Siadam do lektury szóstego tomu "Giant Days". Pierwsze kadry, pierwsze wymiany zdań – i tak, to jest to, za co pokochałem tę serię. Jak miło na wstępie pozbyć się obaw.
John Allison bardzo szybko pokazuje, że ma pomysły na kolejne perypetie trzech studentek. Z gracją bazuje na popkulturze i jednocześnie prowadzi rozrywkową i wiarygodną historię. W pierwszym zeszycie puszcza oko do miłośników kina akcji i tworzy pole do śledztwa, które jest traktowane z dużym dystansem. Nie ma żadnej intrygi, bo celem było zabawne, emocjonujące sparowanie wyobraźni dziewczyn z prawdziwą rzeczywistością.
Porozumiewawczych mrugnięć jest całkiem dużo, ale wcale nie za dużo i z sensem – postacie odwołują się do tego, co znają i lubią. Zawsze pasuje to do ich charakterów. Tradycyjnie w dialogach nie brakuje ciętych ripost, a sytuacje często są zabarwione lekkim humorem. Przy tym życie trójki bohaterek pozostaje przyziemne, dzięki czemu ich doświadczenia i pomysły są podobne do tych, które ma albo mógłby mieć także czytelnik.
Powracające wątki sprawiają, że wydarzenia, choć luźno powiązane, jednak układają się w spójną, przyczynowo-skutkową historię. W ten sposób lektura jest gładka, komiks czyta się za jednym zamachem i chce się nim cieszyć jak najdłużej. Dodam, że "Giant Days" najlepiej czytać od pierwszego tomu, ponieważ coraz więcej dowiadujemy się o postaciach, a te zaskakują, zwłaszcza swoją rodziną.
Przychodzi nawet czas, gdy autorzy prezentują poważniejsze sceny. Nie wprowadzają grobowej atmosfery, ale to nie jest tak, że nic smutnego nie spotyka postaci – tylko dzieje się to w spokojnym tonie. To również zasługa Max Sarin, która tworzy śliczne ilustracje. Są one wspaniale przerysowane, nieustannie zachwycam się stylizacjami bohaterów odpowiadającymi ich osobowościom, a część scen to komiczna, barwna fantazja (koszmar Susan!).
Z tomu na tom coraz trudniej utrzymać zainteresowanie czytelnika, do tego serie bywają kontynuowane na siłę. Na szczęście to nie dotyczy "Giant Days", które już szósty raz zapewniają bezpretensjonalną, radosną rozrywkę – z trochę smutnym fragmentem. "Nie wariuj, Daisy" można spokojnie zaliczyć do trójki najlepszych odsłon.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz