"Prądy przestrzeni" to druga, acz samodzielna, część cyklu "Imperium Galaktyczne". Jakie wrażenia budzi powieść mistrza science-fiction, Isaaca Asimova, w siedemdziesiąt lat po premierze?
Akcja powieści dzieje się na planecie Florinia, nad którą panują tytułujący się Posiadaczami Sarkańczycy. Sark uciska Florińczyków, by ci pracowali na ich polach i zbierali kyrt, który rośnie tylko na tej planecie. W obrazie nierówności zaprowadzonym na Florinie czuć niewątpliwą krytykę kolonializmu, apartheidu, czy amerykańskiego rasizmu do którego pojawia się nawet dość bezpośrednie nawiązanie – jest przy tym biograficznym faktem, że Asimov zajmował liberalne stanowisko w kwestiach społecznych i obyczajowych. Główny bohater nazywany jest Rik – nie ma on imienia, to jedynie miejscowe określenie na wioskowego głupka. Nie pamięta on kim jest, gdyż jego pamięć została wymazana. Z prologu jednak wiemy dlaczego: odkrył on istnienie zagrożenia, które wkrótce zniszczy Florinię. Ten, który wymazał mu wspomnienia, nie chciał aby ktokolwiek się o tym dowiedział. Kto i dlaczego to zrobił? Co zagraża Florinie i jej mieszkańcom?
"Prądy przestrzeni" określiłbym mianem połączenia science-fiction z politycznym kryminałem/thrillerem, bowiem sprawy do których dotarł Rik z uwagi na pewne czynniki mają doniosłą rangę – międzyplanetarną. Intryga jest złożona i wielowątkowa, pełna niejasności, ukrytych elementów które odnajdą swoje miejsce w układance dopiero w samym finale. Autor sprawnie niuansuje czyny i postawy bohaterów, spośród których nie ma ani jednoznacznie złych, ani dobrych. W przeciwieństwie do "Gwiazdy jak pył", gdzie pewne postacie zdradzały się czytelnikowi, a przynajmniej sygnalizowały mu, że mają swoją drugą twarz, w "Prądach przestrzeni" postacie dramatu pozostają zagadką aż do samego końca. Dobre pomysły uzupełnia znakomity styl Asimova i dobry przekład, dzięki którym książkę czytało się jednym tchem.
Interesujący aspekt twórczości Asimova, wymagający jednak dalszego zgłębiania jego twórczości z mojej strony: Mimo tego, jak dalece ludzka technika poszła do przodu, struktury społeczne świata Asimova są wręcz archaiczne. Skłania to do pytania, czy jedynie "tak mu się napisało", czy też stoi za tym raczej bardziej złożony pogląd autora powieści? Wątpię w przypadkowość – wielkość umysłu Asimova każe skłaniać mi się do przekonania o świadomej kreacji świata w tym względzie. W jego twórczości rozwój techniczny nie jest skorelowany ze społecznym czy ustrojowym, ba, jest możliwy nawet regres w tym względzie w połączeniu z najbardziej zaawansowaną technologią. Historia ze swoim biegiem nie dąży do jakiegoś celu, nie jest pnącym się ku górze wykresem rozwoju w każdej dziedzinie. Skądinąd powróciłbym znów do "Gwiazd jak pył" i zakończenia, które skrytykowałem jako zbyt "amerykańskie". Wciąż uznając, że lepsze byłoby jakieś bardziej uniwersalne rozwiązanie przedstawionej tam koncepcji, dostrzegam związek tego motywu z uczynioną obserwacją i fakt, że motyw ten wydaje się jednak głębszy, niż pobieżnie można odnieść wrażenie.
Powieść jest napisana lekko i interesująco, mimo swoich lat i rozwoju gatunku wciąż pozostaje utworem żywym, a nie skamieliną dziejów literatury. W ostatecznym rozrachunku, to mimo wszystko opowieść prosta w swoim ogólnym założeniu, a udana przez znakomite jej poprowadzenie. Wreszcie, jest to historia bardzo krótka – książeczkę tę można przeczytać w jeden – dwa dni, by już raczej do niej nie powrócić. Uwzględniając również kontekst kiedy ta książka powstała, podobnie jak poprzednio przyznaję ocenę 8/10.
Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz