Książki należące do cyklu "Kroniki Wardstone" czytam regularnie od ponad trzech lat i nie ma w tym nic dziwnego, gdyż Joseph Delaney tak bardzo się rozkręcił, że stale co kilka miesięcy wydaje kolejną część swego życiowego dzieła. "Cień przeznaczenia" to już ósma książka poświęcona przygodom stracharza i jego ucznia, Thomasa Warda, dlatego powstaje pytanie, czy zdoła ona przeskoczyć poprzeczkę postawioną przez poprzedniczki? By się przekonać, nie pozostało mi nic innego, jak wziąć się za lekturę, toteż – szanując stracharskie zwyczaje – poczekałem do zmroku, posiliłem się kawałkiem żółtego sera i ruszyłem na literackie spotkanie z Mrokiem.
Wszystko rozpoczyna się od podróży starego Gregory'ego, Toma i Alice z wyspy Mona – gdzie rozegrały się wydarzenia opisane w poprzednim tomie – w kierunku Irlandii. Bohaterowie po dobiciu do brzegu nie musieli długo czekać, aby przekonać się, że nie zaznają tu oczekiwanego spokoju. Choć na pierwszy rzut oka bezpieczna, Zielona Wyspa okazała się miejscem dręczonym przez wysłanników Mroku nie mniej niż rodzinne Hrabstwo. Już na początku pobytu we znaki dał się im tajemniczy potwór, jednak sprawiane przez niego problemy nie mogły się równać z tymi, które zagwarantowali naszej trójce Kozi Magowie. Pojawienie się nieproszonych bohaterów wyraźnie nie przypadło do gustu czarodziejom pragnącym zdobyć władzę na wyspie, toteż postanowili pozbyć się ich w trybie natychmiastowym. Jakby tego było mało, Tom szybko dowiedział się, że czyha na niego kontrowersyjna wiedźma, pragnąca wyrównać porachunki. Jeśli jeszcze przypomnę, że na młodzika stale czai się sam Zły, czekając tylko, aż moc słoja z krwią przestanie chronić chłopaka, uświadomimy sobie, w jak wielkich tarapatach znalazł się przyszły stracharz. W tej nierównej walce Thomasowi może pomóc tylko... wyborowa zabójczyni – Grimalkin. Podobno wiedźma zna sposób na uwięzienie Złego, jednak czy Alice zdoła się z nią skontaktować i namówić, by przybyła do Irlandii? Wszystko wskazuje na to, że w walce z Mrokiem trzeba będzie posłużyć się... Mrokiem.
Powyższy akapit sugeruje, że czytelnik nie powinien się nudzić i rzeczywiście tak jest – porywająca nas akcja rozpoczyna się już na pierwszych stronach lektury, nie dając w ogóle czasu na zaaklimatyzowanie się w tym literackim świecie. Od razu wpadamy w wir wydarzeń, jakie rozgrywają się bardzo szybko – pewnie dlatego, że książka liczy jedynie nieco ponad 300 stron. Autor nie traci więc czasu na zbędne opisy miejsc, w których przebywają bohaterowie, lecz od razu przechodzi do sedna, toteż czytaniu towarzyszy ciągłe napięcie i kłębiące się w głowie myśli o tym, co może się niebawem wydarzyć. Warto dodać, że Delaney tak umiejętnie rozegrał zdarzenia, iż niejednokrotnie udaje mu się totalnie zmylić i zaskoczyć czytelnika. Dzięki temu, że bohaterowie muszą się skupić nie na jednym, ale na trzech przeciwnikach, akcja jest intrygująca, zapiera dech w piersiach i z łatwością potrafi wciągnąć po uszy. Stanowi to ogromny plus, bowiem książkę czyta się jednym haustem i nie sposób się od niej oderwać. Trudno jest mówić o jakimkolwiek wypaleniu się autora czy spadku jego twórczej formy. "Cień przeznaczenia" to kolejna fantastyczna część znanego cyklu, gwarantująca nam wiele emocji i sprzecznych uczuć – od strachu, przez obawę, po radość i poczucie ulgi.
Autor zadbał o to, by ktoś, kto nie czytał wcześniejszych tomów, mógł przeczytać tę część. Ponownie na początku zostały umieszczone opisy kluczowych postaci oraz mapka, pozwalająca śledzić poczynania i lokalizację bohaterów. W dodatku podczas lektury Joseph Delaney regularnie w skrócie opisuje dawne wydarzenia, chcąc wyjaśnić, dlaczego obecnie jest tak, a nie inaczej. Jak to zwykle bywa, gdy mamy do czynienia z długimi seriami – akcja nie może się rozgrywać ciągle w tym samym miejscu, więc trzeba odkrywać nowe części świata. Nic więc dziwnego, że bohaterowie wzięli na celownik Irlandię, która wcześniej się nie pojawiała w "Kronikach Wardstone". Tym samym mamy okazję poznać nową krainę, lokalne zwyczaje i problemy, w które stracharz wraz z Tomem i Alice wplątali się bardzo sprawnie. Oczywiście wątek ten został umiejętnie włączony w całą serię, dzięki czemu odnosi się wrażenie, że właśnie tu naszą trójkę skierowało przeznaczenie.
Korzystając z okazji, chciałbym poruszyć kwestię samych Kozich Magów, którzy zupełnie nie pasują do mojego wzoru szanującego się czarodzieja. Wszakże pewnie zdecydowanej większości czytelników i miłośników fantastyki ktoś taki jak mag kojarzy się z mężczyzną zdolnym kilkoma zaklęciami powalić całą rzeszę wojowników, zasłonić się mnóstwem magicznych tarcz oraz teleportować w kluczowym momencie. W "Cieniu przeznaczenia" magowie to... dobrze zbudowani mężczyźni władający charakterystycznymi dla siebie szablami, sprzymierzonymi pod egidą najważniejszego z nich, który włada toporem z dwoma ostrzami niczym krzepły krasnolud. Nie musiałem się długo zastanawiać, by stwierdzić, że... tacy z nich magowie, jak, za przeproszeniem, z koziej dupy trąba. Kolejną rzeczą, która nie przypadła mi do gustu, jest podróżowanie Toma po różnych światach. Dotąd pod tym względem autor był bardzo konserwatywny i wydarzenia zwykle rozgrywały się w danym miejscu przez całą lekturę. Tu niejednokrotnie będziemy świadkami tego, jak młodzik korzysta z różnych nienaturalnych portali między-światowych czy spotyka postacie znane wyłącznie z legend. Moim skromnym zdaniem takie literackie zabiegi nie pasują do całości, którą otrzymywaliśmy dotąd. Jednak z drugiej strony Josepha Delaneya można spróbować usprawiedliwić, bo o czymś nowym trzeba pisać, chcąc wydawać kolejne tomy – niemniej jednak poszedłbym nie w tę stronę.
Z technicznego punktu widzenia "Cień przeznaczenia" należy ocenić pozytywnie. Począwszy od małego rozmiaru książki, dzięki któremu niezwykle wygodnie się ją czyta, przez klimatyczną okładkę z genialnym rysunkiem oddającym sedno wydarzeń naszykowanych na tę część "Kronik Wardstone", po porządnej jakości papier i miły dla oczu font. Na początku wspominałem, że dzieło to nie należy do opasłych tomisk i chyba się ze mną zgodzicie, gdyż liczy sobie dokładnie 333 strony, które zostały podzielone na 25 rozdziałów. Na początku każdego z nich można znaleźć odpowiednie ryciny, zapowiadające czekające na czytelnika wydarzenia i dodające uroku oraz odpowiedniego klimatu. Nim skończę, pochwalę osoby odpowiedzialne za korektę, które tym razem spisały się bardzo poprawnie i chwała im za to.
Na zakończenie pragnę wyraźnie podkreślić, że "Cień przeznaczenia" to nie tylko obowiązkowa lektura dla wszystkich Kronikożerców, ale również świetna książka, która pozwoli nam spędzić kilka wieczorów pełnych emocji i wszędobylskiego Mroku. Joseph Delaney udanie kontynuuje swą serię i jestem niezwykle ciekaw, co też naszykuje dla nas w następnym tomie. Poznanie zakończenia tylko pobudza wystarczająco podrażnioną wyobraźnię oraz sprawia, że nie można doczekać się dnia, w którym wyjdzie następna część "Kronik Wardstone", dlatego tę gorąco polecam. Zanim zaczniecie czytać, pamiętajcie o najważniejszym – żółtym serze!
Dziękujemy wydawnictwu Jaguar za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz