"Język jest wirusem" możemy przeczytać we fragmencie książki Dawida Kaina pt. "Punkt wyjścia". Zdanie to rozumiane w sensie dosłownym niosłoby ze sobą całkiem ciekawe komplikacje i stanowiłoby dosyć... nietypowy materiał na powieść. Każdy człowiek nosiłby w sobie takiego wielkiego sprawcę chorób. Może można by się z nim zaprzyjaźnić? I te komplikacje – skoro wirusy w sumie można i zarazem nie można nazwać żywymi, to czy język jest żywy?
Dobra, starczy tych moich chorych dywagacji. Szanuję naszych czytelników i uważam ich za ogarniętych na tyle, że pojmą niezbyt skomplikowaną metaforę tego cytatu. Dlatego też niezmiernie mi przykro, że musicie czytać moje majaczenia, ale w końcu muszę gdzieś się spełniać artystycznie, a pisać takich pierdół do szuflady nie przystoi. Niemniej jednak mam nadzieję, że Ati, posługując się swoim językiem jak wirusem, zdoła zarazić was swoją opinią na temat książki Dawida Kaina. Ach i byłbym zapomniał – zainteresowanych wynikami konkursu "Punkt wyjścia" zapraszam do rozwinięcia newsa.
Czy zastanawialiście się kiedyś, jakie myśli kłębią się za pozornie obojętnymi, znudzonymi twarzami ludzi jadących z wami autobusem lub mijanych na ulicy? To tak samo banalne pytanie, jak to: co czai się w ciemności, poza granicą wzroku? Całkiem nowe światło na ten mrok rzuca surrealistyczna książka Dawida Kaina – "Punkt wyjścia".
Dziękujemy wydawnictwu Oficynka za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.