New weird jest jednym z moich ulubionych podgatunków fantastyki – dziwność, brak ładu i wychodzenie poza schematy, a to wszystko umiejscowione w realnym, dobrze znanym czytelnikowi otoczeniu. I choć właśnie za tę niestandardowość cenię tę formę literacką, to przeniesienie wydarzeń "Akwaforty" w świat przypominający Dziki Zachód nastawiło mnie nieco sceptycznie, głównie z tego powodu, że nigdy nie przepadałem za westernami, gdzie życie toczy się powoli wśród piasków, zeschniętych, niesionych przez wiatr kul szarłatów i męskich kowbojów z facjatami jak z kryminału. To nie moja bajka, a jednak zdecydowałem się na lekturę napisaną przez australijską malarkę, K. J. Bishop, nakłoniony przez fakt wydania jej w serii "Uczta Wyobraźni", jednego z lepszych zbiorów nietypowej fantastyki w Polsce.
Cała akcja książki skupia się na parze bohaterów – Raule i Gwynnie, którzy brali udział w powstaniu stłumionym przez Armię Bohaterów, a teraz uciekają przed grupą łowców niedobitków burzliwego zrywu. Tak trafiają do miasta Ashamoil, gdzie ich ścieżki się rozchodzą. Znająca się na medycynie Raule zatrudnia się w lazarecie dla ubogich, zajmując się szyciem ran niepokornych członków nastoletnich gangów oraz w tajemnicy przeprowadza badania nad nietypowymi, zdeformowanymi dziećmi, których narodziny stały się częstsze. Natomiast rewolwerowiec Gwynn szybko zadomowił się wśród handlarzy niewolników, działając na rzecz jednej z kryminalnych rodzin sprawujących rzeczywistą władzę nad miastem. W międzyczasie szuka kobiety, która wykorzystała jego wizerunek na tytułowej akwaforcie – wytrawionego w miedzi obrazu.
Szczerze mówiąc, trudno wskazać jeden, główny tor, po którym podąża "Akwaforta". Wątków jest w niej co niemiara – od filozoficznych wywodów na temat religii, śmierci, natury człowieka czy istoty bytu, poprzez romans, kowbojskie strzelaniny i potyczki, a kończąc na obsesji i poszukiwaniu wendetty. Motywy te są na tyle rozbudowane, często się przeplatające, że nie da się dokładnie ustalić "poboczności" i "główności" poszczególnych wątków.
Główni bohaterowie zostali połączeni na bazie kontrastu. Raule to lekarka, która zaczyna pracę u podstaw, lecząc najbiedniejszych mieszkańców metropolii. Robi to z powodu błędnego przeświadczenia o braku własnego sumienia, które według niej utraciła w trakcie powstania. Na tle jej poświęcenia, emocjonalności oraz empatii idealnie klaruje się postać Gwynna, przesiąkniętego cynizmem rewolwerowca, dla którego oddawanie czci siłom boskim to czysta farsa. Mimo biegunowości obu postaci, czytelnik nie jest w stanie określić, która z nich jest pozytywna czy negatywna. Są one po prostu ludzkie, posiadając swoje cnoty i wady.
Autorka nie pokusiła się o rozłożenie bohaterów na części pierwsze, w pełni odkrywając każdą z nich, dając szansę na ich wnikliwą i jednoznaczną analizę. Bishop pozostawiła pewną sferę niedomówień i półsłówek, okrywając tajemnicą niektóre epizody z życia Raule i Gwynna, nie odpowiadając na wszystkie pytania, jakie nasuwają się w trakcie czytania "Akwaforty". Bohaterowie drugoplanowi także zostali całkiem zręcznie wykreowani. Pochłonięta swoimi pracami artystka czy zapijaczony kaznodzieja szukający swojego boga zapadają w pamięci na dłuższą chwilę, jeszcze bardziej podkreślając złożoność książki.
Nie da się ukryć, że K. J. Bishop wykorzystała w "Akwaforcie" swoje artystyczne predyspozycje, przebijając się przez barierę dzielącą jawę i sen, wyobraźnię i rzeczywistość. Wykorzystany przez nią oniryzm, poza typowymi fantastycznymi zdarzeniami, podsycany jest przez narkotyczne mary senne i poniekąd filozoficzne utarczki między rewolwerowcem a podupadłym kaznodzieją. Czytelnik na każdym kroku bombardowany jest mnóstwem lepiej lub gorzej zarysowanych pomysłów i konceptów, które od czasu do czasu mogą wywołać niedowierzanie z powodu swojego oderwania od książkowej rzeczywistości. Obrana przez autorkę konwencja literacka, gdzie sny mają swoje odzwierciedlenie w realnym świecie, a jednocześnie nie zawsze można ufać "oku i szkiełku", jest dość przytłaczająca i wprowadza pewien zamęt. Z drugiej strony to właśnie taka duszna i męcząca atmosfera leży u podstawy new weird, w którym to nie można zakładać nic z góry, będąc tylko obserwatorem kolejnych zdarzeń.
Choć "Akwaforta" jest interesującą pozycją, o ciekawych bohaterach i intrygujących przemyśleniach, to nie porywa na tyle, by w znacznym stopniu wyróżnić się pośród innych, lepszych dzieł z grupy new weird. Jest to tytuł dobry i wymaga od czytelnika większej wrażliwości niż przy typowych książkach fantastycznych, jednak nie posiada elementów powodujących, że po lekturze odbiorca czuje zachwyt i pozytywną konsternację. Mimo wszystko wciąż zasługuje na umiejscowienie jej pośród innych książek z serii "Uczta Wyobraźni", ponieważ jest to unikalna pozycja.
Komentarze
Generalnie warto się z powieścią zapoznać, chociaż jest po prostu przekombinowana. W niektórych miejscach wystarczyłoby nieco odjąć z oniryczności i byłoby dużo lepiej. Tak czy siak mocne 6/10
Dodaj komentarz