Jedną z nowszych pozycji w "Uczcie Wyobraźni" jest "Czerwony śnieg": niestraszna powieść grozy. Strachu nie odczujemy, za to Ian R. MacLeod stawia na budowanie tajemniczego nastroju, opowiadanie o życiu i społeczeństwie oraz wykład z historii.
Skupia się na trójce bohaterów i motywie wampiryzmu, aczkolwiek ten ostatni jest nazywany również w inny sposób. Jednak picie krwi i zjadanie ludzi raczej kojarzą się z wampirami niż wilkołakami czy sukkubami (o dziwo, takie określenia naprawdę padają – jakby to było to samo). Bądź co bądź czytamy o życiu postaci, które pochodzą z różnych czasów (wojna secesyjna, rewolucja francuska, prohibicja). Łączy je to, że spotykają na swej drodze wampira. Medyk wojenny, malarz, marksistka.
Przez dużą część "Czerwonego śniegu" wiemy niewiele. Pisarz nie tyle dawkuje informacje, ile momentami traci z widoku cel, ewentualnie boi się zbyt szybko go ujawnić. Początkowo można mieć nadzieję, że zaraz się on pojawi. W końcu to jasne, że nie musimy dostawać wszystkiego od razu na tacy. Problem zaczyna się wtedy, gdy jesteśmy już po pokaźnym fragmencie fabuły, a treść ogranicza się do błąkania bohatera, już wampira, po świecie w poszukiwaniu odpowiedzi. Niby jest cel (poznanie odpowiedzi), ale nieprzekonujący, odległy, nie wiadomo, co z niego ma wynikać. Gdzieś wcześniej działo się coś, lecz okazało się nie mieć znaczenia, jakby było dodatkiem – lub obowiązkiem, żeby prosty koncept, może nadający się na opowiadanie, rozbudować do rangi powieści.
Autor opisuje koleje losów postaci skrótowo – na tyle skrótowo, że w najsłabszej części książki lata lecą, miejsca akcji się zmieniają, poszukiwania trwają, a bohater jest tylko jeden i zdaje się mimowolnym tułaczem. W żadnym innym momencie Ian R. MacLeod nie pokazuje tak wyraźnie, jak bardzo nie interesuje go jednostka. Robi to za pośrednictwem protagonisty, który nie garnie się do kontaktu z innymi, ale jednak to robi. Styl stanowi także zaletę, bo łączy nastrojowy, tj. lekko paranormalny, klimat z popisem wiedzy o świecie. Niejednokrotnie pisarz wspomina o tym, co się działo w danym okresie. Czasem są to drobne szczegóły, innym razem przedstawienie zmian w ostatnich latach. Co ciekawe, wśród zaprezentowanych tak miejsc znalazła się również Polska, a konkretnie Warszawa.
Te informacje służą uwydatnieniu tego, jakie są zachowania społeczeństwa. Można powiedzieć, że powieść nabiera socjologicznego charakteru. Nie jest to ujmowane w formie rozważań naukowych, ale trudno nie zauważyć krytyki ludzkości. Ludzie sami się zabijają, sami tworzą między sobą bariery, a wzniosłe idee i plany kończą się niczym innym jak przemocą. Nie robi to większego wrażenia niż w "Nie-Boskiej komedii" Zygmunta Krasińskiego, bo w "Czerwonym śniegu" wątek społeczeństwa nie ma tak bogatej prezentacji, a przez zaniedbanie postaci traci wydźwięk. Najmocniej wybrzmiewa w historii Ezekiela, malarza i konserwatora.
Niestety Ezekielowi poświęcono zaledwie trzydzieści stron, niemniej jego opowieść jest najlepsza. Nie ma w niej żadnych dłużyzn, zaś sam Ezekiel wydaje się najbardziej bliski czytelnikowi dzięki ludzkiemu charakterowi i rozsądnym przemyśleniom (przez poparcie dla marksizmu czy wyobcowaną naturę z Harriet i Karlem trudniej nawiązać więź). Zagadka – piękna i mroczna kobieta – od początku budzi zaintrygowanie, a emocjonujące, tragiczne wydarzenia wciągają. W pozostałej części książki tych emocji właśnie brakuje.
Być może dałoby się to przykryć motywem wampiryzmu, gdyby nie przegrywał on walki z monotonnymi i przyziemnymi realiami. Ian R. MacLeod akcentuje niezmienną naturę społeczeństwa, a zmiany technologiczne mają tylko pogłębić zagubienie bohaterów, jakby ich przypadłość (wampiryzm) to było za mało. Oczywiście to jest jakieś zwrócenie uwagi na postacie, ale walka z własnym głodem sprowadza się głównie do przyjmowania trucizny. W każdym razie rzeczywistość jest nieciekawa, odpychająca, z nieliczącą się jednostką. Bohaterowie są tutaj obserwatorami tego, co się dzieje: nie uczestniczą w tym, co tylko pogłębia problem marginalizacji jednostki. Główna tajemnica, która wreszcie zaczyna być blisko, przegrywa z tak ukazanym światem. Nie jest w stanie zainteresować, za wyjątkiem historii Ezekiela, w której autor nie wytworzył takiego dystansu do wydarzeń.
Finał ani ziębi, ani grzeje. Twórca nie zbudował konkretnych, czytelniczych oczekiwań, więc odpowiedzi nie rozczarowują, tym bardziej że okazały się nieoczywiste. Jednak trudno się nimi przejąć – ot, dowiedzieliśmy się więcej konkretów o wampiryzmie, sięgającym pradawnego kultu, i że pojedyncze postacie były raczej pionkami.
Powiem tak: "Czerwony śnieg" to niezła powieść. Podczas czytania można było obawiać się, czy dokądś ona prowadzi, ale ostatecznie dokądś zaprowadziła – i wcale nie donikąd. Po lekturze widać również motywy, które chciał poruszyć pisarz. Jednak nie jest to powieść w pełni udana. Ma słabe, nużące momenty. Koncept jest przemyślany, tylko wydaje się, że Ian R. MacLeod chwilami się gubił w jego realizacji, a do tego przyjęty sposób snucia opowieści nie do końca odpowiadał moim preferencjom. Jeśli wy, w przeciwieństwie do mnie, chętnie sięgacie po książki, w których ponury realizm wypiera fantastyczną grozę, a postacie częściej są narzędziami niż fascynującymi sylwetkami, to nowy tytuł "Uczty Wyobraźni" powinien was ukontentować.
Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz