Próby przeniesienia kultowych utworów na potrzeby innego medium zawsze wiążą się z kilkoma pułapkami. Z jednej strony niezwykle łatwo popaść w niełaskę u ortodoksyjnych fanów oryginału, którzy otwarcie i niekiedy ostro krytykują zbyt daleko idącą interpretację materiału źródłowego. Z drugiej – trzymając się bezpiecznych ścieżek wyznaczonych przez klasykę, nie trzeba wiele, aby nowinka zaginęła pośród dziesiątek odtwórczych tworów.
W przypadku twórczości H.P. Lovecrafta do puli zagrożeń należy dodać jeszcze samą skłonność autorów do popadania w swego rodzaju "mackowatość", polegającą na eksponowaniu nie tych elementów, które były najjaśniejszymi (najplugawszymi?) punktami dorobku Samotnika z Providence. Po tym przydługim wstępie, sprawdźmy, po której stronie barykady znaleźli się Norberto Buscaglio i Alberto Breccia, których to album zatytułowany "Mity Cthulhu" ukazał się nakładem wydawnictwa Non Stop Comics.
"Mity Cthulhu" to zbiór komiksowych adaptacji dziewięciu utworów H.P. Lovecrafta, wśród których, jak łatwo dostrzec po samej nazwie, znalazły się jedynie te poświęcone mitologii Przedwiecznych. Całość zamknięto w eleganckim wydaniu w twardej oprawie z zaokrąglonym grzbietem i klimatyczną ilustracją na okładce. Pierwsze wrażenie tuż po zapoznaniu się z krótkim wstępem scenarzysty oraz Iwony Michałowskiej-Gabrych, tłumaczki polskiego wydania, także jest pozytywne. Tłumaczenie stoi zresztą na wysokim poziomie i warto nadmienić, że wykorzystano w nim fragmenty pochodzące z przekładu Macieja Płazy dla wydawnictwa Vesper, który w mojej opinii najpełniej pozwala doświadczyć barokowych opisów i stylu Lovecrafta.
Przechodząc już do samej adaptacji, bardzo szybko zorientowałem się, dlaczego album jest firmowany głównie nazwiskiem Brecci. Bynajmniej nie jest to jedynie zabieg marketingowy. O ile scenarzysta sprawnie adaptuje dzieła Lovecrafta na potrzeby liczących sobie ledwie kilkanaście stron rozdziałów, o tyle to ilustracje Brecci nadają komiksowi charakteru. Obfitych porcji chmurek z tekstem raczej nie dało się uniknąć bez wydłużenia poszczególnych historii o dodatkowe strony. Trzeba też napisać, że jest to wierna, wręcz podręcznikowa adaptacja.
Od strony graficznej rzecz ma się zgoła odmiennie. Breccia kreśli rozmyte, czasami ledwie czytelne kadry, lecz przyjęta przez artystę stylistyka sprawdziła się znakomicie. Przeglądając album przed rozpoczęciem lektury, miałem wątpliwości co do niewyraźnych i czasami chaotycznych plansz, lecz już w trakcie pierwszej opowieści zaakceptowałem je z całym dobrodziejstwem inwentarza. Owszem, może z rzadka chciałoby się, żeby artysta nieco precyzyjniej nakreślił swoją wizję, aczkolwiek to dzięki przyjętej metodzie Breccia położył nacisk na to, co w prozie Samotnika z Providence jest najważniejsze – aurę tajemnicy, atmosferę magnetyzującego nieznanego, które czyha na powrót od zarania dziejów.
"Mity Cthulhu" mogą co poniektórych zawieść literalnym trzymaniem się ścieżek wydeptanych przez oryginał, lecz nawet takich czytelników winna zadowolić niecodzienna i wysmakowana warstwa graficzna. Nie jestem przekonany, czy jest to najlepsza pozycja dla nowicjuszy pragnących dołączyć do kultu, jednak uważam dzieło Brecci i Buscaglio za intrygujący album, w większym stopniu skierowany do odbiorców już z Lovecraftem zaznajomionych, którym pozwoli na ponowne odkrycie tajemnic Przedwiecznych.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz