Xavier nie żyje, Wolverine jest dyrektorem „mutanckiej” szkoły i dba przede wszystkim o bezpieczeństwo milusińskich, a Magneto wspiera Scotta Summersa w walce o lepszą przyszłość dla mutantów… Niezłe zamieszanie prawda?
Powyższe streszczenie jest skutkiem afery z Phoenix Force, zakończonej śmiercią Profesora Xaviera z rąk Scotta Summersa, stojącego dotychczas na czele mutantów pokojowo walczących o swe prawa. Sytuacja zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni i wprawdzie Cyclops nadal jest liderem, lecz tym razem grupy niestroniącej od agresywnego wydzierania należnego im szacunku. Jakby tego było mało, to dodajmy, iż stoi za nim barwna gromadka ze słynnym Magneto oraz Emmą Frost na czele. Zamieszanie wywołane przez Phoenix Force przyczyniło się do wzrostu populacji obdarzonych nadnaturalnymi mocami. Skutek mógł być tylko jeden – szykanowanie wszelkich mutantów i ich bliskich. Nic więc dziwnego, że przywódca buntu nie miał zbyt wielu problemów z przyciągnięciem świeżej grupy rekrutów do swej nowo powstałej szkoły. Panowanie nad sytuacją utrudniają spowodowane kontaktem z Phoenix Force zdolności protagonistów. Dzięki temu jednak najnowsi członkowie grupy mają okazję się wykazać i być czymś więcej niż tłem dla bardziej znanych postaci.
„Uncanny X-Men: Rewolucja” to album zgoła odmienny niż „Uncanny Avengers: Czerwony cień”. W przypadku tego drugiego duży nacisk został położony na walkę, nieustającą akcję, zabrakło zaś miejsca nawet na krótsze przestoje i chwile oddechu. Na poszczególnych kadrach działo się wiele, lecz brakowało miejsca na fabularne dywagacje. W „Rewolucji” proporcje prezentują się dokładnie na odwrót – pojedynków wiele nie ma, a właściwie nie pojawiają się prawie wcale, zaś kolejne karty zapełnione są mniejszymi obrazkami i bardzo licznymi chmurkami dialogowymi. Bohaterowie znajdują ujście dla emocji w częstych rozmowach o swojej niedoli i próbach odmiany losu, problemach bardziej indywidualnych, wzajemnych relacjach i wyzwaniu, jakim niewątpliwie jest przekazanie idei i wiedzy młodszemu pokoleniu. Historia prezentuje się lepiej niż przyzwoicie i trzeba dodać, że znalazło się w niej miejsce dla epizodów bardziej osobistych, jak pełne uczuć rozmowy dwójki bohaterów, blefowanie w twarz członkom Avengers (świetna, pełna napięcia scena), a także, pomimo poważnej tematyki, garść sytuacyjnych żarcików. Dobrze prezentuje się również sam Cyclops w roli głosu „mutanckiego” ludu. Dojrzały, pewny siebie, lecz nie arogancki, posiadający argumenty pozwalające uwierzyć w jego racje. Jedynym problemem scenariusza Briana Michaela Bendisa jest niewątpliwie konstrukcja i niewyraźny cel fabuły. Opowiedziana historia to w dużej mierze wstęp do większej opowieści, a scenarzysta poświęca wiele miejsca na kreację kluczowych bohaterów, ich przemyśleń, ambicji i wątpliwości. Bez wątpienia początek jest obiecujący, ale brakuje wyraźniejszej linii fabularnej, która zdjęłaby nieco ciężaru i uwagi z barków herosów.
Rysunki wyszły spod ręki Chrisa Bachalo i niewątpliwie należy on do grafików, których jedni polubią, podczas gdy inni poczują się zdegustowani. Wynika to z pewnej specyfiki stylu – drugiemu planowi i tłom artysta poświęca zazwyczaj bardzo dużo uwagi, do tego stopnia, iż pierwszy staje się mniej wyraźny. Sprawdza się to bardzo dobrze, gdy mutanci wykorzystują swe moce, ale w omawianym zeszycie takich scen znajdziemy ledwie kilka. Dwojako można oceniać same kadry – czasem warto spojrzeć dokładniej na wspominany drugi plan, lecz niejednokrotnie pewne rzeczy będą zbyt małe lub niewyraźne, aby lektura mogła się obyć bez lupy.
Lepiej i mniej kontrowersyjnie wypada ostatnia część rysowana przez Frazera Irvinga – demoniczne otchłanie są prawdziwie… piekielne, ale tu na wierzch wychodzą też świetne barwy. Piekielne placówki prezentują się doprawdy okazale, podobnie jak kilka dużych kadrów w pozostałych częściach komiksu, lecz w scenach bardziej statycznych, towarzyszących rozmowie pozostają wręcz do przesady stonowane oraz usypiające. Mimo to mocny akcent na koniec zwyczajnie cieszy.
„Rewolucja” to bezapelacyjnie lepszy produkt niźli wspomniany wyżej „Czerwony cień”, no chyba że sięgacie po komiks z chęcią oddania się czystej akcji i pojedynkom, bez zwracania uwagi na fabularne kwestie. Jeśli jednak interesują was także losy bohaterów, lubicie wnikać w głąb ich osobowości i śledzić relacje pomiędzy mutantami, to właśnie „Rewolucja” trafi w wasze gusta. Wprawdzie to tylko wstęp do większej całości, ale budzący nadzieję na rozbudowaną i wciągającą historię.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz