Wszyscy zareagowaliście bez słów. Korytarz eksplodował echem pomieszanych inkantacji i gamą rozbłysków, ty zaś przyłożyłeś kuszę do oka i uklęknąwszy, wycelowałeś w Czerwonego Maga, który zamierzał najwyraźniej przejść przez iluzoryczną ścianę. Wszyscy kapłani jak na komendę wykonali rozmaite gesty w stronę uciekającej dwójki, w tym samym momencie, w którym poczułeś szarpnięcie zwalniającego naciągu. Jednocześnie stary mistyk krzyczał coś i gestykulował w rozpaczliwej obronie...
Ilustracja
i nagle wszystko stanęło.
Patrzyłeś, jak błękitny błysk do połowy formuje się w lodową kulę, wylatując z dłoni najbliższego ci kapłana, obok którego kolejny ciskał właśnie wystrzeloną znikąd, ognistą strzałą, która płonęła nieruchomo, zamrożona w bezruchu. Twój własny bełt zamarł w powietrzu, które stanęło ci w płucach wraz z niedokończonym wydechem. Ciężkie, nieskończone echo uderzenia twego serca uciskało ci skronie z mozolną, ponadczasową konsekwencją, podczas gdy jedynie Jafaar poruszał się normalnie. Na moment zachwiał się, opierając plecami o ścianę i łapiąc ciężko trzy głębokie oddechy. Zaraz jednak wyprostował się z wysiłkiem, uderzył o posadzkę swym wężowym kosturem, a z jego zwieńczenia o kształcie łba kobry wyleciało kilka jasnych, bladoniebieskich pocisków, które zawisły nieruchomo, tak jak wszystko wokół.
Trwało to wieczność. Niecałą sekundę. W każdym razie nie mniej, niż kilka godzin, choć na pewno nie dłużej, niż krótkie przekleństwo, które zakiełkowało w twojej głowie. Obaj uciekinierzy zdążyli jeszcze przejść przez ścianę, a zaraz potem wszystkie ciśnięte w ich stronę zaklęcia rozbiły się o nią, podobnie jak wystrzelony przez ciebie bełt. Szkoda, to byłby piękny strzał, w sam środek przebrzydłego, karmazynowego łba.
Równocześnie zatrzymane w chwili błękitne pociski pomknęły w waszą stronę ze straszliwą prędkością. Odruchowo osłoniłeś się ręką, pierwszy pocisk odbił się od płaszcza, choć siła uderzenia rzuciła cię na plecy. Drugi rozbryznął się w kaskadę iskier na przedziwnej tarczy, która nagle pojawiła się wokół ciebie i pozostałych, najwyraźniej za sprawą Jeditta, który dyszał jak po ostrym biegu, z twarzą skrzywioną w grymasie złości wymieszanej z nagłym wysiłkiem.