorstkiej, brunatnej skórze poznaczonej sękami i guzami niczym kora drzewa. Zgarbione, mierzyły sobie dziewięć stóp wzrostu, a ich zakrzywione szpony wbijały się głęboko w zamarzniętą ziemię. Stwory stały nieruchomo i węszyły. Ich czarne oczy śledziły otoczenie, a w gardzielach narastał głuchy warkot.

Usatysfakcjonowane, demony rozdzieliły się i przycupnęły, gotowe do skoku. Za nimi mrok gęstniał i rozlewał się na runo leśne. Wtedy pojawiła się kolejna para eterycznych kształtów. Były smukłe i drobne, mierzyły najwyżej pięć stop wzrostu, a ich ciemna skóra była gładka, w przeciwieństwie do zniekształconych pancerzy ich większych braci. Szpony wieńczące delikatne palce wydawały się kruche, cienkie i proste niczym wymodelowane paznokcie kobiety. Oblicza nowych przybyszów były płaskie, pozbawione pysków, a w ustach widniały rzędy ostrych zębów.

Istoty miały wielkie oczy bez powiek, a głowy ogromne, wręcz rozdęte, ze stożkowato zwieńczonymi, wysokimi czaszkami. Skórę ich znaczyły guzy oraz żyły, pulsujące wokół drobnych rogów.

Przez dłuższą chwilę obaj przybysze wpatrywali się w siebie. Ich czoła pulsowały, jakby powietrze między nimi przeszywały wibracje.

Jeden z większych demonów dostrzegł ruch w krzakach. Doskoczył i z przerażającą prędkością wyłowił szczura z kryjówki. Uniósł go wyżej i przyjrzał mu się z zaciekawieniem. W tej samej chwili jego pysk upodobnił się do szczurzego. Nos i wąsy przeszyła seria skurczy, gdy z górnej szczęki wyrosły dwa długie siekacze. Język potwora prześlizgnął się po zębach, jakby badał ich ostrość.

Jeden z mniejszych demonów odwrócił się, by przyjrzeć się znalezisku. Zmiennokształtny wyszarpnął szponem wnętrzności gryzonia, po czym odrzucił na bok truchło. Na rozkaz swego księcia obaj zmiennokształtni przeobrazili się w ogromne wichrowe demony.

Demony umysłu aż zasyczały, gdy wyszły z zakątka, gdzie panowały absolutne ciemności, w blask gwiazd. Światło im nie przeszkadzało. Z ich ust dobyły się chmurki pary. Zostawiając pazurzaste ślady w śniegu, podeszły do zmiennokształtnych. Większe demony pochyliły się nisko, by książęta mogli wspiąć się na ich grzbiety. W chwilę później wzbiły się w powietrze. W drodze na północ otchłańcy minęli wiele innych demonów. Bez względu na to, czy małe czy duże, wszystkie kuliły się, aż książęta przelecieli dalej, ale bez wahania ruszały za zewem, który nadal wibrował w powietrzu.

Zmiennokształtni wylądowali na wysokim wzniesieniu, a demony umysłu zsunęły się z ich grzbietów, by popatrzeć na widok u swoich stóp. Na równinie obozowała ogromna armia, rozliczne namioty odcinały się nieskazitelną bielą od zabłoconego śniegu, który zamarzał z nadejściem nocy. Wielkie, garbate zwierzęta juczne stały spętane w kręgach mocy, przykryte kocami dla ochrony przed zimnem. Runy wokół obozu były mocne, lecz nad bezpieczeństwem czuwały też grupy strażników o twarzach owiniętych w czarne płótno. Nawet z tej odległości demony umysłu czuły moc, bijącą od runicznej broni wartowników.

Za runami chroniącymi obóz widać było leżące pokotem ciała demonów, oczekujących na wschód dziennej gwiazdy i śmierć w płomieniach.

Jako pierwsze na wzniesienie, gdzie zatrzymali się książęta, dotarły demony ognia. Utrzymując nakazany szacunkiem dystans, rozpoczęły swój taniec podziwu i oddania, wywrzaskując wyrazy uwielbienia.

Wystarczyło, by przez czoło władcy przemknął pojedynczy impuls, a demony natychmiast ucichły. Noc spowiła śmiertelna cisza, pomimo, że zastęp demonów, zwabionych książęcym zewem, rósł z każdą chwilą. Demony ognia i drzew stały ramię w ramię, zapomniawszy o nienawiści rasowej, a demony wichrowe krążyły nad ich głowami.

Demony umysłu o pulsujących czołach, nie zwracały uwagi na rosnące zgromadzenie. spojrzenia wbiły w równinę u swych stóp. Po chwili jeden zerknął na zmiennokształtnego, przekazując mu swe życzenie, i ciało podwładnego natychmiast zaczęło topnieć i rozdymać się, aż uformowało w ogromnego demona skał. Zebrane istoty w ciszy ruszyły za nim w dół zbocza.

Obaj książęta pozostali na wzniesieniu w towarzystwie drugiego zmiennokształtnego. Tylko patrzyli.

* * * * *

Gdy byli już blisko obozu, nadal skryci w mroku, zmiennokształtny zwolnił i skinął, puszczając przodem ogniste demony ognia, najmniejsze i najsłabsze ze wszystkich przybyszów z Otchłani. Ich ślepia zajaśniały ogniem, a z pysków strzeliły płomienie. Wartownicy dostrzegli je natychmiast, ale demony ognia były szybkie, o wiele za szybkie, i nim ludzie wszczęli alarm, przypadły do run ziejąc płomieniem.

Ognista ślina zasyczała w zetknięciu z runami, ale na rozkaz demonów umysłu, atakujące demony skupiły się na śniegu, który ludzie wygarnęli na granice obozu. Oddechy napastników błyskawicznie zamieniały śnieg w parę. Wartowników chroniły runy, ale wokół obozowiska buchnęły kłęby gęstej mgły, parzącej oczy i gardła nawet przez zawoje.

Jeden ze strażników puścił się biegiem przez obóz, uderzając w głośny dzwon. Pozostali nieustraszenie wyskakiwali za runiczną barierę i atakowali najbliższe demony. Iskry aż się sypały, gdy magiczna broń przebijała ostre, nachodzące na siebie łuski.

Pozostałe demony przypuszczały ataki z flanek, ale ludzie walczyli zespołowo, chroniąc się nawzajem runicznymi tarczami. Wewnątrz obozu rozległy się krzyki, na pomoc walczącym już spieszyli kolejni wojownicy.

Lecz wtedy, pod osłoną mgły i ciemności, ruszył hufiec dowodzony przez zmiennokształtnego. Triumfalne okrzyki wartowników w jednej chwili przeszły we wrzask przerażenia, gdy demony wychynęły z mgieł.

Prowadzący hufiec zmiennokształtny jako pierwszy obalił człowieka ciężkim ogonem. Kiedy nieszczęśnik padł, demon pochwycił go za nogę i poderwał. Kręgosłup strażnika pękł z trzaskiem.

Ludzi, którzy stanęli na drodze zmiennokształtnemu, zmiażdżyło ciało zabitego kamrata.

Pozostałe demony ruszyły do ataku, lecz z kapryśnym szczęściem. Nie zdążyły wykorzystać przewagi i choć pokonały wartowników, zmarnowały sporo cennego czasu na rozszarpywanie ciał, zamiast szykować się do natarcia na resztę ludzi.

Z obozowiska wybiegało coraz więcej mężów o przesłoniętych twarzach, którzy bez namysłu wpadali między demony i zabijali je z płynną brutalnością. Runy pokrywające ich ostrza i tarcze rozbłyskiwały w ciemnościach.

Demony umysłu ze wzniesienia beznamiętnie przyglądały się bitwie. Nie przejmowały się, że tak wielu ich pobratymców pada ofiarą wrogich włóczni. Przez skroń jednego z nich przemknął impuls, który posłał rozkaz zmiennokształtnemu na polu walki.

Ten błyskawicznie cisnął trupem w jeden ze słupów runicznych wokół obozu, przewracając go i tworząc tym samym wyłom. Kolejny impuls sprawił, że walczące potwory oderwały się od ludzi i wdarły się do wrogiego obozowiska.

Zaskoczeni ludzie odwrócili się i ujrzeli, jak demony ognia skaczą wokół namiotów, które zaczynają płonąć, usłyszeli wrzaski kobiet i dzieci, gdy otchłańce przedarły się przez osmalone runy wewnętrzne.

Poniósł się wielki krzyk, gdy wojownicy runęli na ratunek bliskim. Szeregi się załamały. W okamgnieniu zwarte, waleczne oddziały ludzi rozpadły się na tysiące jednostek, niewiele groźniejszych od innych ofiar.

Zanosiło się na to, że lada chwila obóz zostanie zniszczony i spalony do cna. Nagle z namiotu w centrum obozu wyłoniła się samotna postać. Podobnie jak wojownicy mężczyzna nosił czarne ubranie, lecz płaszcz i zawój miał śnieżnobiałe. Nad brwiami połyskiwała mu wąska, złota korona, a w dłoni błyszczała metalowa włócznia. Książęta aż zasyczeli na jego widok, wojownicy zaś zaczęli wiwatować. Demony umysłu skrzywiły się z pogardą, słysząc chrząknięcia i skomlenia, którymi ludzie się porozumiewali. Oni pojmowali jednak, co się dzieje: wojownicy to szeregowe demony, a ten mężczyzna był ich umysłem.

Pojawienie się charyzmatycznego przybysza sprawiło, że zbrojni na powrót zwarli szyki. Jeden z oddziałów ruszył, by zablokować wyłom. Dwa kolejne rzuciły się do walki z ogniem. Następny odprowadził bezbronnych w bezpieczne miejsce.

Pozostałe zaś ruszyły naprzód, oczyszczając obóz z demonów, które nie były już w stanie stawić czoła ludziom. Po zaledwie kilku chwilach ziemię zasłały ciała demonów. Zmiennokształtny, wciąż pod postacią demona skał, wkrótce pozostał sam na placu boju. Poruszał się zbyt szybko, by włócznie mogły mu zagrozić, ale nie zdołał się przebić przez tarcze bez ujawniania swej prawdziwej natury.

Kolejny impuls sprawił, że zmiennokształtny rozpłynął się, zniknął wśród cieni i wymknął się przez niewielką lukę między runami ochronnymi. Ludzie nadal przetrząsali obóz, gdy ten stanął już u boku swego pana.

Oba smukłe demony stały jeszcze przez jakiś czas na wzniesieniu, przesyłając sobie bezgłośne wibracje. Potem odwróciły się ku Północy, gdzie ponoć działał inny, równie wybitny ludzki umysł.

Jeden z demonów umysłu odwrócił się do swego zmiennokształtnego, który klęczał pod postacią ogromnego wichrowego demona, i wspiął się na jego rozpostarte szeroko skrzydła. Wkrótce zniknął w mroku nocy, tymczasem drugi książę raz jeszcze spojrzał na obozowisko wroga, nadal spowite dymem.

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...