No cóż, jeżeli lubicie od czasu do czasu pomóc staruszkom przejść przez jezdnie albo ściągnąć jakiegoś kociaka z drzewa, odczuwacie dziką rozkosz w przebieraniu się w fikuśnie fatałaszki i zakładaniu gatek na spodnie, no i uważacie, że Clark Kent i Bruce Wayne to dwa wymoczki, które Wam nie dorównują, to zapewne nie przeszliście obojętnie obok produkcji NCSoft – „City of Heroes”. Gra ma już pięć lat i piętnaście oficjalnych dodatków na karku, co jest nie lada osiągnięciem na rynku MMO zdominowanym przez „World of Warcraft”.
Tym bardziej, że południowokoreański potentat nigdy nie cackał się ze swoimi tytułami i jeżeli coś nie przynosiło satysfakcjonujących zysków, to zanim ktokolwiek się spostrzegł, projekt szedł do piachu, a wirtualny grabarz cieszył się z dodatkowej roboty. Taryfy ulgowej nie było nawet dla samego Richarda Garriotta, którego gra „Tabula Rasa” po dwóch latach trafiła dosłownie na śmietnik. Szczerze mówiąc nie znam statystyk i zielonego pojęcia nie mam, ilu ludzi obecnie bawi się w wirtualnego superbohatera, ale liczba ta musi być imponująca i przynosi NCSoft niezłe zyski. Bo niby taka „cicha woda”, tytuł nie tak medialnie głośny jak wspomniany „World of Warcraft” czy „Age of Conan”, a tutaj twórcy planują drugą część.