Splendor

7 minut czytania

Splendor

Po raz pierwszy z tym tytułem spotkałem się, kiedy dostałem biuletyn informacyjny o grach planszowych wydanych w pierwszym półroczu 2014 roku. Jedną ze stron wypełniały informacje o "Splendorze", który był określany jako gra o mechanice tak wciągającej, że aż zapominało się o samym celu gry. Ponadto widniała tam notka o nominacji "Splendoru" do jednej z najważniejszych nagród w branży gier planszowych, tj. Spiel Des Jahres 2014. Sama ta informacja zawierała w sobie przekaz: jest to niebanalna i błyskotliwa gra, wpisująca się w gusta wielu graczy, mająca proste zasady. Wcielamy się w niej w renesansowego kupca, handlującego klejnotami. Staramy się zdobyć jak największy prestiż i rozgłos dzięki swoim transakcjom. Wszystko to jest oparte na mechanice zwanej engine building, w której mamy za zadanie tworzenie jak najlepszych kombinacji kart, zapewniających coraz większe i większe bonusy. Ile w tym prawdy? Sprawdźmy.

Tyle bogactwa! – czyli zawartość pudełka

Splendor

Samo pudełko nie jest za duże, ale niewątpliwie trochę waży. Biorąc je w ręce, czujemy jakieś ciężkie elementy grzechoczące w środku, a naszym oczom ukazuje się frontalna ilustracja. Przedstawia ona powiększony wizerunek jednego z jubilerów obecnych na kartach, oglądającego drogocenny kamień. Jak dla mnie, nie jest to zbyt trafiona, oddająca istotę gry grafika, podobnie jak żółta otoczka opakowania. Na bokach pudełka widnieją wizerunki arystokratów obecnych w grze oraz informacje o wieku graczy (10 lat), długości partii (30 minut) i ilości graczy (2-4). W tę grę może grać absolutnie każdy, kto umie liczyć do 15, a czas gry jest jak najbardziej realny. Warto wspomnieć, że te informacje znajdują się w specjalnych otoczkach, imitujących cenną biżuterię.

Tył pudełka również nie oddaje nam esencji gry. Zobaczymy tam z osobna trzy najważniejsze elementy gry: żetony, karty i arystokratów. Nie mamy rzutu na grę już podczas rozgrywki. Opis gry na tyle opakowania wprowadza niejako potencjalnego nabywcę w błąd, ponieważ nie wysyłamy nigdzie statków i nie zatrudniamy żadnych rzemieślników. Sam cel jest natomiast wyszczególniony kilka razy: zdobycie jak największego prestiżu.

Splendor

Sama zawartość pudełka to już czysta poezja. W środku znajdziemy plastikową wypraskę, która pozwoli nam zachować wszystkie elementy na swoich miejscach. Ten zabieg doskonale sprawdza się, gdy pudełko leży. Jeżeli postawimy je do pionu, np. przy wsadzeniu do plecaka, to cała zawartość bajecznie nam się wymiesza. Dobrym rozwiązaniem byłyby „wieczka” na wnęki w wyprasce. Środkową kieszeń zajmują karty ze ślicznymi ilustracjami, przedstawiającymi np.: kopalnie, karawany, galery, renesansowe dzielnice miast. Każda karta jest utrzymana w charakterystycznej dla siebie konwencji barw. Rysunki naprawdę cieszą oko, gdy się w nie wpatrzymy. Z czasem jednak tracą urok, ze względu na wyeksponowanie mechaniki gry. Nieco wyżej umieszczamy tekturowe podkładki z wizerunkami arystokratów, a wśród nich znajdziemy samego Henryka VIII.

Ostatnim elementem zawartości są plastikowe żetony. Żetony, które długo będziemy mieć przed oczami po zakończeniu partii; żetony, których wesoły chrzęst będzie nam towarzyszył podczas gry; żetony tak wspaniale ciężkie i urokliwe, jak kryształ jadeitu, trzymany przez pracowitego kupca, aby przynosił szczęście podczas zawierania transakcji. Te kolorowe elementy, odpowiednio wyważone, z naklejonymi wizerunkami kamieni szlachetnych, stanowiącymi walutę w grze, są jedną z głównych sił napędowych "Splendoru". Niejednokrotnie będziemy je odkładać na stos z donośnym stukotem, aby podkreślić wagę naszej transakcji.

O tym jak stać się sławnym i zamożnym – zasady gry

Prostotę zasad "Splendoru" poczytuję za ogromną zaletę. Da się je wytłumaczyć w przysłowiowe pięć minut i stają się jasne po kilku turach. Tasujemy trzy talie kart i odkrywamy po 4 karty z każdej, układając je w rzędach. Obok umieszczamy odpowiednią ilość żetonów i arystokratów, w zależności od ilości graczy. W swojej turze możemy wykonać cztery akcje. Pierwszą z nich jest dociągnięcie trzech żetonów różnego koloru. Druga jest podobna, tylko dobieramy dwa tego samego koloru. Trzecią jest kupno wybranej karty. Jej koszt jest zawsze podany w lewym, dolnym rogu, a im wyższy poziom, tym droższa karta. Puste miejsce zastępujemy pierwszą kartą z góry talii, a wydane żetony zwracamy do banku. Czwarta akcja to rezerwacja karty. Polega ona na dociągnięciu dla siebie dowolnej karty (również tej nieodkrytej na wierzchu talii) i zabraniu złotego żetonu. Zarezerwowaną kartę możemy kupić kiedy tylko chcemy, a złoty żeton zastępuje nam jeden dowolny kolor innego.

Splendor

Po co kupujemy karty? Z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że karty zapewniają nam stały bonus koloru żetonu. Jest on oznaczony w prawym, górnym rogu, np. jeżeli kupimy kartę za trzy onyksy i dodaje nam ona bonus w postaci jednego rubinu, to przy kupnie karty za cztery rubiny, wystarczy odłożenie trzech rubinów – jeden rubin już mamy stale zapewniony z kupionej karty. Drugi powód to punkty prestiżu. Są one wyróżnione w górnej części karty. Osoba, której łączna suma punktów prestiżu wynosi piętnaście, wyznacza koniec gry. Każdy wykonuje tę samą ilość akcji i gracz z największą liczbą punktów wygrywa, stając się przesławnym kupcem.

Syndrom następnej partii jest potężny, pomnażany przez niemal uzależniającą mechanikę. Z pozoru jest ona banalna, ale otwiera duże pole manewru. Gra wymaga od nas myślenia, analizy, planowania i kalkulacji. Zastanawiamy się, która karta jest bardziej opłacalna, a także czujemy presję ze strony pozostałych graczy, by zdążyć z kupnem przed nimi.

Arystokratów otrzymujemy automatycznie, jeśli spełniamy warunek. Nie jest to ilość żetonów, ale ilość kart z danym kolorem. Każdy arystokrata zapewnia nam trzy punkty prestiżu. Istnieją też pewne ograniczenia. Dwa żetony jednego koloru możemy dobrać tylko wtedy, kiedy na stosiku są co najmniej cztery. Limit żetonów na ręce wynosi dziesięć, a liczba zarezerwowanych kart trzy. Gra jest niezależna językowo.

Hipnotyzująca magia klejnotów – wrażenia z rozgrywki

Po pierwszej partii w "Splendor" na konwencie wiedziałem, że muszę mieć tę zgrabną produkcję. Po zrozumieniu prostych zasad i dokonaniu pierwszych transakcji, gra mnie urzekła. Budowanie silniczków, kupowanie kart, wyścig o arystokratów, zbieranie punktów pochłonęło mnie do tego stopnia, że często dochodziło do sytuacji, w której ktoś już miał 15 punktów od dobrych kilku minut. Koledzy, ze mną na czele, byli tak zaaferowani nabywaniem kart, że nikt tego nie zauważył. Kiedy już jednak punkty zostały podliczone, dało się słyszeć głosy „Jakbym jeszcze kupił tylko tę kartę, to bym wygrał”, „A jakbym miał niebieską, to bym miał arystokratę! Gramy jeszcze raz!”. Syndrom następnej partii jest potężny, pomnażany przez niemal uzależniającą mechanikę. Z pozoru jest ona banalna, ale otwiera duże pole manewru. Gra wymaga od nas myślenia, analizy, planowania i kalkulacji. Zastanawiamy się, która karta jest bardziej opłacalna, a także czujemy presję ze strony pozostałych graczy, by zdążyć z kupnem przed nimi. Powinniśmy dostosowywać strategię do bieżących sytuacji na stole, np. widzimy, że na drugim i trzecim poziomie jest sporo punktujących kart, wymagających większej ilości niebieskich żetonów. W takiej sytuacji dobrym posunięciem byłoby nabycie dużej ilości tańszych kart z tym kolorem, aby zapewnić nam wystarczająco dużo środków na przyszłość.

SplendorSplendor

Starałem się także testować grę pod kątem różnych zagrań. Kupowałem karty, które pozwoliłyby mi na uzyskanie kilku arystokratów lub budowałem oszczędny silniczek, zbierając żetony tylko na najdroższe karty. Innym razem miałem jednakową ilość kart każdego koloru, a kiedy indziej starałem się wyspecjalizować tylko w 2-3 barwach. We wszystkich wariantach gra działa świetnie, dlatego synergia strategii jest jak najbardziej wskazana. Trzeba mieć cały czas na uwadze, że ilość kart nie decyduje o naszym zwycięstwie. Dużo bardziej efektywne jest dążenie do równowagi pomiędzy ilością tanich kart (jako trzon naszego silniczka), a kupnem kart punktujących (tym samym droższych). Często po zakończeniu gry miałem masę tanich kart, ale wygrywała osoba, która kupowała lepiej punktujące, przy mniejszym nakładzie środków. W grze nie czuć przestojów, ponieważ większość czasu każdy planuje swoje następne posunięcie. Obserwuje się, co kupuje kolega obok oraz analizuje się karty zmieniające się na stole. Gra niewątpliwe wyrabia w nas cnotę planowania i podejmowania szybkich decyzji. Wyjątkiem są osoby niezdecydowane, które będą bardzo przeciągać swoją turę, co może być kwitowane ostentacyjnymi ziewnięciami współgraczy.

Splendor

"Splendor" nie jest najbardziej emocjonującą grą planszową na świecie. Zazwyczaj trwamy w umiarkowanym skupieniu, ale mechanika jest na tyle wciągająca, a kupowanie kart tak satysfakcjonujące, że nie przeszkadza nam ten niedostatek emocji. Czujemy też miły dreszczyk niepewności, gdy rezerwujemy zakrytą kartę z góry talii, licząc na coś przydatnego. Zdarza się, że po uzyskaniu docelowych piętnastu punktów nie zawsze sięgamy po zwycięstwo. Często okazuje się, że wygrała inna osoba, która dokupiła kluczową kartę w ostatnim ruchu. Bez szowinistycznych pobudek, zauważyłem u płci pięknej notoryczną tendencję do natychmiastowego kupna karty, jeżeli tylko je na nie stać (zamiast czekać na swoją następną turę). Jest to bardzo dobra grupa docelowa, ponieważ kupuje się drogie kamienie... aby kupić ich jeszcze więcej. "Splendor" trafia również do serc wielu innych osób. Ze względu na swoją „lekkość” i przystępność, niemal każdy człowiek, potrafiący liczyć do piętnastu, będzie w stanie dobrze bawić się przy tym tytule. Bazując na własnym doświadczeniu, nie spotkałem osoby, której by się nie podobał. Nawet moja kochana babcia, która od 74 lat nie gra w gry planszowe, dała się namówić na partyjkę "tych kolorowych kamyczków" i widziałem, jak podczas gry dobrze się bawiła.

Jak kształtuje się klimat? Będę szczery – nie ma go. Autor, po wymyśleniu mechaniki, założył na swojej stronie ankietę, dotyczącą zapytania „O czym ma być ta gra?”. Internauci zdecydowali się na dość neutralny temat, którym są klejnoty. Jedynie karty najwyższego poziomu (i tak najrzadziej kupowane) wnoszą swoimi obrazkami namiastkę epoki renesansu. Równie dobrze, "Splendor" mógłby być o handlu warzywami czy o kolekcjonowaniu pocztówek, a i tak działałby znakomicie. W Internecie spotkałem się z różnymi wariantami stworzonymi przez fanów, np. kupno planet czy nieruchomości. Co więksi zapaleńcy dokupywali szklane bądź plastikowe kryształki, którymi zastępowali ciężkie żetony. Gra jest ukierunkowana na wiele razy podkreślaną mechanikę, a nie fabułę czy klimat. Ma ona doskonale działać, a nie oddziaływać.

Splendor

Losowość, jak w każdej grze karcianej, jest znacząca. Różnorodność kart i tempo ich pojawiania się na stole skutecznie równoważy tę cechę. Negatywna interakcja występuje w zasadzie tylko w momencie, gdy ktoś jako pierwszy zabierze upatrzoną przez nas kartę (to nienawistne spojrzenie...). Na szczęście jest ich taka ilość i różnorodność, że nie powinniśmy narzekać. W "Splendor" dobrze się gra we 2 osoby, ale w 3 i 4 jest więcej dynamiki oraz konkurencji w pogoni za prestiżem. Żywotność gry także oceniam jako wysoką. Z każdą partią będą nam się zmieniać dostępne karty oraz arystokraci. Możliwość zastosowania różnych strategii pozytywnie wpływa na ten aspekt.

W pogoni za sławą – podsumowanie

"Splendor" jest jedną z tych produkcji, w której można zakochać się od pierwszego zagrania. Ciężkie żetony, wciągająca jak odkurzacz Zelmera mechanika oraz proste zasady porwały za sobą miliony graczy. Dla mnie jest fillerem przy poważniejszych spotkaniach lub służy do pogrania z rodziną, dziećmi czy początkującymi planszówkowiczami, przy kawce i luźnej gawędzie. Równocześnie gra jest świetnym wprowadzeniem do świata planszówek, jeżeli ktoś je zna od strony chińczyka i warcabów. "Splendor" tak dobrze przyjął się w Polsce, że wydawca postanowił zrobić ogólnokrajowy turniej z nagrodami pieniężnymi, a dodatkowo cena jest proporcjonalna do zawartości i ilości zabawy, jaką czerpiemy z grania. Polecam na wszystkie rodzinne spotkania.

Elementy zestawu
  • 40 żetonów (7 szmaragdów, 7 szafirów, 7 diamentów, 7 onyksów, 7 rubinów, 5 złotych monet)
  • 90 kart rozwoju (40 poziomu 1, 30 poziomu 2, 20 poziomu 3)
  • 10 kafli arystokratów
  • instrukcja
Podsumowanie
  • Ocena wykonania: 8
  • Poziom trudności: bardzo mały
  • Czas gry: 30 min
  • Liczba graczy: 2-4
  • Wymagana przestrzeń: średnia
  • Uśredniona cena: 83 zł
Plusy
  • Wciągająca mechanika
  • Proste zasady
  • Mnogość strategii
  • Duża regrywalność
  • Zmusza do myślenia i planowania
  • Solidne wykonanie elementów
  • Ładne grafiki
Minusy
  • Brak klimatu
  • Minimalna interakcja
Ocena Game Exe
8.5
Ocena użytkowników
9.08 Średnia z 6 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Grałem w Splendor tydzień temu. Gra naprawdę ma proste zasady, a jednocześnie bardzo fajnie daje możliwość kombinowania. Wciąga i naprawdę jest bardzo grywalna. Gra w miarę szybka i łatwa do nauczenia.
Myślę teraz nad zakupem.
0
·
Cholera, ktoś tu otrzymał tytuł Gry Roku 2015, a dotąd nie miałem przyjemności zagrać. Trzeba będzie nadrobić tę zaległość!
0
·
Splendor może wydawać się dość prostą grą (choć zasady są faktycznie proste), ale tak naprawdę wymaga całkiem dużej ilości sprytu i dobrej taktyki. Nas ten tytuł też strasznie pochłonął i nieraz padały słowa "Gdybym... Gramy jeszcze raz!. Świetna gra i świetna recenzja - takie czytamy z przyjemnością!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...