Świat Maskarady w przemyśle gier komputerowych ostatnimi czasy ożył, choć kiedy mowa o nieumarłych, nie jest to być może najlepszy dobór słów. Spośród wielu tytułów reprezentujący gatunek battle royale "Bloodhunt" jest na rozdrożu: stoi przed nim szansa, by zachwycić lub zupełnie zniechęcić.
"Bloodhunt" ukazał się we wczesnym dostępie na platformie Steam dnia 7 września. Oceniając obecny stan produkcji należy zauważyć, iż jest to bardzo wczesny dostęp. Nie została przygotowana nawet lista osiągnięć – zamiast niej mamy dwie testowe pozycje, niedostępne dla graczy w obecnej chwili.
Gra na ten moment oferuje dwa tryby: solo lub grupowy. Innymi słowy to wybór między deathmatchem a team deathmatchem na zwężającej się coraz bardziej wraz z upływem czasu mapie. Niestety, mapa jest tylko jedna. Nie jest ona jednak wcale zła. Jako lokalizację wybrano Pragę. Punkt za sam dobór w tym amerykanocentrycznym medium jakim są gry komputerowe, w których to nawet bitwy pancerne muszą być umiejscawiane na terenie USA (tak, "War Thunder", tak "World of Tanks" – to na was patrzę teraz). Projekt poszczególnych elementów lokalizacji interesujący, dający zróżnicowane przestrzenie walki: mamy zarówno drobne uliczki oraz podwórka kamienic, jak i otwartą przestrzeń placu budowy.
Walka jest wyjątkowo miodna. Swoją dynamiką i brutalnością gra nie pozwala od siebie oderwać, wywołując poczucie "jeszcze jednej rozgrywki". Możliwe, że owe doznanie jest pewnego rodzaju zaburzeniem poznawczym, ponieważ to mój pierwszy kontakt z gatunkiem battle royale. Przyznam, że po doświadczeniach z tytułów jak "Red Orchestra", "Rising Storm", "Insurgency" czy "Arma" przestawienie się na tak żywiołowe pojedynki było niełatwe, jednak w zupełności wykonalne.
Uzbrojenie reprezentuje dość szeroki wachlarz środków. RKM-y, karabiny szturmowe, strzelby, karabiny snajperskie i wyborowe, kusze, pistolety, wreszcie broń biała – nie tylko nabijane gwoździami pałki i siekiery, lecz również samurajskie katany. W ostateczności pozostają pięści.
Ponadto możemy posiłkować się w walce mocami. Moimi szczególnymi względami cieszy się Muza. Nie tylko dlatego, że możemy w tej klasie stworzyć ślicznego rudzielca... Postać ta dysponuje bowiem mocą przenoszenia się do uprzednio "wystrzelonego" przed siebie cienia oraz zdolność do regeneracji siebie oraz towarzyszy. Specyfika gry sprawia jednak, że Muza nie jest trzymającym się z tyłu healerem, lecz aktywnym uczestnikiem walki.
Z wrażeń nadmienić od siebie muszę, że tryb grupowy polecam początkującym graczom o wiele bardziej, niż solowy. Opanowanie specyfiki rozgrywki wymaga pewnego czasu, zaś w trybie solowym oczekujcie ludzi, którzy już rozumieją, na czym ta zabawa polega. Tryb grupowy jest bardziej wyrozumiały i daje drugą, a nawet trzecią szansę. Warto więc z niej skorzystać i się uczyć.
Gra na chwilę obecną nie posiada fabuły, choć to na ten moment interesujący wątek do poruszenia. Otóż w lobby – wyglądającym jak komnaty zamku – możemy uświadczyć NPC. Mają oni jednak niewiele do powiedzenia, jednak dają nadzieję na to, że będą związane z nimi questy. "Znajdźki", których przyniesienie zlecają, można uznać za pewnego rodzaju zapowiedź czegoś ciekawszego w przyszłości. Budynek lobby jest na tyle duży, że potencjalnie możemy doczekać się nowych elementów na jego obszarze – wszystko w rękach twórców gry!
Możliwości customizacji postaci są niewielkie. Kolejne odblokowywane wraz z poziomem stroje są w większości lekko zmodyfikowaną odmianą tego, co jest dostępne od początku gry. Liczba fryzur i innych elementów wyglądu prezentuje się podobnie. Jest to raczej prezentacja ogólnego konceptu, niż oferta, jakiej można byłoby oczekiwać w 2021 roku. Jako zajawka jest dobrze, lecz ten element wymaga rozwoju.
Widoczne bez potrzeby wnikliwej obserwacji problemy z teksturami ubioru, to kolejny aspekt przejściowego niedopracowania. Na poniższych screenach możemy zobaczyć, jak tekstury przenikają przez siebie:
Niniejszego tekstu nie można traktować jako recenzji, jest to opis wrażeń z produktu, który jeszcze nie jest w pełni ukończony, lecz został zaprezentowany szerokiej publiczności, by mogła się z nim zapoznać. Skoro to nic nie kosztuje – co stoi na przeszkodzie, by spróbować samemu w to zagrać? Ze swojej strony, mimo wszystko, polecam dać "Bloodhuntowi" szansę.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz