Lady Jane Grey przeżyła zaledwie siedemnaście lat, z czego dziewięć dni jako królowa Anglii, ale jej postać do dziś budzi zainteresowanie, zwłaszcza pośród miłośników historii. Jane stała się ofiarą dworskich intryg – najpierw niemal wepchnięta na tron, wkrótce potem przemocą z niego zrzucona, ostatecznie została ścięta, nie zgodziwszy się przejść na katolicyzm. Trzy pisarki – Brodi Ashton, Cynthia Hand i Jodi Meadows – zafascynowane tą bohaterką, lecz niezadowolone z końca, jaki ją spotkał, postanowiły opowiedzieć jej historię na nowo.
Przyprawiona elementami fantastyki i przede wszystkim od pewnego momentu poprowadzona zupełnie inaczej, niż to miało miejsce w rzeczywistości, opowieść jedynie w ogólnym zarysie przypomina prawdziwy bieg wydarzeń. Tylko początek historii pozostaje dość wierny faktom. Król Edward jest poważnie chory, należy więc zastanowić się nad przyszłością kraju. Doradcy przekonują go, by po jego śmierci tron przejęła kuzynka – Jane. A żeby sterowanie nową władczynią było jeszcze prostsze, przewodniczący Tajnej Rady, lord Dudley, przekonuje Edwarda, że należy wydać Jane za Gifforda (syna Dudleya). Mniej więcej w tym miejscu opowieść zaczyna coraz bardziej rozmijać się z prawdą, bo choć Jane rzeczywiście zostaje zrzucona z tronu, to jednak wcale nie poddaje się i podejmuje walkę z Marią, siostrą Edwarda. Mimo że autorki od początku dają czytelnikowi do zrozumienia, że ich wersja historii mocno różni się od tej prawdziwej, to i tak bardzo łatwo przewidzieć rozwój sytuacji, co niestety nie służy lekturze. Fabuła nie jest szczególnie rozbudowana, nie ma tu w zasadzie wątków pobocznych – pisarki skupiły się wyłącznie na przedstawieniu losu młodej królowej i jej towarzyszy.
Główni bohaterowie, których poczynania naprzemiennie śledzimy – poza tytułową lady Jane mamy jej małżonka Gifforda oraz nie do końca martwego króla Edwarda – budzą sympatię, choć nie są to może wybitnie ciekawe osobowości. Każde jest z natury dobre, każde też ma jakieś swoje drobne wady. Powiedziałabym, że są pocieszni w swych działaniach. Zdecydowanie widać pewien schemat tworzenia postaci. Drobne słabostki raczej ocieplają wizerunek protagonistów niż mu szkodzą, z kolei ich przeciwnicy ukazani są raczej jednostronnie. Lord Dudley to karierowicz, który nie cofnie się przed niczym, by dopiąć swego, a Maria jawi się jako osoba o zacofanych poglądach, bojąca się Eðian (czy może skrycie zazdroszcząca im talentu).
Muszę przyznać, że całkiem zgrabnie wyszło autorkom połączenie faktów i własnych pomysłów. Szczególnie ciekawie ukazany został konflikt na tle religijnym. Otóż w książce zamiast opozycji protestanci – katolicy, mamy Eðian i Nieskalanych. Ci pierwsi posiadają umiejętność zmieniania się w zwierzę (każdy w jedno konkretne), drudzy zaś, tego talentu pozbawieni, dążą do całkowitej eliminacji „wroga”. W zasadzie istnienie zmiennokształtnych jest jedynym elementem spod znaku fantastyki w książce, niemniej uważam, że ten pomysł świetnie się sprawdził.
Tym, co niestety kompletnie nie zadziałało, jest moim zdaniem sposób narracji i humor. Pisarki założyły sobie, że ich opowieść będzie lekka w odbiorze i zabawna. Stąd powtarzające się wtrącenia odautorskie, zwroty do czytelnika i częste żarciki. Miało być dowcipnie, a wyszło raczej infantylnie. Nazwanie stosunku seksualnego „bardzo wyjątkowym przytulaniem” i tym podobne określenia, zamiast mnie rozbawić, sprawiały, że miałam wrażenie czytania powiastki dla pensjonarek.
Ktoś powie – akcja dzieje się w szesnastym stuleciu, być może pewne wyrażenia można usprawiedliwić inną mentalnością ówczesnych ludzi. Otóż nie – całość opowiedziana jest z perspektywy narratora współczesnego. Czytamy na przykład o francuskim pocałunku, tymczasem nazwa ta (jak twierdzi Internet) weszła do języka angielskiego w XIX wieku. Pojawiają się też słowa takie jak „facet” czy „zgrywa”, które nie miałyby racji bytu, gdyby autorkom zależało na oddaniu ducha epoki. Celem nadrzędnym było raczej sprawienie, by opowieść była lekka w odbiorze i to się niewątpliwie udało. Niestety – dla mnie okazała się aż nadto lekka, choć znalazła uznanie w oczach mojej nieuznającej fantastyki siostry.
"Moja lady Jane" to sympatyczna, lekka książeczka, która jednak zostawia po sobie poczucie niedosytu. Za mało tu emocji, za dużo wymuszonego humoru. Nie wątpię, że znajdzie swoich fanów, zwłaszcza wśród miłośników (szczególnie zaś miłośniczek) prostych, pozytywnych historii, ale dla mnie była to lektura na raz.
Dziękujemy wydawnictwu Sine Qua Non za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz