Jeżeli rozpoczynamy jakiś serial i nam się podoba, to zwykle bierzemy się za kontynuację, prawda? Gdy sięgnąłem po drugi sezon "Arifurety", niewątpliwie żywiłem tego typu uczucia. Dla mnie jednak nie był to jedyny powód. Między innymi gnała mnie jeszcze ciekawość, czy nowy sezon okaże się lepszy od poprzedniego. Udało się? Cóż, pora podsumować wiedzę i się przekonać.
Po wydarzeniach w Wielkim Labiryncie Orcusa Hajime i spółka, wzbogaceni o nową towarzyszkę, Kaori, znów ruszają w drogę. Następnym celem drużyny jest Erisen, morskie miasto będące domem Myu. Po drodze ekipa chce zaliczyć każdy z Wielkich Labiryntów, jaki się nawinie. No ale życie nie może być zbyt proste, prawda? Plany demonów wchodzą w nową fazę, a szaleni bogowie nie pozwolą, by "Nieregularni" psuli im zabawę. Ich wysłannicy szykują się do kolejnego posunięcia, a nad resztą przybyszy z Ziemi również zbiera się cień.
Pod kątem ogólnego obrazu rozeznanie jest względnie proste. Po ujrzeniu pierwszej sceny, będącej zapowiedzią kolejnych epickich starć, trafiamy chronologicznie do punktu, który ma miejsce zaraz po zakończeniu pierwszego sezonu. Tak więc zaznajomienie się z tamtymi wydarzeniami jest przynajmniej wskazane, jeśli nie obowiązkowe.
Co do postaci, tutaj też czeka nas kilka modyfikacji. Główna część obsady powiększyła się oczywiście o nową członkinię, która dotąd była raczej na dalszym planie, jednak nie jest to jedyna zmiana. Szczególnie spore reformy mają miejsce po drugiej stronie barykady. Do tej pory wrogowie bohaterów pokazywali się na scenie, by dość szybko zginąć. Towarzyszyła temu koncepcja szalonych bogów, ale poza kilkoma rozmowami było to pojęcie dość mgliste. Tym razem mamy do czynienia z osobami, które otwarcie deklarują się jako ich słudzy i jest to mniej lub bardziej bezpośrednie. Dzięki temu całość historii nabiera wyrazistości. Ci dobrzy też zyskali nową osobę w swoich szeregach, a także pozwolono na znaczne zmiany. Dotąd mocno zaniedbywany drugi plan, składający się w znacznej mierze z reszty przybyszów z Japonii, zyskał dużo więcej czasu antenowego. Było to rozwiązanie konieczne także z racji późniejszych wydarzeń, ale widać tu też próbę nadrobienia dotychczasowego traktowania ich po łebkach. Jest to niewątpliwie zmiana na lepsze, jednak pełna eliminacja uprzednich błędów nie była możliwa. Obraz sytuacji stał się jasny i wszystko łączy się ze sobą w miarę spójną całość. Niemniej kilka ważnych dla wydarzeń postaci w dalszym ciągu ma dość nieduży wkład w historię, tak więc ich losy i działania nie uderzają w widza tak, jak by mogły i powinny.
Główną część rozrywki przy tym anime stanowią epickie sceny walk i tutaj produkcja stanęła na wysokości zadania. Następujące po sobie pojedynki i bitwy są naprawdę dobrze wykonane. Nie należy jednak zaniedbywać rozterek psychologicznych bohaterów i przesłania, które niosą ze sobą kolejne wydarzenia. Jeśli chodzi o protagonistę, to jego przemiana z przeciętnego leszcza w totalnego kozaka już miała okazję wywrzeć spore wrażenie, a kolejne starcia z potężnymi przeciwnikami tylko dalej umacniają ten stan rzeczy. Spokojniejsze fragmenty o nim dotyczą przede wszystkim zagadnienia utraconego człowieczeństwa i próby naprawy, aby wrócić do normalnego życia po tym, jak już dotrze do domu. Tu decydującą rolę odgrywają rozmowy z osobami mu bliskimi, które pokazują, iż ostało się w nim więcej szlachetności niż sam podejrzewa. Warto też zwrócić uwagę na Kaori, próbującą odnaleźć się w nowej grupie, gdzie mimo sporego zakresu umiejętności pozostaje najsłabszym ogniwem pod kątem bojowym, czy też zbieranie przez inne postaci doświadczenia potrzebnego do przebrnięcia przez wrogi świat i niebezpieczne sytuacje. Konspiracja rozgrywająca się na drugim planie ma też na celu zakwestionowanie koncepcji, jaką jest przywoływanie niedojrzałych nastolatków z innego świata celem rozwiązania problemów.
Ważną kwestią przy ocenianiu produkcji, które są adaptacją innego dzieła, jest zawsze zgodność z materiałem źródłowym. Tutaj jest to o tyle ważniejsze, że poprzedni sezon traktował tę sprawę dość po macoszemu. Stwierdzenie, że fabuła była wówczas głównie szkieletem pozwalającym na zespolenie porywających scen walki nie będzie dalekie od prawdy. W tym aspekcie doszło do poprawy. Tym razem w ramach całego sezonu ukazano wydarzenia tylko z 2 tomów. Co więcej, ogólna ilość czasu antenowego poświęcona na rozmowy i przemyślenia postaci uległa znacznemu rozszerzeniu. Jednak dało się to zrobić lepiej. W dalszym ciągu czuć duży nacisk na walkę, przez co kilka ważnych scen uległo zauważalnemu skróceniu. Dobrym przykładem będzie choćby odcinek 6. Ostatnia walka toczona przez protagonistów wydaje się być tam wciśnięta tylko po to, by poświęcony im fragment mógł zakończyć się sporą eksplozją. Gdyby poświęcony temu czas wykorzystano na rozbudowę kilku rozmów, całość moim zdaniem sporo by zyskała.
W rozważaniach warto też poruszyć kwestię oprawy graficznej i dźwiękowej. Jest to o tyle ważne, że zajmujące się pierwszym sezonem studio White Fox zostało zastąpione przez studio MOTHER, co wywołało rotację części ekipy. Kreska nie uległa poważnym zmianom, jednak widać pewne różnice. Pod tym kątem wykonano porządną robotę. Warte wspomnienia są też CGI-e, które choć nadal obecne i wyróżniające się na tle całości, nie kłują w oczy aż tak bardzo jak poprzednio. Co do udźwiękowienia produkcji, sytuacja prezentuje się podobnie. Dotychczasowa obsada nie zmieniła się, oczywiście z dodaniem osób wcielających się w nowych bohaterów. W podkładzie widać włożoną w niego pracę, choć mam do tego pewne zastrzeżenia. W chwili gdy to piszę, wersja z angielskim dubbingiem nie jest jeszcze w pełni dostępna, tak więc nie można wydać ostatecznego werdyktu, ale niektóre sceny z angielskimi głosami lepiej przekazują zawarte w nich emocje niż oryginalne.
Co do ścieżki muzycznej, to tu nie ma do czego się specjalnie przyczepić. Utwory w znacznej mierze inspirują się swoimi poprzedniczkami i dobrze podkreślają napotkane sytuacje. Pod tym względem nie mam nic do zarzucenia. Warto jednak przyjrzeć się kawałkom, które rozpoczynają i kończą kolejne odcinki, czyli "Daylight" w wykonaniu MindaRyn oraz "Gedou Sanka" śpiewane przez FantasticYouth. Moim zdaniem wybory w tej kwestii były słuszne. Obie pozycje z towarzyszącymi animacjami dobrze oddają ducha opowieści i jej przesłanie. Szczególnie tyczy się to drugiego utworu, który w ten sposób zyskuje na głębi.
Sięgając po ten sezon powodowała mną głównie ciekawość, czy tym razem spisano się lepiej niż za poprzednim razem. Jakie są końcowe wnioski? Niewątpliwie jest poprawa. Nie da się zaprzeczyć, wprowadzone zmiany zdecydowanie uczyniły produkcję lepszą. Nie pozbawiło to całości wszystkich bolączek, ale niewątpliwie jest postęp. Na pewno będę wyczekiwał wieści, czy dzieło będzie miało dalsze losy.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz