Królestwo Seraveszu przegrywa wojnę z imperium Rovenu. Dziedziczka tytułowej Lodowej Korony, Askia, udaje się na południe, by u cesarza Visziru uzyskać pomoc. Powieść "Lodowa korona" to jeden z licznych przykładów rzemieślniczej sztampy w fantastyce, której choć czytać nie trzeba, to jednak można. Powyższe zdanie mogłoby wystarczyć zamiast recenzji.
W świat wprowadza nas narracja głównej bohaterki. Poznawane przez nas wydarzenia to opowieść z jej punktu widzenia. Wydaje mi się, że autorka popełniła błąd, gdyż jest to trudny zabieg, który w "Lodowej koronie" potraktowała jako rodzaj ułatwienia sobie poprowadzenia opowieści. Wejście w świat przedstawiony przebiega początkowo mozolnie, gdyż element poznawczy ogranicza się do sposobu myślenia wygnanej królowej. Niestety, Askia w tym aspekcie nie wyróżnia się niczym niezwykłym. Jej świat wewnętrzny jest płaski jak naleśnik, znajdują się w nim stałe odczucia przeżywane w podniosło-patetyczny sposób. Pragnie ona wolności swego ludu, opłakuje ponoszone ofiary oraz za krzywdę swoją i rodziców pragnie zemsty na Szazirach. Wreszcie, jak przystało na żeńską postać napisaną przez kobietę próbującą swych sił w pisarstwie, w orbicie myśli bohaterki są mężczyźni. Również i te odczucia – oczywiście z namnożonymi sprzecznościami, rozczarowaniami i kulturowymi konwenansami – są sztywne jak całość osobowości protagonistki. Podobnie nie powiodła się próba stworzenia pozostałych postaci, do których trudno było poczuć sympatię, lub w przypadku antagonistów, odczuć wrogość.
Światotwórstwo Kelly jest ubogie. Stworzyła uniwersum oparte o najprostsze dychotomie, tak więc na północy jest mroźnie, a na południu nieodzownie występują obszary pustynne. Uniwersalny dla świata jest kult Dwulicowego Bóstwa, skądinąd, tłumacz niezbyt dobrze przemyślał sprawę. O ile to słowo można zastosować w tym kontekście w języku polskim w jednym z jego przestarzałych znaczeń, nazbyt to miano przywodzi negatywne współczesne znaczenie tego przymiotnika. Rzecz jasna w tym przypadku dwulicowość odnosi się do dwóch oblicz bóstwa, nocy i dnia. Nadto, w świecie powieści poczujemy się nieco klaustrofobicznie. Pomijając krótki epizod na początku fabuły, prędko przeniesiemy się do pałacu południowego imperium. Przez całą powieść wraz z jej bohaterką już go nie opuścimy. Skromna jest to więc dla wyobraźni czytelnika uczta.
Pomimo tak licznych wad, nie jest to powieść słaba, co przeciętna. Autorce udało się napisać kilka niezłych scen, może nie porywających, ale które miło się czytało. Ciekawa – a niestety, nie rozwinięta dostatecznie na ten moment – jest magia w tym uniwersum, zwłaszcza zdolności głównej bohaterki. Moje wątpliwości budzi jednak to, czemu Askia w zakresie w jakim posiadała swoje zdolności, nie wykorzystała ich lepiej. Jeden bodajże raz użyła ich w sposób, który powinna praktykować regularnie. Odpowiedzią na tę nielogiczność wydaje się chyba to, że inaczej nie dałoby się poprowadzić intrygi, bo intrygowanie byłoby wobec niej w ogóle zbyt trudne. Za plus zaliczyć można również "zniuansowanie" motywów jednej z grup, mających charakter antagonistyczny dla protagonistki i wcale nie zero-jedynkowe poczynania kilku innych postaci.
"Lodowa korona" nie jest odkrywcza intelektualnie lub światotwórczo. To najbardziej stereotypowa konwencja fantasy, gdzie opowieść istnieje dla samej opowieści. W sam raz do lektury w pociągu, lub na niewysilające odprężenie po pracy w jesienny wieczór.
Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz