Dark Souls: Prepare to Die Edition

5 minut czytania

Nie myślę o sobie jako o jakimś nie wiadomo jak biegłym graczu, ale podczas swojej długiej styczności z grami miałem okazję zagrać w kilka trudnych tytułów. "Super Meat Boy", "Mirror's Edge", "Hilmany", "Deus Ex: HR" bez (prawie) ani jednego zabójczego wystrzału... Znalazłoby się jeszcze kilka innych. Żadna z nich jednak, podkreślam, żadna nie przygotowała mnie na to, co czekało na mnie w "Dark Souls".

dark souls

Podtytuł "Prepare to Die" jest tu jak najbardziej adekwatny. Gra, gdzie pierwszy przeciwnik jest w stanie zabić cię bez większego wysiłku (pomijając tutorial, aczkolwiek znam takich, co na tutorialu utknęli i Demona z Przytułku nigdy nie pokonali), gra, która zabijając cię ciągle i ciągle i ciągle i ciągle w zasadzie uczy i sprawia, że śmierć jest bolesnym, ale przydatnym doświadczeniem, to kwintesencja nieprawdopodobnie udanego miksu action – RPGa i Dungeon Crawlera, jaki stanowią "Dark Souls".

dark souls

Ale po kolei. W pierwszą cześć serii zagrałem po zachłyśnięciu się częścią drugą – moje wcześniejsze próby spalały na panewce, głównie z powodu braku pada i zaciętego przekonania, że choćbym sczezł, to myszka i klawiatura są równie dobre i równie nadające się do grania w Soulsy jak pad. Myliłem się i mimo że z myszką i klawiaturą przeszedłem część drugą, drugi, trzeci i czwarty run na padzie był już znacznie lepszy i bardziej przyjemny.

Część pierwsza nie daje tak naprawdę nawet wyboru sposobu gry, głównie przez słabej jakości port (o tym później), więc pad był tu musowy. Fakt, gdybym się uparł, to zagrałbym i na klawiaturze i myszce, ale byłoby to znacznie gorsze, znacznie bardziej czasochłonne i znacznie bardziej męczące doświadczenie. Postanowiłem więc pójść po najmniejszej linii oporu, wpiąłem pada i po zabawie z ustawieniami ruszyłem do gry.

Po dość skutecznym ograniu drugiej części byłem zadufany w sobie i sądziłem, że w jedynce poradzę sobie przynajmniej tak dobrze jak w dwójce. I tak było – do czasu. Mój czas przybył, gdy wyruszyłem na pierwszą wyprawę, zszedłem do opuszczonego miasta i spotkałem ducha. Radośnie zamachnąłem się na niego mieczem, który przeszedł przez niego jak przez mgłę, nie robiąc mu żadnej krzywdy. Duch postanowił się odwdzięczyć i zarżnął mnie paskudnie pierwszym zadanym mi ciosem.

Potem się zaczęło. Przeciwnicy z gigantyczną odpornością, staminą, wielką bronią i uporem godnym lepszej sprawy zdawali się nie kończyć, a ja ginąłem, ginąłem, ginąłem i ginąłem. Dalej ginę, nawet jeśli udało mi się przejść już dalej – wciąż nieustannie plując sobie w brodę, że ośmieliłem się nazwać następcę tej części suką. "Dark Souls II" w porównaniu do swojego poprzednika to spacerek po plaży w ciepły, letni wieczór. "Dark Souls", głównie przez swoją szorstkość i ostre boki, które zeszlifowano w części drugiej, to suka. Prawdziwa suka.

Kilka przykładów – w części drugiej po pokonaniu bossa zazwyczaj ma się ognisko (które tu służy za swoisty checkpoint) i okazję do podleczenia się/podróży do miasta. W części pierwszej po pokonaniu bossa przyleciał czerwony smok i mnie spalił. Nie mogę podróżować między ogniskami (przynajmniej do pewnego momentu), a przeciwnicy nie przestają się respawnować – zawsze tam są, gotowi, żeby mnie powitać zestawem stalowych narzędzi.

dark souls

Kilka przykładów więcej? Na wąskich półkach, które trzeba pokonać, by wspomnianego wyżej smoka ominąć, czekają na ciebie przeciwnicy z tarczami i włóczniami, których ataki mogą cię z łatwością zrzucić w przepaść. Jeśli nie mają tarcz i włóczni, to mają łuki, które w stu procentach przewracają, jeśli uda się im trafić. Podczas podróży kanałami, oprócz hord nieumarłych i rzeźników z ogromnymi tasakami, trzeba uważać na ledwo widoczne śluzy, które niczym barnakle z "Half-Life'a" tylko czają się w ciemnym miejscu i czekają na odpowiedni moment. W przeciwieństwie do barnakli i "Half-Life'a" tutaj nie masz łomu i względnie sporej ilości czasu na ucieczkę, a odkrycie, że trzeba wyginać analogi na padzie na wszystkie strony, żeby mieć w ogóle szansę (małą!) na wydostanie się, przyszło znacznie, znacznie za późno i zostało odkryte przez przypadek.

dark souls: prepare to die edition

Głównie ostatni przykład podkreśla, dlaczego "Dark Souls" tak mocno nosi w sobie elementy "Dungeon Crawlera". Podobnie jak w klasykach gatunku, tutaj nikt nie informuje o niczym. Pewnie, na początku wyjaśnione są podstawy sterowania, jest jakieś, rzucające niezbędne minimum ekspozycji, intro, ale to wszystko. Poziomy przypominają labirynt i są genialne pod względem zaprojektowania (długi tunel z zamkniętą kratą na końcu okazuje się kilka godzin później niebywale cennym skrótem) i mimo że nie są generowane losowo, momentami przypominają mokry sen szaleńca. Fabułę, podobnie jak w części drugiej odkrywamy sami, doceniając ją tym bardziej. Proroctwa, smoki, klątwy i stawianie się bogom to tylko kilka wątków tej milczącej, prawie pozbawionej dialogów historii – która wciągnęła, zaabsorbowała i zasmuciła mnie na samym końcu bardziej niż historie opowiedziane w niejednym z nowoczesnych, pełnych dialogów RPGów.

Za takim sposobem opowiadania historii kryje się ciekawa anegdotka. Miyazaki, główny projektant Dark Soulsów, przyznał się, że w młodości uwielbiał zachodnią literaturę i czytał ją w gigantycznych ilościach. Z powodu braku dostępu do japońskich przekładów, musiał radzić sobie z książkami po angielsku, a z tym nie szło mu już tak dobrze – wobec czego wiele niezrozumianych wątków z książki musiał sobie dopowiadać i wyciągać z kontekstu. To doświadczenie z dzieciństwa silnie wpłynęło na kształt tworzonych przez niego gier i znajduje swoje odbicie także w Dark Soulsach.

dark souls

Wyszło to rewelacyjnie. To jedna z niewielu gier, która do dzisiaj ma oddaną rzeszę fanów, którzy na nowo i na nowo analizują grę i doszukują się w niej nowych faktów, wyciągają nowe wnioski i stawiają nowe tezy. Ostatnio tak wielką burzę analiz widziałem w przypadku trzeciego "Mass Effecta" – i było to z powodu fatalnego wyboru twórców, nie na odwrót. Tutaj fabuła i mechaniczna strona gry idealnie uzupełniają się swoją pozorną lakonicznością – i dzięki temu nadają grze niespotykanego nigdzie indziej klimatu.

dark souls

Jednak – jak już wspominałem – ta wspaniała pod względem designu gra cierpi na niezwykle bolesną przypadłość. Port z konsol na PC stał się już sztandarowym wzorcem jak nie robić portów – skopane sterowanie, praktyczna nieobecność wsparcia dla klawiatury i myszy, tekstury o paskudnej rozdzielczości i – o zgrozo – maksymalnie 30 klatek na sekundę to coś, co nawet w momencie wydania gry na PC, w 2012 roku było nie do zaakceptowania.

dark souls

Dla porównania odpaliłem sobie PTDE bez żadnych zewnętrznych, fanowskich modyfikacji, którzy łatali popełnione przez twórców problemy już kilka dni po premierze wersji PC – i prawie natychmiast ją wyłączyłem. Ślamazarne działanie gry (wina 30fps), praktycznie nieobecne sterowanie (próbowałem dla swej zguby użyć myszki i klawiatury), czcionka tekstu przypominające pirackie spolszczenia gier z lat 90., brak jakiejkolwiek obsługi gry pod Win 8 (gra padała po odpaleniu nowej gry), a wreszcie – Games For Windows Live. Kto grał w jakąkolwiek grę przez sieć wie, że GFWL to narzędzie diabła, potomstwo szatana i coś, czego pełnej nazwy nie wypowiada się za głośno, chyba że przy jasnym świetle i w towarzystwie łowcy demonów.

Na całe szczęście fani i zręczni modderzy przygotowali do gry szereg poprawek, łatających każdy wadliwy aspekt gry – dzięki temu, oprócz bycia w zasadzie grywalną (nawet na myszy i klawiaturze!), działa w 60 albo nawet 120 klatkach, wygląda ładnie i wyraźnie i chodzi na Win8 jak marzenie. Na GFWL już nic poradzić się nie da, bo jego zamknięcie wywołało jeszcze więcej strat niż jego istnienie, ale element gry wieloosobowej i co-opu dalej w grze jest i względnie działa.

"Dark Souls" to gra dla cierpliwych. Nie, to gra dla wytrwałych. Jeśli część druga wymagała cierpliwości i niezniechęcania się po pierwszych 100 śmierciach, to po tej setce będzie ci już wszystko jedno, a jest szansa, że któraś z tych śmierci czegoś cię nauczy.



Mimo że port odrzuca, to warto – choćby po to, żeby potem zachodzić w głowę, jak część druga powiązana jest z częścią pierwszą.

dark souls
Plusy
  • Fabuła!
  • System walki!
  • Rozwój postaci!
  • Design poziomów!
  • Design przeciwników!
  • Design bossów!
  • Zakończenie!
  • Poziom trudności!
Minusy
  • Poziom trudności!
  • Fatalny port
  • Fatalna jakość bez zewnętrznych poprawiaczy
  • Zerowe wsparcie kb + m
  • Brak losowości w przedmiotach
Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
9.17 Średnia z 9 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Ta gra mnie frustruje
0
·
Mnie też.
0
·
Jak wyżej. W jednym miejscu ginę notorycznie, wywalam ją a po miesiącu instaluję i próbuję ponownie. Masakra jakaś ile trza się narobić dla zbroi Artoriusa.
0
·
Aha, ja nie mogę przebrnąć nawet przez parafię nieumarłych.
0
·
Dobrze, że jej nie kupiłem. Nie lubię się frustrować przy takich tytułach. Odczułem już to przy "Devil May Cry" którymś
0
·
Tak tylko nadmienię, że gra już hula na Steam i nie wymaga GfWL.
0
·
Zrobiłem sobie dłuższą przerwę od tej gry i wróciłem do niej, nauczyłem się grać i stwierdzam , że jest to jedna z lepszych nawalanek jakie grałem od dłuższego czasu Szkoda tylko, że multiplayer trochę martwy, ale to moja wina że się spóźniłem trochę w granie w to.
0
·
Zainstalowałem na PS4, pograłem chwilę i wyrzuciłem. Jakimś cudem udało mi się przebrnąć przez prolog. W pierwszym akcie dwa szkielety rozwaliły mnie niezliczoną ilość razy, ale uparłem się, żeby im dokopać. Gdy w końcu mi się udało, przeszedłem kilka kroków, a wyskoczyło na mnie czterech nieumarlaków z niedorzecznie wielkimi mieczami i zaszlachtowało mnie jednym ciosem.

Zdecydowanie nie dla mnie. Szanuję wszystkich masochistów.
0
·
Akurat wczoraj Medivh zacząłem ponowne podejście z trójeczką xD
0
·
Niedawno zacząłem przygodę z serią DS sprawiwszy sobie częśc 1 i 2 na mojego wysłużonego X360. Najpierw przechodzę "jedynkę".
I muszę powiedzieć, ze rewelacja. Gram w gry od początku lat 90-tych, zaczynałem od komputerow 8-bitowych. Muszę przyznać, że Dark Souls to taki trochę powrót do tych czasów.
Gra jest trudna, rozwalająca, frustrująca. Ale to wszystko jest SPRAWIEDLIWE. Gra nie stara się rozwalić cię "na siłę" - głupimi skryptami czy przesadnie wykoksowanymi potworami. Popełnisz błąd - giniesz, zaszarżujesz zamiast ostrożnie i metodycznie wykańczać przeciwników - giniesz, nie poznasz dobrze metodyki ataków bossa - giniesz. I tak dalej. Giniesz nawet gdy mając już wyrąbanego w kosmos bohatera - zlekceważysz jakieś dwa niepozorne kościotrupy, które wykorzystają sytuację i cię rozniosą w kawałki. Giniesz.
Jeśli grasz uzywając też głowy i zimnego wyrachowania - giniesz. Ale dużo dużo rzadziej I jest to często po prostu jakiś upadek z wysokości itp.
Strasznie mi się "soulsy" podobają, lubie wymagające gry, nad którymi zastanawiam się nawet gdy nie gram, gdy jestem w pracy czy na rowerze. No i ta fabuła - pełna zagadek, niedopowiedzeń.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...