Sesja Tokara

Jeditt zgodził się w milczeniu, w milczeniu skłonił się drugiemu kapłanowi, który pożegnał się tak samo i opuścił pokój.
- Co rozkażesz dalej, panie? Wiele spraw wymaga uwagi - demon, mag, druidzi, sytuacja w mieście. Jest też ten idiota Cassel, który miał zdać raport z pracy swoich złodziejaszków. No i oczywiście ciąg dalszy naszej wspaniałej uczty, że nie wspomnę o kwestii zdrajcy wśród korsarzy, o którym wspominał Moore.
Odpowiedz
- Demon może poczekać, podobnie jak magik. Cassel niech przyjdzie do mnie po północy, o ile ma coś ważnego do powiedzenia. Musimy koniecznie porozmawiać z panienką Khadijah, sojusz z południowcami jest nam bardzo potrzebny, tym bardziej w świetle nowych rewelacji, jakie przyniósł brat Sator. Pogadać oczywiście po cichu i bez przyzwoitek, dlatego też skorzystamy z niewygodnego, lecz dyskretnego tajemnego przejścia, znajdującego się nieopodal jej komnaty. - Powstał, przemieniając słowa w czyn.

- Co do kapitanów, to zaproś wszystkich na jutrzejsze śniadanie. Na parę godzin przed jedzeniem, niech Mquis przyjdzie do prywatnej części dworu wraz z porządną garścią piołunu, kapeluszy muchomorów sromotnikowych, czarnymi jagodami czy innym ścierwem, dzięki którym można stworzyć końską truciznę. Uwarzymy egzotyczną przyprawę dla naszego gagatka. Co ważne, "Słodki" ma dosłownie śmierdzieć słodko-gorzką mieszanką ziół i rzucać się w oczy, tak aby nawet chłopak stajenny zwęszył, że coś jest na rzeczy. Akurat to będzie łatwe, gdyż zazwyczaj śmierdzi niczym stara gorzelnia i raczej nie należy do najcichszych, więc generalnie możesz nie wprowadzać go w szczegóły. I tyle
- wzruszył ramionami i bez żadnej namiętności w głosie, tak jakby cytował werset z poradnika intryganta.
Odpowiedz
Rozmówiwszy się na wspomniane tematy, obaj podeszliście do szerokiego, sięgającego sufitu regału, którego półki uginały się pod ciężarem kilkuset woluminów. Jeditt przysunął sobie taboret i wspiąwszy na palce sięgnął po stojący na najwyższej półce, czwarty od lewej tom rozpraw o handlu morskim, w tym czasie ty, schyliwszy się do przedostatniej półki od dołu, rozpostarłeś ręce na całą szerokość ramion i niemalże koniuszkami palców odchyliłeś jednocześnie oprawy wielkiego zielnika zachodu i czegoś, czego nazwy nigdy nie chciało ci się zapamiętać.
Obaj postaliście w tych nader niewygodnych pozach dobre dziesięć sekund, aż zaczęły ci drętwieć ramiona, gdy najniższa z półek zapadła się poniżej poziomu podłogi wraz z książkami, ukazując wejście do korytarza za ścianą.
Teraz wystarczyło tylko przeturlać się po dywanie i już można było cieszyć się spacerem po wąskim, krętym, zupełnie nieoświetlonym i wilgotnym korytarzu pełnym pajęczyn.

[Dodano po 22 dniach]

[Rozumiem, że ostatecznie dałeś sobie spokój z tą sesją i z GE? ]
Odpowiedz
Popatrzył z niesmakiem na obskurny korytarz, którego chwała przeminęła chyba wtedy, gdy bogowie stąpali między śmiertelnikami. Jak każdy człowiek pracy, nie bał się brudu czy potu, ale też nie dało się ukryć, iż nie darzył ich wielką estymą. Cóż, jak mus to mus. Wziął świecę leżąca nieopodal i zachęcającym ruchem dłoni wskazał na korytarz. - Za panem, kapitanie.
Odpowiedz
Puszczenie Jeditta przodem było zdecydowanie sprytnym posunięciem. Kapłan przeciskał się przez wąskie zakręty ciemnego korytarza, rozświetlonego prostym zaklęciem, jednocześnie zbierając cały zalegający tam kurz i raz po raz wpadając w ogromne pajęczyny, klnąc przy tym pod nosem. Mimo niedogodności, przejście nie zajęło wam dużo czasu i lada moment, wygładziwszy ubranie i otrzepawszy się z pyłu, zapukałeś do komnaty Khadijah, pytając o możliwość rozmowy i przepraszając za niespodziewane najście.
- Ależ oczywiście, proszę wejść wasza lordowska mość. - padła odpowiedź zza drzwi, które zaraz otworzyły się do wnętrza pokoju gościnnego.
Odpowiedz
- Dziękuję za zaproszenie, czy mogę się rozgościć? - Nie czekając na odpowiedź podszedł do złotej tacy, na której leżał dzban pełen wina i kilka kryształowych pucharów. Nalał do dwóch z nich hojną porcje lokalnej ambrozji, jeden z kryształów podając taktownie ambasadorce. Dokładnie, aczkolwiek subtelnie zlustrował pokój w poszukiwaniu innych gości, którzy mogliby przeszkodzić w zbliżającej się konwersacji. Doskonale również wiedział, iż brat Jeditt zrobił to samo, swoimi czujnym wzrokiem prześwietlając pomieszczenie pod kątem potencjalnych iluzji. Musiał mieć pewność, że jego słowa trafią tylko i wyłącznie do jej uszu.
Odpowiedz
Wszystko wskazywało na to, że Khadijah dopiero co wróciła z wieczerzy i ledwie zdążyła ochłonąć po wszystkich jej atrakcjach, uprzejmie zaskoczona twoją wizytą. Żadnych dodatkowych gości, ani oficjalnych, ani ukrytych, jedynie cierpliwie oczekiwanie. Jeditt zamknął drzwi delikatnie i oparł się o nie, lustrując pokój spojrzeniem.
Odpowiedz
- Pozwoli Pani, że usiądę... - rozsiadł się wygodnie w fotelu pamiętającym czasy jego dziadka. Mebel nadal sprawiał wrażenie nowego i był zaskakująco solidny, pomimo mozolnej walki z wilgocią oraz solą morską nawiedzającą dwór. Dobra veleńska robota. Jeden z symboli nieugiętości ludu zamieszkujących ten region. Upił łyk wina i spokojnie delektował się jego bukietem. Po chwili uśmiechnął się szczerze i spojrzał jej prosto w oczy. - Mam nadzieję, że wybaczy mi Pani mój mały teatrzyk, jaki musiał odegrać podczas niedawnej uczty. Kiepsko prowadzi się interesy czy przyklepuje przymierze, gdy ma się na plecach irytujące bachory, które nieudolnie próbują ukryć swoje prawdziwe zamiary. Było tam za dużo szpiegów jak na mój gust i pomyślałem, że warto dać im do myślenia. Poza tym, zostałem zmuszony do pewnej korekty, spowodowanej Pani jawnym przybyciem do moich włości. Wizyta oczywiście radosna, ale nie lubię być na językach całego Faerunu i odkrywać wszystkich kart od razu.
Odpowiedz
- Mogłabym teraz rzucić uwagą, że intryganctwo przypisywane jest przez północne krainy Calishitom. - Skinęła uprzejmie głową, podnosząc kielich i upijając z niego nieco. - W pełni rozumiem, że otwartość nie jest cnotą w kontaktach narodowych. Skoro więc jesteśmy już na osobności - nie mogła sobie nie pozwolić zerknąć na Jeditta - to możemy skupić się na celu mej wizyty u waszej lordowskiej mości.
Odpowiedz
- Doskonale. - Zamieszał delikatnie pucharem i z należytą nabożnością, przypisaną tej klasy trunkowi, upił kolejny łyk. - Jak znakomicie zdajemy sobie sprawę, szanowny wezyr Artuok Fanzir prosił mnie w ostatnim liście, abym udostępnił mu część mojej floty, zarówno jawnej i ukrytej, do walki z Calimportem. Początkowo byłem temu niechętny, gdyż mam w tym mieście wielu partnerów handlowych i ewentualna wojna przyniosłaby mi znacznie więcej strat niż korzyści, lecz niedawno zmieniłem zdanie. Powód jest oczywisty. Domyślam się, że rojaliści zaproponowali władykom część mrocznej wiedzy, jaką kryją te mury. Tym świniom zawsze było mało koryta i ciągle poszukiwały okazji, aby zaspokoić swój stale rosnąc apetyt. Uważam, że warto dać im odpowiednią lekcję.

Podrapał się po brodzie, namyślając się jak rozplątać ten węzeł, który obecnie wiązał mu ręce. - Niestety, w tej chwili nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek uszczuplenie swojej floty, gdyż król w swojej łasce już niedługo przypłynie całą swoją armadą, aby skrócić mnie o głowę. Do czasu, aż nie uporam się z tą kwestią i nie uciszę mojego opętanego seniora, ta prośba jest poza dyskusją. Muszę chronić Velen i tego, co on kryje. Inaczej Faerun, jaki znasz Pani, przestanie istnieć. - powoli wstał z fotela i skierował się w stronę okna, którego widok pokazywał całe piękno morskiego żywiołu. - Jednak.. nigdy nie byłem zwolennikiem otwartej wojny. To zawsze jest wyłącznie ostateczność. Do sprawy walki o wpływy, trzeba podejść bardziej finezyjnie. W tym momencie, w zastępstwo za statki, proponuje wykorzystanie wszystkich swoich kontaktów i siatki szpiegowskiej do cichej wojny z Calimportem. Wy, Południowcy... zawsze chełpicie się, że jesteście w niej mistrzami. Z dziką rozkoszą sprawdzę karty paszów i zatopię ich małe imperium w fali anarchii oraz zabójstw. Kiedy zbroja tych łasych kuglarzy odpowiednio skruszeje, wtedy otwarcie zaatakujemy.

- Oczywiście, niesie to za sobą ogromne koszta, ale jak mniemam nasze połączone skarbce i surowce, spokojnie wystarczą do wykonania tego niemożliwego zadania. Delikatnie zbiedniejemy, ale ewentualna przyszłość nam to wynagrodzi. Miejmy nadzieję. - powiedział cierpko i upił kolejny łyk, jakby chciał zmyć smak tych słów ze swoich ust.
Odpowiedz
- Rozumiem Wasze położenie, lordzie Greystör. Wasza propozycja wydaje się równie wartościowa, co wcześniejsze ustalenia, jeżeli nie bardziej. Martwi mnie jednak pewna sprawa. - Upiła kolejny łyk wina.
- Mianowicie, jaką pewność może mieć Słońce Słońc, Wezyr Fanzir, że w przypadku, jak najlepiej dla nas, hipotetycznym, odniesienia sukcesu przez Waszego seniora w swoim "polowaniu", nasze interesy nie wyjdą na jaw? Wiadomo, że na służbie nie można polegać, gdyż motłoch panikuje, gdy lecą łby. - Ostatnie słowo wywołało nieukrywany uśmiech na jej twarzy. - Manshaka zdecydowanie wolałaby uniknąć skupienia tej formy atencji. Nasze kontakty z Calimportem już są nazbyt napięte, by taki obrót spraw doprowadził do wojny domowej w naszym regionie. Chciałaby mieć również pewność, najlepiej na piśmie opatrzonym odpowiednią sygnaturą, że po zażegnaniu tutejszych problemów, flota Waszej Lordowskiej Mości będzie do pełnej dyspozycji Wielkiego Wezyra.
Odpowiedz
Na dźwięk słów wypowiedzianych przez dyplomatkę na jego twarzy pojawiło się uczucie zdumienia i niesmaku. Nie dość, że przed chwilą podważyła jego reputację, zrównując ród Greystörów do typowych cwaniaczków, którzy zdradzają lojalnych sojuszników za garść srebników, to jeszcze śmiała obrażać profesjonalizm veleńskich szpiegów, insynuując pierwszej wody kurewstwo w ich szeregach. Przez krótką chwilę korciło go, aby wygarnąć dziewce jej kompletnie niedyskretne poselstwo, o jakim wiedział już chyba cały pierdolony Faerun i kto musiał teraz kombinować, żeby ten bajzel drobiazgowo zatuszować, ale się pohamował... Mędrcy mieli pełną rację, że trudne czasy wymagają czasem desperackich kroków i olbrzymich dawek cierpliwości.

Szczęśliwie w tej chwili nadal udawał, że podziwia widoki i był odwrócony do Khadijah plecami, dlatego też nie mogła zauważyć jego reakcji. Dopił wino, odłożył kielich i odwrócił się powoli. Na twarzy Greystöra gościł tylko idealny uśmiech. Taki, który mógłby kruszyć lodowce i otulać w mroźne poranki. - Jestem przekonany, że gdyby Wielki Wezyr wątpił w nasz profesjonalizm i dyskrecję, to z pewnością zgłosiłby się do kogoś innego. Moich ludzi dobieram starannie i potrafią trzymać język za zębami, a jeżeli wśród nich znajdą się niecne czarne owieczki... powiedzmy, iż jutro przekona się Pani o tym, jak tego typu niesubordynację błyskawicznie ukrócam.

Demonstracyjnie zrobił szybkich ruch ręką i nagle w jego dłoniach pojawiła się niewielka srebrna moneta. Na awersie widniały trzy śledzie, natomiast rewersie miecz otoczony pięcioma gwiazdami i ciąg finezyjnych literek na obrzeżu. Kapitan wytłumaczył mu kiedyś, że to jakiś stary i od dawna martwy język pierwszy ludzi, który w luźnym tłumaczeniu oznacza "Stal dla wrogów, krew dla przyjaciół, wiedza dla umysłu". Motto obłąkanego piernika Velena, cóż za pierdolona ironia losu.

- Obawiam się, że będziecie musieli zaryzykować i mi zaufać. Jak to często bywa w interesach. - Mówiąc te słowa podziwiał monetę, jakby był to jakiś antyczny artefakt. Może w istocie tym właśnie ów przedmiot był? Rzucił pieniążek w stronę ambasadorki, dostatecznie lekko, aby go z łatwością złapała. - Kiedy pokażesz to moim kontaktom na Południu, będą wiedzieli, że jesteś przyjaciółką i należy brać Twoje zdanie pod szczególną uwagę. Żadne papiery nie wchodzą w grę, bo taki środek przekazu ma zaskakujące tendencję do wpadania w niepowołane łapska. Chyba, że coś omyłkowo zrozumiałem i pragnęła Pani, abyśmy stworzyli kilka podrobionych dokumentów, które zasieją ferment w sieci szpicli przeciwnika... - podrapał się po podbródku, zastanawiając się nad tym pomysłem. Podobał mu się. - Tak... istotnie znakomita myśl. Uważaj to za zrobione.

Odchrząknął. - Co do floty, to masz moją obietnicę, że gdy tylko skończę tutaj, moje statki popłyną w kierunku Calimportu. Z "Niezłomnym" na szpicy, którym będę dowodzić ja i nikt inny.
Odpowiedz
Zacisnęła dłoń na zimnej monecie.
- Każda sposobność do skołowania przeciwników Manshaki jest warta wykorzystania. Z doświadczenia, MY - Calishici, wiemy, że zamęt w przeciwnym obozie przynosi więcej korzyści niż otwarty konflikt. Cieszę się, że Wasza Lordowska Mość również kieruje swoje myśli w południowy sposób. To ułatwia wiele, naprawdę wiele. Chciałabym więc jak najszybciej móc ujrzeć MOC tej monety. Czas dla Manshaki nie jest pomyślny.
Odpowiedz
- Cieszy mnie, że podziela Pani moją wizję. Ten fakt doskonale wróży temu sojuszowi i przyszłym fruktom z niego płynącym. Zanim jednak przejdziemy do tematu, jakie będą kolejne kroki w naszym precyzyjnym planie, mam tylko jedno pytanie... - Spojrzał jej prosto w oczy, aby wykryć każde ewentualne łgarstwo i każdą jej myśl. Umberlee świadkiem, że południowcy lubowali się w precyzyjnych kłamstwach, a w szczególności kobiety, które sączyły morderczy jad do uszu mężów pod płaszczykiem niewinności i niewiedzy - Gdzie się podziewa twój towarzysz, ten stetryczały mistyk? Dlaczego opuścił te komnaty tak szybko, Pani, zamiast służyć radą i wykoncypować jak przełamać impas z uczty powitalnej? Zaprawdę dziwny to doradca, który opuszcza Ciebie przy każdej nadarzającej się okazji, jeżeli mogę sobie pozwolić na taką śmiałość.
Odpowiedz
- Ten stetryczały mistyk, jak zechciał się Pan wyrazić, zajmuje się naszym thayańskim ambasadorem. Jako gość samego wezyra Fanzira, przysługuje mu towarzystwo oraz wsparcie dworskich elit. Nie chcielibyśmy, by nasz gość przebywał w samotności, nawet jeżeli posiada nie wiadomo jakiego pupila do towarzystwa. W rzeczy samej, dworskie towarzystwo jest o niebo lepsze niż jakiegoś... zwierzęcia.
Odpowiedz
To był zdecydowanie miły zbieg okoliczności. Okazja, której oczekiwał. Mógł się pozbyć znienawidzonych magików i zasiać ziarno nienawiści do czarodziejów, równocześnie nie tracąc reputacji lojalnego sojusznika. Jafaar i Koell byli wysoce nierozważni, że dali mu do rąk takie casus belli i przyjdzie mu za nie zapłacić już niedługo.

- Tego się obawiałem. - Powiedział prawdziwie zasmucony. - Niestety, chciałem to przed panienką ukryć, ale wychodzę z założenia, iż sojusz oparty na prawdzie będzie trwalszy. Goście wezyra Fenzira spiskują pod moim dachem. Nie wiem dla kogo pracują ani jakie figury odgrywają na szachownicy Faerunu, lecz z pewnością wiem, czego pragną. Nie trzeba wielkiego mędrca, aby odkryć, iż potencjalny sojusz Velenu z Manshaki znacznie skomplikuje osiągnięcie tego celu...

Jego głos zaczął się łamać i przez chwilę nie potrafił złożyć poprawnie nawet prostego zdania. Starał się imitować zakłopotanie, jakby chciał zrzucić ciężar, który zbyt długo leżał na jego sercu. - Naprawdę nie wiem jak to powiedzieć... Mistrz Jaafar... On... Moi szpiedzy donieśli... - Spojrzał na brata Jeditta, tym samym odgrywając, jakby szukał w jego oczach wsparcia. Miał nadzieję, że zakonnik załapie w mig jego fortel i również podejmie grę. Westchnął. - Obawiam się, że mam twarde dowody potwierdzające, iż mistrz Jaafar zaplanował precyzyjny zamach na życie panienki. Możemy dziękować tylko Umberlee i doświadczeniu morskiemu Ser Steverrona, że dotarła Pani do mojego dworu bez zadrapania. Atak na morzu nie był przypadkiem. Jeden z moich zaufanych ludzi, Kapitan Mordechaj "Rapier" Stein, kilka tygodni temu doniósł mi, iż część jego ludzi podniosła bunt i zdezerterowała, pomimo sutego żołdu oraz sporego udziału w łupach, jakie otrzymywali pod jego banderą. Majaczyli coś o "grubszych zleceniach, południowym złocie i penetracji wilgotnej piczki nałożnicy wezyra". Takie rzeczy zdarzają się w tego typu towarzystwie, ale nie zbiłem majątku lekceważąc nawet najbardziej trywialne sygnały i nie trzymając ręki na pulsie. Obserwacja kanałów przerzutowych nie była łatwa, ale moi szpiedzy donieśli, że pieniądze pochodzą z pewnością od któregoś z mistyków z otoczenia Artuoka Fanzira. Umberlee dziękować, że ja i moi doradcy w porę odczytaliśmy niejednoznaczne sygnały.

- Pomyśli Pani... Wypadek na morzu... Napad na niespokojnych wodach w samym środku kolejnej tethyrskiej wojny domowej... Pechowa śmierć nadobnej Khadijah z rąk krwawych piratów. Przypadek? Takie rzeczy się zdarzają się częściej niż rzadziej i można to zrzucić na zrządzenie losu. Jaafar oraz Koell mogliby wtedy spokojnie prowadzić swoją grę i powiedzieć wezyrowi to, czego pragnęli. Zachować odwieczne Status Quo na południu i bezpieczny dla nich skrajny konserwatyzm. Mieliby szansę skłócić Manshaki z Velenem, zrujnować ideę przymierza zanim kiedykolwiek by ona rozkwitła, wystarczyłoby pstryknąć palcami. Trzeba było usunąć tylko jedną osobę, której wezyr ufa ponad wszystko i wierzy w jej intelekt. Jest gotów porzucić dla niej konwenanse i lata tradycji, gdyż widzi w niej przyszłość jego imperium. Tylko tyle. - Po krótkiej pauzie dodał - Jesteśmy po tej samej stronie, Pani. Dla takich ludzi jak Jaafar, Czerwoni Magowie czy król Haedrak III stanowimy zagrożenie, gdyż patrzymy ponad horyzont. Jesteśmy powiewem świeżości i wiatrem zmian, który zrujnuje ich plugawy styl życia. Dlatego pytam, czy jesteś gotowa walczyć o nową przyszłość i stanąć w szranki z tymi ludźmi?
Odpowiedz
Natłok otrzymanych informacji kompletnie skołował dziewczynę.
- Cóż za impertynencja! Jafaar to długoletni i zaufany doradca Manshaki. Cieszy się nieposzlakowaną opinią wśród dworu i możnych. Nie sądzi Pan, lordzie Greystör, że uwierzę w te brednie, bazujące na opinii rzekomego zaufanego sługi. Piracki napad to tutejsza codzienność, zważywszy na panującą atmosferę polityczną, jak zdążył lord zauważyć. Poza tym określenie "któryś z mistyków" nie daje pewności, iż to właśnie Jafaar.
Z impetem odłożyła kielich na paterze, nie unikając brzmienia metalu.

- W tej chwili zadam kłam tym zarzutom, udając się do źródła. Miejmy nadzieję, że czcigodny Jafaar puści te kłamstwa mimo uszu i nie dojdzie do nieprzyjemniejszych zdarzeń, które mogłyby poróżnić nasze narody.
Odpowiedz
- Zdziwiłaby się Pani, ilu ludzi, którzy wielokrotnie ślubowali mi dozgonną lojalność i nazywali mnie przyjacielem przy setkach świadków, wbijało mi nóż w plecy, gdy tylko wiatr zawiał w korzystną dla nich stronę. - Powiedział z absolutnym spokojem. - Dlatego rozumiem szok i wypieranie prawdy. Byłbym zaskoczony, gdyby reakcja na te rewelacje była inna. Pirackie napady to tutaj codzienność, ale niewiele dzieje się tutaj bez mojej wiedzy i umyka mojemu wzrokowi, jak pewnie rzekł Tobie szanowny wezyr Fanzir. Zlecenie było faktem, a Jafaar jest winny. - Wzruszył ramionami. - Jeżeli wierzysz, że mistyk powiedziałby wprost, że kazał Ciebie zamordować, to jesteś niesamowicie naiwna, moja Pani, i faktycznie powinnaś puścić te informacje mimo uszu.

- Mógłbym rozkazać przeszukać ich prywatne graty, lecz wiążą mnie konwenanse i protokół dyplomatyczny. Szczęśliwie, moi ludzie stale monitorują ich ruchy, a jestem świecie przekonany, że nie doceniają kunsztu zakonników. Kwestią czasu jest, zanim popełnią głupi błąd i spalą swoje przykrywki. Wtedy... może mi uwierzysz. - Wstał i wykonał ukłon na miarę królewskiego dworu. - Tymczasem, proszę Panią o rozwagę i przemyślenie słów, które padły w tej komnacie. Chciałbym, aby ta rozmowa pozostała między nami. Nie ufaj Jafaarowi, tak samo mocno, jak nie ufasz teraz mi. - Wychodząc, rzekł na odchodnym na progu drzwi. - Zaufani słudzy potrafią zranić najmocniej. Wiem coś o tym... jeden z nich zamordował z zimną krwią mojego ojca. - Ostatnie słowa odbiły się echem w pustej komnacie.
Odpowiedz
Wyszliście obaj, pozostawiając Khadijah - co do tego nie miałeś wątpliwości - w niemałej konfuzji. Było więcej niż pewne, że w pierwszej kolejności twój urodziwy gość popędzi do pokoju mistyka. Niespiesznie przeszliście połowę piętra i zaczęliście schodzić po schodach, gdy zdało ci się, że słyszysz dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi do komnaty, mniej więcej na wysokości pokoju posłanki.
Już miałeś zawrócić i z ciekawości sprawdzić dyskretnie, na ile słuszne są twe przypuszczenia, gdy z dołu, przeskakując po dwa trzy stopnie, nadbiegł jeden z kapłanów.
- Bracie... Starzec nie wrócił do siebie po wieczerzy. Brat Tasir mówi, że śledził go dyskretnie i jest pewny, że tamten odwiedził Thayańczyka...
Jeditt uniósł brwi i spojrzał na ciebie pytająco, pozwalając kapłanowi zaczerpnąć oddechu.
- i...?
- Chwilę wcześniej z pokoju Thayańczyka wyszła tamta kobieta, z którą przyjechał. Brat Miron czekał pod drzwiami jako chłopiec na posyłki i zgodnie z poleceniem śledził ją, ale zniknęła.

Tym razem brwi Jeditta powędrowały w zupełnie przeciwnym kierunku.
- Jak to "zniknęła"? - warknął groźnie, a kapłan odruchowo spuścił wzrok.
- Brat Miron twierdzi... Twierdzi, że parokrotnie usiłowała go zgubić i dobrze wiedziała, jak należy to robić. Twierdzi też, że nie straciłby jej z oczu na zamku, ale jej pancerz, który już wcześniej zidentyfikowaliśmy jako magiczny, musi mieć jakieś specjalne właściwości maskujące.
Kapitan twej straży wypuścił nosem powietrze, pochylając głowę w stronę drugiego zakonnika.
- Czy chcesz mi powiedzieć, że nie wiecie jak magicznie zlo...
- Wszyscy jej szukają, bracie.
- wpadł mu pospiesznie w słowo - Poleciłem Mironowi wrócić przed komnatę Thayańczyka, bo myślę, że mogła po prostu tam wrócić. Nie chcieliśmy jednak zaglądać tam bez wyraźnego rozkazu Jego Lordowskiej Mości... - wreszcie skłonił ci się nerwowo, a coraz bardziej wściekłe spojrzenie Jeditta napotkało twoje, czekając na twe słowa w niemym zapytaniu.
Odpowiedz
Był wściekły. Ba, mało powiedziane, był na granicy furii. Wiele pieniędzy i czasu poświęcił, aby Velen stał się fortecą wolną od magii i nie do spenetrowania przez szpiegów. Oprócz elitarnej i czujnej straży, posiadał jeszcze mnóstwo detektorów magii stworzonych przez anonimowych mistrzów z Waterdeep oraz tuziny rozlicznych pułapek pobłogosławionych przez samego Arana Linvaila. Mimo to, komuś udało się pokonać jego bariery. Małej kurewce w fikuśnym pancerzu. Doskonale wiedziała, że będzie obserwowana całą dobę ze wszystkich stron, a postanowiła napluć mu prosto w twarz. Ta zniewaga będzie drogo ją kosztowała. Już bolały go zęby od słodkości, jakich dozna ta thayańska suka.

- Wejść, ale dyskretnie, pod pretekstem gościnności. Alarm na całe miasto nie jest wskazany - wycedził powoli. Jego zgrzytanie zębami było zapewne słychać w samym Podmroku. Spojrzał na kapitana. W jego oczach również widział ognistą furię, ale dodatkowo podlaną nutką strachu. Na jego pozycję dybało mnóstwo innych ambitnych zakonników i wstyd, jaki mogła przynieść ta sytuacja, była wodą na ich młyn. Rozpaczliwie, błyskawicznie i spokojnie musiał sprzątnąć gówno, które narobili jego ludzie. - Potroić straże w newralgicznych miejscach. Nie będziemy ryzykować. Moje biuro, skarbiec, archiwum i podziemne katakumby. Wątpię, aby była tak szalona, aby włamywać się do relikwiarza zakonu. Jeżeli do świtu ta dziwka się nie znajdzie, to będę niezadowolony. Zrozumiano? - Wiedział, że to nie była groźba, lecz obietnica.
Odpowiedz
← Sesja FR

Sesja Tokara - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...