Skinął głową, dziękując majordomusowi za doskonałe wypełnienie zadania. Uczta będzie wykwintna i kameralna, czyli taka, jaka powinna być zważywszy na okoliczności. W takiej atmosferze doskonale rozmawia się o interesach, a gwar tylko by mu przeszkadzał. Im mniej potencjalnych ciekawskich uszów, tym łatwiej wyeliminować ewentualne przecieki. Zresztą wątpił, aby pannie z południa podobało się towarzystwo najemników, w szczególności zimnego i milczącego Ernesta de Croÿ z "Żałobnej Gwardii" czy zdegenerowanej bandy niesławnego Karola Lichtenberga zwanej "Alabastrową Stalą", który chorował na bardzo przykrą przypadłość genetyczną (czy jakkolwiek nazwał to "Słodyczek"), upodobniającą go do drowa. Dobre chłopy i lojalne gnidy jak na najemników, ale odciąganie ich od przygotowań i zapraszanie na tego typu ucztę byłoby błędem. Serce słodkiej Khadijah mogłoby nie wytrzymać takiego towarzystwa, a na poznanie takich gości przyjdzie jeszcze pora. Na dobrą sprawę mógł zabrać kogoś z "Kompanionów Carnatha", bo niezłe z nich bawidamki i potrafią się zachować, ale mogłoby to zostać potraktowane jako policzek przez pozostałe grupy. Swoją drogą, będzie musiał porozmawiać z ich nowym przywódcą, skoro starego Carnatha skrócili niedawno o głowę...
Zgodnie ze zwyczajem, poczekał na standardową śpiewkę herolda, która zawsze cholernie go irytowała, lecz tradycja to tradycja i trzeba robić dobrą minę do bardzo złej gry. - Clovis Greystör, Lord Gubernator Okręgu Veleńskiego, Protektor Lasu Tethyrskiego, Dziedzic Miilvuthan, Mistrz Handlowy z Darromar, Młot na Czarownice, Filantrop... - Zrobił charakterystyczny gest dłonią, aby zakończył tę farsę. Po krótkiej chwili odezwał się głośno i pewnie, tak aby usłyszeli go wszyscy obecni.- Witam w moich progach, szlachetni goście. Zarówno starych przyjaciół, jak i tych nowych. Mam nadzieję, że miłościwa Umberlee oszczędziła Wam przykrych trudów podróży i zesłała pomyślne wiatry, a zbliżająca się wieczerza będzie sycąca zarówno dla ciała, jak i dla ducha.
Podszedł do Khadijah i zgodnie ze wszystkimi zasadami dobrego tonu, ucałował jej delikatną dłoń. Żadnego zbędnego gestu. - Pani, jeżeli plotki o tym, że Twój intelekt dorównuje urodzie są choć w części prawdziwe, to już nie mogę się doczekać naszej dysputy. Przyznam, że jestem na równi ciekaw Twoich przemyśleń na temat obecnej sytuacji politycznej Tethyru, jak i filozofii południowych krain. - popatrzył jej prosto w oczy i rzekł pewnie - Moi ludzie byli pod wrażeniem Twojej odwagi w obliczu zagrożenia na morzu. Tak mi przykro, że była Pani ofiarą zdradzieckiego ataku "Królewskiej Admiralicji"... o ile jeszcze zasługuje na ten tytuł... której tradycje ostatnio bardzo mocno podupadły. Podobnie, jak i całego dworu Haedraka III. - Normalnie splunąłby, ale taki gest miał niewiele wspólnego z savoir-vivrem, więc ograniczył się do bolesnego smutku w głosie.
Ukłonił się mistykowi. - Mistrzu Jafaarze, nie mogę wyrazić swojej radości, że postanowiłeś nas zaszczycić. Wielu uważa, że Magia i Velen to przeciwne strony tej samej monety, lecz nasz lud pragnie jedynie pokojowej koegzystencji i pewnej rozwagi. Cieszy mnie niezmiernie, że jesteś gotów rozważyć naszą propozycję starannej edukacji wszystkich obdarzonych talentem magicznym przy jednoczesnym surowym zakazie praktykowania degenerujących aspektów magicznych, będących zbrodnią przeciwko ludzkości.
Kierując wzrok na Czerwonego Maga musiał wspiąć się na wyżyny swojego opanowania i talentów dyplomatycznych, aby nie poderżnąć mu gardła. Zamiast tego uśmiechnął się najszczerzej jak potrafił i spokojnie powiedział. - Mistrzu Koellu z Thay, witam serdecznie. Twoja wizyta jest tyleż miła, co niespodziewana. Sądziłem, że ostatnia wiadomość, jaką wysłałem Zulkirom była wystarczająco klarowna i wyjaśniła wszystkie wątpliwości. Może przynosisz nowe informacje związane z moim ojcem? - uśmiechnął się chytrze. Skinął głową w milczeniu witając towarzyszkę maga. Coś mu mówiło, że ma znacznie większą władzę niż stara się ukazać. Postanowił mieć na nią oko.
Cierpliwie przywitał pozostałych gości i zaprosił wszystkich do stołu.