Royal City: Płyniemy z prądem

2 minuty czytania

royal city #3: płyniemy z prądem

Jedne serie dobrze zaczynają, aby po mocnym otwarciu stonować pozytywne nastroje. Inne rozwijają się niespiesznie, ale gdy już nabiorą wiatru w żagle, to kolejnych odcinków wypatruje się z utęsknieniem. No i jest też trzeci rodzaj – to cykle utrzymujące równy poziom od pierwszej do ostatniej strony. Tak jak w przypadku "Royal City", które w czerwcu doczekało się godnego zwieńczenia.

Trzeci i zarazem finałowy tom serii Jeffa Lemire'a odkrywa przed czytelnikami w zasadzie wszystkie tajemnice rodziny Pike'ów zamieszkującej tytułowe miasto. W końcu dowiadujemy się, jaki los spotkał Tommy'ego, lecz wbrew pozorom to nie on odgrywa wiodącą rolę w "Płyniemy z prądem". Kanadyjski autor znacznie większy nacisk położył na domknięcie wątków pozostałych członków rodziny, którzy pomimo upływu lat nie poradzili sobie z tragedią. Poszukiwania spokoju ducha i pogoń za szczęśliwym życiem spełzły na niczym i każdy z bohaterów musi się zmierzyć z własnymi demonami przeszłości rzutującymi na obecne życie.

Właściwie jedynym aspektem fabularnym, jaki nieco zawodzi, jest tajemnica śmierci Tommy'ego, która nie wzbudza tak wielkich emocji jak losy pozostałych Pike'ów. W skali całego cyklu trudno pisać o jakiejś większej niedogodności. "Royal City" pozwala poczuć przygnębiającą atmosferę miasta, zagłębić się w psychikę i trudne relacje kilku bohaterów, które zostały spięte klamrą tragicznej śmierci najmłodszego członka rodziny. To wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie dobrze skonstruowane dialogi i przemyślana struktura opowieści. Praktycznie każda scena się liczy, a parę kwestii poruszonych w pierwszym tomie (i niemal całkowicie pominiętych w drugim) znajdują rozstrzygnięcie w "Płyniemy z prądem".

royal city #3: płyniemy z prądemroyal city #3: płyniemy z prądem

A graficznie? To wciąż Lemire z całym dobrodziejstwem inwentarza. Pewien surrealizm towarzyszył serii od samego początku, podobnie jak nieprecyzyjna kreska i kolorowe plamy nakładane jak gdyby od niechcenia. I choć "Royal City" daleko do bycia widokówką, to szata graficzna pasuje do opowiadanej historii.

Finał dostarcza nam wielu odpowiedzi i choć nie wszystkie są w pełni satysfakcjonujące, to i tak jest to dzieło poruszające, niosące ze sobą zarówno dawkę optymizmu, jak i nutę goryczy. Royal City to jedno z najciekawszych miejsc, jakie można odwiedzić w tym roku.

Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
8 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...