Przyznam szczerze, że "Cyberpunk 2077" mnie ominął. Nie żebym był negatywnie nastawiony wobec tego uniwersum, zwyczajnie nie wsiadłem w ten hype train, a z tytułem zapoznam się kiedyś, przy jakiejś okazji. Tak więc do świata wprowadziła mnie nie gra, lecz zilustrowany przez Giannisa Milonogiannisa komiks według scenariusza Bartosza Sztybora, "Cyberpunk. Gdzie jest Johnny?". Jak poczułem się, wchodząc do Night City?
To drugi komiks napisany przez Bartosza Sztybora, którego sposób opowiadania historii spodobał mi się przy okazji jego wcześniejszych "Zatartych wspomnień". Względem serii komiksów o Wiedźminie zaskoczył mnie nieco sposób wydania: miękka oprawa i niewielka liczba stron – zaledwie 68. Cóż, nieco stosownie względem poziomu popularności marki, jak przypuszczam, niech żyje wolny rynek.
Skoro o rynku mowa, system ekonomiczny w uniwersum jest tak ważny, jak magia i przeznaczenie w "Wiedźminie". "Cyberpunk" to świat dzikiego wolnego rynku i komercjalizacji, niemniej nie jest tak wspaniale, jak w naszym świecie kreśli to pewien słynny pan w muszce. Miastem Night City rządzą bezwzględne korporacje.
Nie wszystkim się to podoba, a zwłaszcza głównemu bohaterowi tego komiksu, który próbuje z tym walczyć. Chociaż szło opornie, nadarzyła się okazja, która mogłaby to zmienić. Pracując jako dziennikarz uwikłał się w sprawę wysadzenia centrali Arasaki. Co przy tej okazji odkrył? O tym już musi przekonać się sam czytelnik.
Fabuła płynie wartkim strumieniem, kreska i kolorystyka zaś dobrze oddają opowieść. Tylko czemu ta historia musiała być taka krótka? Nie dane jej było więc w pełni rozwinąć skrzydeł, ze szkodą dla siebie. Tymczasem Sztybor ponownie próbował tworzyć możliwie pogłębione portrety psychologiczne postaci i złożone relacje międzyludzkie, nie stroniąc od gorzkich ironii.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz