Styx: Shards of Darkness

6 minut czytania

Styx: Shards of Darkness

Studio Cyanide nie jest w ciemię bite i doskonale zdaje sobie sprawę, że ma raczej marne szanse w starciu z największymi branżowymi gigantami. Choć Francuzi mają łeb na karku, a i na brak kreatywności z pewnością nie narzekają, to nie mogą sobie pozwolić na nadmierne prężenie muskułów – nie ten budżet, a i zasoby ludzkie zdecydowanie mniejsze. Zamiast więc starać się złapać zbyt wiele srok za ogon oraz silić się na pozorną rewolucyjność, postanowili opanować do perfekcji budowę klasycznych fundamentów i tym samym osiągnąć wyznaczone przez siebie cele. W efekcie czego seria o Styxie, goblinie z niewyparzoną gębą oraz niesamowicie lepkimi rączkami, może nie jest jakimś kamieniem milowym gatunku, do którego konkurencja będzie musiała równać, lecz zarazem jest czymś, co przykuje wzrok fanów skradanek. Zarówno wymagających weteranów, jak i amatorów, lubujących się w załatwianiu problemów po cichu.

Styx: Shards of Darkness

Choć "Styx: Shards of Darkness" można traktować jako bezpośrednią kontynuację "Master of Shadows", to znajomość uniwersum oraz poprzednich przygód zielonoskórego protagonisty nie jest wymagana. Warto jedynie wiedzieć, że jego jedyną motywacją jest stanie się bogaczem (a wiadomo, pierwszy milion trzeba ukraść) i stworzenie własnego laboratorium do produkcji Żywicy – enigmatycznej substancji gwarantującej spożywającemu przydatne supermoce (jak niewidzialność). To, że przy okazji płyn to dla niego swoista ambrozja jest tylko truskawką na torcie, jakby to określił znany komentator sportowy.

Tak czy owak, poznajemy naszego goblina w trakcie rutynowej roboty, jaką jest sprzątnięcie sprzed nosa lokalnej straży szkatuł zawierających ich żołd. Okazuje się jednak, że całość była tylko sprawdzianem umiejętności nieuchwytnego złodziejaszka zorganizowanym przez Helledryn, kapitan elitarnego oddziału M.A.S.A.G.R.A., lubującego się w eksterminacji goblinów. Kobieta składa więc propozycję nie do odrzucenia – Styx ukradnie berło pyszałkowatego barona, a w zamian jego głowa pozostanie na karku i przy okazji skapnie mu niemała nagroda, jeżeli grzecznie wypełni rozkaz. Bohater omamiony potencjalnym deszczem monet szybko chwyta przynętę, zapominając zapytać o haczyk i inne nurtujące kwestie jak, ja wiem – "co chcesz ugrać na tym interesie, kobieto?!". Stąd też szybko wpada po uszy w niezłe gówno i zostaje wplątany w skomplikowaną intrygę, gdzie zdrady, wyrafinowane morderstwa, nietypowe sojusze, krasnoludy oraz mroczne elfy są na porządku dziennym.

Styx: Shards of Darkness

Niestety, choć wspomniane podłe machinacje mają spory potencjał i początkowo mają prawo się podobać, a niektóre zwroty akcji naprawdę potrafią zaskoczyć lub przynajmniej wywołać na naszej twarzy uśmieszek w stylu "ha, tak podejrzewałem!", to im dalej w las, tym gorzej. Pewne wątki wydają się być urwane, niektórym kwestiom poświęcono za mało czasu, o losie części ważnych postaci dowiemy się tylko, gdy wsłuchamy się w plotki strażników, a całości przydałyby się mocniejsze szwy, bo po pewnym czasie to wszystko zaczyna nam się nieładnie rozłazić. Szkoda, bo wygląda na to, że Cyanide miało intrygujący pomysł, ale zabrakło czasu na jego dopieszczenie.

Nie ukrywajmy jednak, że gra kręci się głównie wokół jednej postaci – Styxa. Nie może to dziwić, ponieważ ego goblina jest odwrotnie proporcjonalnie do jego wzrostu i rozpycha się łokciami w każdej scenie. Bohater to prawdziwy mistrz ciętej riposty, cynicznych komentarzy oraz bardzo przyziemnych uwag na temat otaczającej go rzeczywistości. Przy okazji nie boi się rzucić "mięchem" raz na jakiś czas. Ba, gość ma sobie za nic czwartą ścianę i z uporem maniaka co rusz ją przebija. W wypowiedziach dostaje się gatunkowym klasykom jak "Assassin's Creed", a goblin jest na bieżąco z pop-kulturowymi klasykami jak "Władca Pierścieni" czy "Terminator 2". Nie wspominając już o tym, co się dzieje, gdy spieprzymy robotę i Styx pożegna się z życiem. Zamiast standardowego czarnego ekranu z napisem "nie żyjesz", pojawi się sam protagonista, który przypomni nam na przykład, że "za granie stopami nie otrzymamy żadnych osiągnięć" lub każe zamówić sobie pizzę, bo coś czuje, że trochę czasu upłynie zanim gracz satysfakcjonująco przejdzie dany etap. Goblin daje nam odczuć, iż liczy się dla niego tylko on sam i nie stara się zabiegać o niczyją sympatię. Całkiem ciekawy zabieg i wyszedł on tutaj naprawdę dobrze.

Styx: Shards of Darkness

Przejdźmy jednak do aksjomatów, które powinna posiadać każda dobra skradanka. O ile w przypadku zawirowań fabularnych studio Cyanide poszło na pewne skróty i kompromisy, to w sprawie projektów lokacji dali z siebie pełne 100%. Obszary, jakie przyjdzie nam przemierzać oferują olbrzymią liczbę możliwości dojścia do upragnionego celu, a co za tym idzie, są naprawdę rozległe. Obojętnie, w którą stronę byśmy nie spojrzeli – zawsze znajdzie się jakiś gzyms, na który możemy się wspiąć; kufer, w jakim damy radę się ukryć i przeczekać patrol lub zakamarek, gdzie zdołamy się wśliznąć i przemknąć niepostrzeżenie na drugą stronę. Natomiast, jeżeli ktoś lubi ubrudzić sobie ręce krwią, to zawsze może zatruć żarcie, którym raczy się strażnik, spuścić na jego łeb żyrandol lub zaciukać go po cichu, a jego stygnące ciało wrzucić do gustownej szafy. Wybór należy tylko do nas – nie drzwiami, to oknem.

Styx: Shards of Darkness

Boli tylko swojego rodzaju recycling obszarów, który był także sporym mankamentem poprzedniej części. No i znowu, początkowo możemy aż mlasnąć z zadowolenia, bo lokacje są różnorodne – od złodziejskiej meliny, w której rozpadające się chałupy na palach są koszmarem planisty przestrzennego, poprzez latające statki majestatycznie przemierzające niebo, a skończywszy na porcie, gdzie urządzane są najlepsze krasnoludzkie popijawy. Różnorakie misje poboczne, gwarantujące nam później smakowite profity jak lepszy sztylet czy wdzianko, aż zachęcają do ich drobiazgowej eksploracji. Niestety, w późniejszych rozdziałach wracamy do dokładnie tych samych miejsc, z tym założeniem, że przemierzają je trochę silniejsi przeciwnicy. Choć twórcy starają się zatuszować nam ten niesmak nowymi wytycznymi oraz kolejnymi interesującymi zadaniami pobocznymi, to odgrzane danie nie smakuje już tak samo dobrze jak świeżo przygotowane.

Co można napisać o Sztucznej Inteligencji? Najprościej? Gatunkowy standard. Przeciwnicy są dość rozgarnięci, że na wyższych poziomach trudności potrafią nam napsuć krwi, lecz nie na tyle, aby pisać na ich cześć peany. Tym bardziej, że nie jeden raz byłem świadkiem, gdy zaalarmowani gwardziści zacinali się pomiędzy stołami czy inną przeszkodą terenową. Nie wspomnę już o ich amnezji i szybkim olewaniu martwych kumpli – komentarze typu "ktoś to powinien uprzątnąć" na widok otrutego kolegi są zwyczajnie żenujące. Warto też w tym punkcie zwrócić uwagę na pewne zróżnicowanie. Zwykłego człowieka raczej łatwo okpić, gorzej z elfami, które są zdecydowanie sprytniejsze i bardziej nieprzejednane w szukaniu źródła zamieszania. Dodatkowy problem pojawia się później, gdy strażnicy są okuci w masywne zbroje i nie można ich zabić "konwencjonalną kosą między żebra". Najgorszą zmorą są jednak krasnoludy, potrafiące wywęszyć naszego bohatera z kilku metrów, więc trzeba tutaj wziąć naprawdę sporą poprawkę na wiatr i omijać brodaczy szerokim łukiem albo przyłapać ich w momencie, gdy mają opuszczone portki – nierzadko dosłownie. Zapomnijcie również o jakichkolwiek próbach walki, bo ze Styxa żaden wojownik. Styx: Shards of Darkness Jeszcze z jednym przeciwnikiem można spróbować sobie poradzić, sparować jego cios i błyskawicznie poderżnąć mu gardło. Problem w tym, że zaalarmowany żołdak szybko wydrze się na cały regulator i przywoła kolegów, a oni z lubością zrobią z nas mielone. W "Shards of Darkness" gra się po cichu lub wcale.

Nasz goblin nie jest jednak taki do końca bezbronny – z misji na misję uczy się nowych sztuczek, które potrafi niecnie wykorzystać. Postać Styxa zadebiutowała w grze action-RPG "Of Orcs and Men", a bohater nie odciął się całkowicie od swoich korzeni. Wracając do naszej kryjówki lub wykorzystując specjalne stanowiska rozlokowane w poszczególnych punktach lokacji, możemy dowolnie rozdysponować uzyskane wcześniej punkty umiejętności lub tworzyć przydatne przedmioty. Drzewko talentów rozgałęzia się na kilka stron, które pozwalają nam poszerzyć naszą percepcję, zwiększyć możliwości klonowania (w trakcie misji można stworzyć "gorszą" wersję siebie służącą, w dużym uproszczeniu, do odciągania uwagi przeciwników i wykonywania ryzykownych manewrów) lub czynić cuda przy warsztacie. Crafting też się pojawia, a jakże! Możemy na przykład tworzyć mordercze strzałki, eliminujące nieprzyjaciół na odległości, wytrychy pozwalające otworzyć zamknięte na cztery spusty drzwi lub też konstruować kwasowe pułapki, które należy rozstawić na trasie patrolowej, co zaowocuje naprawdę przerażającą śmiercią – powiem tyle, że dzięki nim automatycznie znika nam problem uprzątnięcia ciała. Szkoda tylko, że twórcy trochę pokpili sprawę z surowcami – praktycznie co chwila natrafiałem na składniki, pozwalające stworzyć potężniejsze wnyki, a ciągle brakowało mi budulca do zwykłych strzałek. Głupie szczęście? Nie sądzę.

Styx: Shards of Darkness

W kwestii oprawy audiowizualnej "Styx: Shards of Darkness" nie ma się czego wstydzić i ma prawo się podobać. Jasne, można przyczepić się do animacji poszczególnych ludzkich postaci oraz ich mimiki twarzy, lecz goblińskiemu protagoniście nie oszczędzono czasu oraz cierpliwości i to się czuje... a że jego zakazaną sylwetkę widzimy najczęściej – ma to sens. Również projekty lokacji, od strony estetycznej, zasługują na uznanie i niejednokrotnie łapałem się na tym, że stałem na jakimś klifie czy wysokim dachu tylko po to, aby podziwiać widoki. Oprawa muzyczna znakomicie dopełnia klimat poszczególnych miejsc i podkreśla to, co dzieje się w danym momencie. Gdy trzeba jest sielsko, w innym momencie czujemy niepokój, a w przypadku alarmu daje ona odpowiedniego adrenalinowego kopa prosto w zadek.

Najnowsza produkcja studia Cyanide zabierze nam z życia około 15 godzin i gracze, którzy postanowią zanurzyć się w perypetie pyskatego goblina, raczej nie będą żałować tego czasu. Owszem, to nie żaden majstersztyk, ale ambicje Francuzów nie szybowały aż tak wysoko. To solidna, klimatyczna i rzemieślniczo skonstruowana staroszkolna skradanka – pozycja wręcz obowiązkowa dla miłośników gatunku. Tytuł, który nierzadko nie wybacza momentu dekoncentracji, stawia na spryt, cierpliwość oraz, nie ukrywajmy, odrobinę zawadiackiego szczęścia. To nie "Deus Ex: Bunt Ludzkości", gdzie można w razie niepowodzenia radośnie wystrzelać wszystkich przeciwników. Jeżeli to nie Twój styl – odpuść. W przeciwnym wypadku – witaj w domu.

Dziękujemy firmie CDP za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Plusy
  • Oparcie na solidnych fundamentach skradankowych
  • Projekt lokacji i mnogość dróg dojścia do celu
  • Styx i jego niewybredne komentarze
  • Porządna oprawa audiowizualna
  • Oldschoolowy klimat...
Minusy
  • ...który wybranym może przeszkadzać
  • Sztuczna Inteligencja mogłaby być lepsza
  • Recycling lokacji w późniejszych faza rozgrywki
  • Drobne błędy techniczne
Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
8.5 Średnia z 2 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...