
Tak w kalendarzu moim, jak i miasta, Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie to jedno z najważniejszych wydarzeń w roku. Setki wystawców (w tym roku ponad 450) i autorów, którzy przybywają wraz z ogromnym asortymentem książek, gadżetów i rozmów na temat literatury, by jak co roku ściągnąć do siebie tysiące ludzi. W tym roku nie było inaczej, a wszystko to pod patronatem Władysława Reymonta, obchodzącego 100-lecie swej śmierci. Z tego powodu, mottem tej edycji, już 28., był jego cytat "nie jestem maszyną, jestem człowiekiem" (z "Ziemi Obiecanej"). Słowa te miały w sobie szczególną moc już w dobie rewolucji przemysłowej, a dziś, w atmosferze cyfryzacji i postępu technologicznego kryją w sobie jeszcze głębsze znaczenie. A teraz pora, bym opowiedział co nieco o swych wrażeniach z czasu, który w ramach eventu spędziłem na halach wystawowych EXPO.

O ile uwielbiam targi, to jedna rzecz prawdopodobnie już na zawsze będzie w nich do kitu. Mianowicie, dojazd. Z racji położenia hal, próby dotarcia takich ilości ludzi w tamto miejsce owocuje ogromnymi korkami, w których można spędzić naprawdę sporo czasu. To poważnie utrudnia dojazd także komunikacją miejską, w czym zmiany kursów tramwajów z powodu remontów także nie pomogły. Jak już się jednak człowiek dotelepał i kupił bilet (bo do tych kas także bywały naprawdę długie kolejki) można już było wejść do środka i zacząć eksplorować stoiska. Warto też wspomnieć, że o ile postawienie oddzielnych namiotów na kolejki do najpopularniejszych autorów jest już rozwiązaniem sprawdzonym, to zostało rozbudowane o dodatkową przestrzeń dla wystawców. Dobry pomysł, choć w pewnych kwestiach nieprzemyślany (nie do końca rzucało się to w oczy, a umieszczenie w namiocie miejsca na panele tuż obok strefy zabaw dla dzieci też nie było najlepszą koncepcją).

Jedną z podstawowych funkcji targów jest pełnienie roli ogromnej księgarni. I w tym aspekcie nigdy nie spotkało mnie rozczarowanie. Tak samo było i w tym roku. Na stoiskach można było znaleźć ogromny asortyment. Od dużych wydawców po samodzielnych autorów. Nie zabrakło także możliwości zajrzenia do kolekcji antykwariatów oraz możliwości skorzystania z zasobów lotnej biblioteki (działała też akcja ”książka za książkę” na rzecz zbierania nowych pozycji dla bibliotek w zamian za kupony promocyjne). Można się też było rozejrzeć za gadżetami mniej związanymi z czytelnictwem, bo i takich opcji nie brakowało. Prawdziwa ziemia obiecana dla pasjonatów i poszukiwaczy różnorakich znalezisk, idealna zarówno przy poszukiwaniu czegoś ciekawego dla samego siebie, jak i do pierwszych poszukiwań prezentów świątecznych. Warto też wspomnieć stoisko firmy Ziko, gdzie można było się poddać bezpłatnym badaniom wzroku.

Wśród najistotniejszych rzeczy, jakich można doświadczyć na targach, jest możliwość spotkania z autorami. Tych zaś nigdy tam nie brakuje. Od paneli na temat ich dzieł, przez możliwość rozmowy z nimi na stoiskach poszczególnych wydawnictw, po zwykłe, lecz cieszące się ogromnym wzięciem (w niektórych przypadkach wymagające voucherów) podpisywanie książek. Pośród najważniejszych gości tego typu można było spotkać postacie zarówno rodzime jak i z zagranicy, m. in. Katarzyna Barlińska "Pizgacz", Justyna Bednarek, Katarzyna Bonda, Dmitry Glukhovsky, Graham Masterton, B.A. Paris, Antonio Scurati, Samantha Shannon i wielu innych. Kolejki po autografy były ogromne. Sam miałem okazję porozmawiać z kilkoma pisarzami. W niektórych przypadkach kończyło się to tylko podpisaniem posiadanej przeze mnie książki lub kupieniem pozycji z dedykacją. Innym razem zaś mogłem udzielić porady na temat nowych pozycji do biblioteczki bądź spróbować szczęścia z pozyskaniem egzemplarzy recenzenckich.

Warto też pokrótce wspomnieć o części konkursowej, bo miały miejsce zarówno finały większych akcji, jak Nagroda im. Jana Długosza czy PIKowy Laur 2025, jak i te drobniejsze, przygotowane celem przyciągnięcia uwagi przez indywidualnych wystawców. Stawką były na ogół drobne słodycze bądź gadżety, ale pełniły swoją rolę i zapewniały trochę frajdy. Do najważniejszych było wybranie i uzasadnienie jaka postać fikcyjna byłaby idealnym gościem na Targach Książki, gdzie stawką były czytniki inkBOOK, książki Wydawnictwa Albatros, vouchery do BookBeat i gadżety. Część stoisk oferowała także możliwość gry w rozmaite planszówki. Na temat cosplayu można się wypowiedzieć pokrótce, bo poza formą promocji na kilku stoiskach, nie było tego wiele.

Jak to lubi wspominać mój kolega redakcyjny Ravn, zaplecze gastronomiczne to ważna część takich eventów. Choć sam wolę się zaopatrzyć w jakieś zapasy przed dotarciem na miejsce, to w żadnym razie nie planuję podważać przydatności odpowiednich przygotowań w tym segmencie eventu. Większa część oferty stoisk z jedzeniem mieściła się na świeżym powietrzu, ale pogoda była akurat taka, by nie stanowiło to większego problemu. Oferta była dość zróżnicowana, od deseru po dania główne, a w zakresie cenowym mieszczącym się w granicach tolerancji.

Po raz pierwszy na Targach Książki znalazłem się w sporej mierze przez przypadek, zaś dziś jest to jedno z tych wydarzeń, na które z niecierpliwością czekam cały rok. A choć lubią temu od czasu do czasu towarzyszyć pewne wyboje, to nigdy tych wypadów nie żałowałem i wątpię bym pożałował. Co najwyżej, że nie mogę tam spędzać więcej czasu. Dobrze się bawiłem, zdobyłem kilka potencjalnie ciekawych książek i mogłem spotkać się z intrygującymi osobami. Czyli dokładnie to, czego można chcieć od takiego wydarzenia.

Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz