Kiedy Vitanee, wypadłszy nam z łódki,
W wodzie miotała się jeszcze czas krótki...
Noire Panthere: Ratunku! Vit zniknęła! Jej rzeczy zniknęły! Tylko jakieś pióro sowy zostało, a przysięgam, ŻADNYCH sów ostatnio nie jadłam! Co my bez niej zrobimy?!
Jezid: Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej w przysłowiu. Wróci. A jakby co, to nie ma takiego złego, któremu nie dalibyśmy rady. Poszukamy.
N: Przysłowia! Cóż mi po nich?! Ciągle tylko ple, ple i ple, a sprawdzalność… no powiedzmy, że czasem ją o kant zadka można potłuc. I poszukamy, powiadasz? Pytanie, gdzie! Nie ma co, dobrana z nas para, jeż i pantera...
J: że niby z innej bajki jestem? Nie wypominaj. A co z tym piórem? Poszukaj listu. Jest pióro. Była sowa. Logiczne. Pamiętając o fascynacji Vit Hogwartem...
Rzeczywiście. Po wywróceniu do góry nogami całego lokum naszych bohaterek, udało się znaleźć list. Z Hogwartu, jakżeby inaczej. A raczej jego fragment, bo karteluszek z wyposażeniem najwyraźniej trafił do torebki Vit. "Rozpoczęcie nowego roku..." ple, ple, ple. Typowe wieści. Z wyjątkiem jednej, zaczynającej się wielce niepokojącym wierszem... "Marta gapiła się tylko z chichotem/I zapiszczała dla żartu tuż potem:/"Nie martw się, Vit’ciu, wędkarz cię wyłowi!"/Omal nie dałem klapsa bachorowi." Z poczuciem nadciągającego zagrożenia, pantera z jeżem czym prędzej udali się do sławetnego Hogwartu.
N: I jak my ją tutaj znajdziemy? Uczniów pełno, gnają nie wiadomo gdzie, mało co nie pogubią swoich książek. Co gorsza, znów muszę na dwóch nogach chodzić! Przysięgam, gdy tylko dopadnę Vitanee, to popamięta do końca życia, że takich rzeczy się nie robi. W przeciwieństwie do konkursów, których jak najbardziej można i trzeba robić.
J: Tu nikt mnie poważnie nie traktuje. Chyba czują, że mam magię w głębokim poważaniu. Idę poszukać niebieskiej budki. Doktor Who nie odmówi.
N: No wiesz, jesteś jeżem. To pewnie nawet ciebie nie widzą, a nie to, że masz magię w poważaniu. Hej, do jakiej budki znów?! Mamy szukać Vit! Niczym Piastun swoich kartek z pamiętnika, bo zdaje się, że pogubił swoje relacje z NiuConu i Goblikonu. Ale my jesteśmy od niego sprytniejsi.
J: Co za kraj! Ci mili ciągle jakiegoś dona Andersa Stenta wspominają, a ci niemili każą spieprzać. Przy okazji gobliny też pociachałem. Piastun pomszczony. Budki nie znalazłem, ale leżały te polaroidy. Z zagłady. Tfu, przesądny się robię, czy co? A... jeszcze taki stary komiks znalazłem w śmietniku. Dziesięć centów piechotą nie chodzi.
N: Ty komiksy znajdujesz, ja się właśnie potknęłam o... Icewind Dale? A co tu taka staroć robi? Że jakieś odgrzewane kotlety...? Dziękuję, postoję, wolę świeże i krwiste mięso. Hmm. Lepiej poszukajmy wody, Vit gdzieś tam powinna być, skoro organizują nieszczęsne regaty... oby skrętu kiszek podostawali.
J: Słusznie, chodźmy na przystań. Musiały zostać jakieś ślady. Rtęć? Żywe srebro. Do ogłupiania magicznej lokalizacji służy. Że też Vit dała się złapać na coś takiego?
Dwaj panowie przy niedzieli
w morze miską wypłynęli.
Gdyby miska była łódką,
to bym śpiewał nie tak krótko.
N: Wiesz, jak to jest. Trochę fascynacji i haczyk złapany. Prawie tak samo, jak w przypadku wiedźmina. Słyszałeś o nim plotki? Ponoć kolejny film planują zrobić. O dziwo. Ciekawe, co z tego wyjdzie.
J: Uważajmy lepiej, bo zaraz nam się tu zrobi miasto zagubionych dusz. Wyprawa ratunkowa, wyprawa ratunkowa po wyprawę ratunkową... Pył snów zostanie. Tylko kto będzie śnił?
N: Chyba wiem, o jakim mieście mówisz. Niechybnie mowa o takim pajęczym, albowiem gdzie łatwiej o zagubione dusze, aniżeli wśród lepkich nici i ich ośmionożnych właścicieli? Bez miotacza ognia ani rusz. A kto będzie śnił? Może okaleczony bóg, a może konkurenci. O, jesteśmy na miejscu. Hej, z drogi, czego tu we mnie z łokciami się pchasz?
J: Wystarczą miecze dobrych ludzi i jeży. Moja katana nie jedyna przecie.
N: Miecze, katany... to jeno wykałaczki. Nie ma nic lepszego od pazurów. Jeżu... czy mi się wydaje, czy widzę czerwień włosów naszej zguby? A nie, wydawało mi się. Przedwczesny osąd jest prawie jak wczesna wersja "Spellforce 3". Prawie.
J: Albo beta "Pillars of Eternity". Słusznie, tylko co z tego? Możemy się tu gapić na piasek niczym fani na screenshoty z "Dragon Age". Z tego nic nie wyniknie. Znowu piórko? Ktoś się wyraźnie bawi z nami w kotka i myszkę. Tylko że nie jestem myszką. Szukamy.
N: Może Irae T’sarran? Wiesz przecież, jakie te drowy są. Choć z drugiej strony – czy jest jakaś szansa na to, by jakiś drow się tu szwendał? Ups, wykrakałam… Na szczęście chyba nie usłyszał. Jakiś marny czarnuch, nie to, co Courun... przy nim już musiałabym biegać z miotaczem ognia. O nie. Zawody chyba zaraz się zaczną, łódki wypełniają się uczestnikami… Gdzie ta Vit?!
J: Coś się rudo świeci w osadzie Hogwartu. Szlakową została? Ciekawe ile i czego musiała wydać. Punktów BioWare raczej tu nie respektują... To podstęp! Vit w wodzie! Wiosłem zdradziecko ugodzona!
N: Niech to wszyscy diabli! Spóźniliśmy się! Pilnuj moich ubrań… No co się tak patrzysz?! To, żem kot, nie znaczy, że nie umiem pływać! Z drogi ludziska, jeśli nie chcecie, bym poharatała wasze śliczne buźki pazurami!
Noire przemieniła się w biegu, chcąc jak najszybciej dotrzeć do Vit. Krok za krokiem, noga za nogą… łapa za łapą. CHLUP! Woda rozbryzgnęła się na wszystkie strony, ochlapując nie tylko zdradziecką osadę (tylko potwierdzili plotki odnośnie Durmstrangu…), ale i stojących, tfu, ganiających jak kurczak bez głowy na brzegu. W czasie, gdy kocica usiłowała złapać czarodziejkę (zębiskami za ubranie, a jakże. Pal licho, że potem będą dziury i jęki, że nowa odzież popsuta), jeż Jezid pospiesznie szukał świstokliku w swej podróżnej torbie Noire, którą osobiście musiał taszczyć, usiłując jednocześnie nie zostać zdeptanym przez oszołomiony tłum. WZIUUU! Cała trójka została przeniesiona do Zamczyska Game Exe. Czy akcja ratunkowa się udala? Okaże się za dwa tygodnie...
Na skróty: