Sesja Tokara

Za znajomymi drzwiami czekał na was równie znany korytarz, prowadzący do tak samo znanego holu, pełnego kufrów, regałów, skrzyń i sprzętów tajemniczego przeznaczenia. Jedyną nowością, jaka zastała was w tym miejscu, było dwóch magów, stojących pod najdalszą ścianą pomieszczenia.
Wszyscy zareagowaliście bez słów. Korytarz eksplodował echem pomieszanych inkantacji i gamą rozbłysków, ty zaś przyłożyłeś kuszę do oka i uklęknąwszy, wycelowałeś w Czerwonego Maga, który zamierzał najwyraźniej przejść przez iluzoryczną ścianę. Wszyscy kapłani jak na komendę wykonali rozmaite gesty w stronę uciekającej dwójki, w tym samym momencie, w którym poczułeś szarpnięcie zwalniającego naciągu. Jednocześnie stary mistyk krzyczał coś i gestykulował w rozpaczliwej obronie...

Ilustracja

i nagle wszystko stanęło.

Patrzyłeś, jak błękitny błysk do połowy formuje się w lodową kulę, wylatując z dłoni najbliższego ci kapłana, obok którego kolejny ciskał właśnie wystrzeloną znikąd, ognistą strzałą, która płonęła nieruchomo, zamrożona w bezruchu. Twój własny bełt zamarł w powietrzu, które stanęło ci w płucach wraz z niedokończonym wydechem. Ciężkie, nieskończone echo uderzenia twego serca uciskało ci skronie z mozolną, ponadczasową konsekwencją, podczas gdy jedynie Jafaar poruszał się normalnie. Na moment zachwiał się, opierając plecami o ścianę i łapiąc ciężko trzy głębokie oddechy. Zaraz jednak wyprostował się z wysiłkiem, uderzył o posadzkę swym wężowym kosturem, a z jego zwieńczenia o kształcie łba kobry wyleciało kilka jasnych, bladoniebieskich pocisków, które zawisły nieruchomo, tak jak wszystko wokół.

Trwało to wieczność. Niecałą sekundę. W każdym razie nie mniej, niż kilka godzin, choć na pewno nie dłużej, niż krótkie przekleństwo, które zakiełkowało w twojej głowie. Obaj uciekinierzy zdążyli jeszcze przejść przez ścianę, a zaraz potem wszystkie ciśnięte w ich stronę zaklęcia rozbiły się o nią, podobnie jak wystrzelony przez ciebie bełt. Szkoda, to byłby piękny strzał, w sam środek przebrzydłego, karmazynowego łba.

Równocześnie zatrzymane w chwili błękitne pociski pomknęły w waszą stronę ze straszliwą prędkością. Odruchowo osłoniłeś się ręką, pierwszy pocisk odbił się od płaszcza, choć siła uderzenia rzuciła cię na plecy. Drugi rozbryznął się w kaskadę iskier na przedziwnej tarczy, która nagle pojawiła się wokół ciebie i pozostałych, najwyraźniej za sprawą Jeditta, który dyszał jak po ostrym biegu, z twarzą skrzywioną w grymasie złości wymieszanej z nagłym wysiłkiem.
Odpowiedz
Wziął kilka głębokich oddechów, jakby przed momentem wynurzył się z mętnego bagna, które spowalniało jego ruchy i powoli zatykało płuca. Mroźne powietrze w tej części lochu było zatęchłe i pełne drobinek kurzu, lecz i tak poczuł orzeźwienie, jak gdyby wdychał pierwszy raz w swoim życiu wiosenną bryzę wypełnioną aromatem sosnowych igiełek. Serce pompowało krew jak szalone. Energicznie ściskał swoją dłoń, do czasu aż nie poczuł, iż odzyskał ponownie kontrolę nad swoim lordowskim ciałem. Jego organizm ewidentnie nie był przyzwyczajony do przeżywania tego typu niespodzianek i siłą woli, a także szlacheckiej godności, powstrzymał swój żołądek przed zwróceniem zawartości sutej uczty.

To był bardzo zdolny magik. Bez dwóch zdań. Nie dziwiło go to jednak, gdyż południowe szychy dopuszczają do swojego najbliższego grona tylko najlepszych z najlepszych, potrafiących potwierdzić swoją moc latami studiów u samej śmietanki magicznej i szczycących się wyjątkową reputacją w kręgach mistycznych. Nie był to byle buc, który potrafi wyczarować z tyłka magicznego niedźwiadka. Ten człowieka znał znacznie paskudniejsze i mordercze sztuczki. Jeżeli zawiedzie perswazja i fortele, to czeka ich trudna potyczka.

Z drugiej strony, w oczy rzucały się mankamenty Jafaara. Jego ostatni atak był koszmarnie nieskuteczny i nie zadał drużynie żadnych strat, za wyjątkiem utraconej dumy. Lata spokoju, morze wina i setki kobiet... choć z ich preferencjami trudno orzec, więc ujmijmy, że kochanków... to musiało wpłynąć na skuteczność maga. Zgnuśniał za biurkiem, a luksusy odebrały mu dawny błysk. Zimnokrwisty i wyszkolony zabijaka zlikwidowałby go, zanim by się spostrzegł. Natomiast Jafaar gubił się pod presją, jakby pościg veleńskich chartów był niewidzialną pętlą, zaciskającą się na gardle oraz paraliżującą ruchy. Smród strachu i paniki czuć było na kilometr. Ta myśl ucieszyła go tak bardzo, że aż musiał oblizać usta z nadmiaru słodkości.

Przeładował kuszę i ruszył w stronę uciekinierów.
Odpowiedz
Ruszyłeś za nimi, lecz zakonnicy wyprzedzili cię, a Jeditt gestem nakazał zaczekać, zaś dwóm braciom rozstawić się po przeciwległych bokach "przejścia". Sam stanął centralnie naprzeciw iluzorycznej ściany i po odliczeniu do trzech cała trójka ruszyła. "Meduzy" po bokach naparły na nią z całych sił, kapitan rozpędził się do wejścia, lecz zatrzymał nagle, opierając but o powierzchnię skały. Jakkolwiek dziwne by się to nie zdawało, zważywszy na fakt, że namacalna wcześniej ściana okazała się iluzją, którą jednak można ominąć jakby jej nie było, przejście dalej "zniknęło" lub "zamknęło się".
- Otwierajcie, wszyscy. Czym tylko się da. - warknął do zakonników, którzy zaraz rozpoczęli swoje magiczne pomrukiwania i pantomimy. Sam jednak nachmurzył się i spojrzał na ciebie, pytając bezgłośnie: "Mefasm?"
Odpowiedz
Dotknął ściany, jak gdyby sam lord chciał osobiście sprawdzić, czy jego zamek postanowił zbuntować się przeciwko woli swego pana. Opuszki palców musnęły kamień, który był lodowaty i nieprzystępny niczym naburmuszona szlachcianka z Waterdeep. To było jedyne przejście, wiedział o tym. Wilgoć i mech kpiły z niego, dając mu do zrozumienia, że nie jest godny, aby przejść na drugą stronę. Jego nagłe uderzenie pięścią w zaporę, było w istocie żałosnym znakiem braku zgody na ten niespodziewany bunt. Pokiwał głową na słowa kapitana i osunął się na zimną posadzkę. Czary Jeddita i jego kleryków na niewiele się zdawały, albowiem tym miejscem zdawały się rządzić znacznie bardziej pokręcone i mroczniejsze moce niż dotychczas stawały im na drodze.

Patrzył otępiałym wzorkiem na starego szczura, który krążył po pomieszczeniu, jakby w pijackim amoku, skrzętnie omijając pułapki oraz piszcząc rytmicznie. Śmiał się z niego i miał słuszność. Był głupcem. Dał się zwieść głupiej kurwie i podstarzałym czarodziejom. Wierzył, iż potrafi grać w pokrętne gierki z tysiącletnim i śmiertelnie cwanym demonem. Najgorsze jest to, że nie wiedział już komu ufać. Zakon okazał się niekompetentny w najważniejszej godzinie, sojusznicy odwracali się od niego lub jawnie wbijali mu nóż w plecy, a jego ludzie spiskowali za plecami Velen starając się dobić targu z Królem-Harfiarzem. Był potwornie samotny, a los postanowił kopnąć go mocno w tyłek, mimo iż na to nie zasługiwał.

W akompaniamencie modlitw i nieskutecznych czarów, siedział cicho. Parskał śmiechem, gdy kolejne magiczne techniki jego ludzi spalały na panewce. Zaczął nawet nucić kilka sprośnych piosenek o kobietach z obfitymi biustami oraz rozpustnej królowej-kurwie, która bździła się z ogierami, gdy jej mąż oddawał się sodomii z swoimi wiernymi adeptami. Smutną konkluzją okazał się fakt, że jego pieśni były tak samo skuteczne jak wysiłki Jeddita. Po kilku chwilach zaczął strzelać z kuszy do szczura, ale ten nadal z niego kpił, w ostatniej chwili cofając pyszczek i unikając spotkania ze śmiertelnym bełtem. Minęło zbyt wiele czasu. To był prawdziwy dyshonor, który potraktował jak najgorszy policzek. - DO KURWY NĘDZY, MÓGŁBYŚ ŁASKAWIE UMRZEĆ, JEBANY GRYZONIU. TO W KOŃCU MÓJ PIERDOLONY ZAMEK, WIĘC PODDAJ SIĘ MOJEJ CHOLERNEJ... - Jego ludzie przerwali inkantacje i popatrzyli się na niego z przestrachem, jak i troską. Szukali odpowiedzi oraz oparcia w swoim mentorze, lecz kapitan był także zaskoczony reakcją swojego seniora. Clovis miał to gdzieś. W chwilowym amoku znalazł mądrość, której potrzebował. Zaiste cierpką prawdą było, że odpowiedź miał na tacy od samego początku. -...woli. Oczywiście, jak mógł na to nie wpaść.

Splunął siarczyście, chcąc się pozbyć resztek porażki ze swoich ust. Sięgnął za pazuchę i rzucił kapitanowi klucz do włazu. - Jeżeli nie wrócę za pół godziny, to zalej te pierdolone katakumby. - Powstał, otrzepał spodnie. Stanął w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowała się iluzja. Zamknął oczy i sięgnął do głębin umysłu, aby zebrać całą swoją wolę. On był lordem Velen, podobnie jak opętany Gregor. Nie wchodził w szczegóły i kruczki, ale z informacji, jakie zaczerpnął z zakurzonych ksiąg w relikwiarzu oraz nabytych podczas konwersacji z demonem, wiedział, iż w tych murach kryje się starożytna magia. Magia, która za każdym razem musiała się poddać niezłomnej woli władcy tego miejsca. Tylko on potrafił przełamać barierę Mefasma i przejść na drugą stronę. Czekała go samotna walka. Jak przez całe smutne życie.

[Ilustracja]

Czas zwolnił. Oddech stawał się coraz głębszy. Krew gęstniała w żyłach. W ustach wyczuł smak metalu i morskiej soli. Świat wokoło zamilkł. Ruchy stały się powolne i ciężkie, jakby nosił na swych barkach kilogramy stali. Kości przeszył okropny ból, jak gdyby zaraz miały się połamać niczym chrust. Jego dusza znalazła się w innym miejscu. Kiedy uznał, że był gotowy ruszył w kierunku iluzji.
Odpowiedz
[ Baaaardzo dobrze, + 300 PD ]

Skupiłeś się co sił na tej jednej myśli, na świadomości i wierze w zależność materii od woli jej właściciela. Wiedziałeś, że przejście przed tobą jest otwarte, że ściana przed tobą nie istnieje i tak naprawdę nie jest w stanie nikogo zatrzymać. A już na pewno nie ciebie, o ile tylko sobie tego nie życzysz.
- Panie... Czy jesteś pewny, że nie powinienem iść... - usłyszałeś za sobą głos kapitana, lecz ten urwał się natychmiast, gdy tylko postąpiłeś krok naprzód.
Wiedziałeś, że przeszedłeś. Ciemność, lodowate zimno, zamarzająca na ustach wilgoć, tworząca w płucach wydostający się przez usta obłok pary... Coś jednak było nie tak jak ostatnio. Jakiś wewnętrzny zmysł podpowiadał, że postawiłeś stopę na niewłaściwej płytce w podłodze. Nie w sensie dosłownym, tego akurat byłeś pewien, ale...

[ Ilustracja ]

Ciemność wokół ciebie rozpełzła się w szept niezliczonych, pozbawionych twarzy głosów, mówiących jednocześnie, a zarazem każdy z osobna. Otaczały cię, obserwowały, śledziły każdym nieuchwytnym dźwiękiem, prześlizgującym się przez ciebie jak eteryczny wąż. Być może byłbyś w stanie wyśledzić poszczególne myśli i zrozumieć ich sens, jednak do tego potrzebowałbyś skupienia, które w pierwszej chwili umknęło w obliczu zaskoczenia. Bardziej czułeś, niż widziałeś korytarz przed sobą, prowadzący w wiadomym kierunku. Gdzieś pomiędzy szeptami zdawałeś się słyszeć lekko drwiący głos Czerwonego Maga lub Jafaara, lecz nie byłeś w stanie stwierdzić, czy to tylko echo dobiegające gdzieś z głębi podziemi, czy tylko ułuda twych skołowanych zmysłów.
Nie byłeś w stanie stwierdzić tego tym bardziej, że oto przed tobą po schodach wszedł Gregor Velen.
Odpowiedz
Kolejna sztuczka? Głęboko westchnął, gdyż miał już tego serdecznie dość. Stary Gregor nie żył od dobrego wieku, a jego nagłe pojawienie się w tych wilgotnych lochach było niczym innym, jak próbą wyprowadzenia go z równowagi i zepchnięcia na skraj szaleństwa. Nie miało to absolutnie żadnego związku z tym, że coraz częściej dochodził do wniosku, że lord Velen faktycznie nie zwariował, tylko podobnie jak on w ostatnich dniach, wpadł w spiralę niekompetencji własnych ludzi i fałszywych przyjaźni. Ha, może tak było, stary lord został pokrzywdzony przez los. Jednak historię pisali jedynie zwycięzcy i Clovis zamierzał być jednym z nich.

Parł dalej do przodu, maksymalnie skoncentrowany. Starał się nie zwracać uwagi na miraże i duchy przeszłości, pragnące sprowadzić go na mroczną ścieżkę.
Odpowiedz
Przez dłuższą chwilę błądziłeś tak pośród omamów i ciemności, nie będąc do końca pewnym dokąd właściwie zmierzasz. Dziwne szepty i obrazy urwały się jednak równie nagle, jak się pojawiły. Poczułeś dojmujące zimno, dostrzegłeś światło pochodni oświetlających ogromną komnatę. Zszedłeś w dół po szerokich schodach i zatrzymałeś się, tak jak przy pierwszym zejściu do podziemia, przed pierwszą linią znaków. Poprzednim razem była zatarta, prawie niewidoczna. Teraz jednak jarzyła się zimnym, bladobłękitnym blaskiem, a po jej wewnętrznej stronie, praktycznie tuż przy drugim kręgu znaków, dostrzegłeś Koella stojącego niemal twarzą w twarz z Mefasmem oraz Jafaara, leżącego bez ruchu na kamiennej posadzce tuż obok niego.
Odpowiedz
Nie był zbyt biegły w tym magicznym mambo-jambo oraz starożytnym rytowaniu jakichś pokręconych staruszek, które nie zaznały w swoim życiu ciepłego ciała mężczyzny i rozkoszy, jakie może ono przynieść. Pod tym względem może i zachowywał zamknięty umysł, jednak wolał nie ryzykować, o ile nie posiadał odpowiednio dużo czasu na głębszą analizę kwestii świecących run. Niestety, tym razem nie miał tego luksusu. Zanim jego ojciec odszedł do podmorskich głębi, nauczył go, żeby zawsze patrzył pod nogi i uważał, gdzie stawia te swoje kulasy. Zrobił więc to, co każdy trzeźwo myślący najemnik z zacięciem politycznym uczyniłby na jego miejscu. Starał się błyskawicznie ukrócić dyskusję dwóch ptaszków naprzeciwko i zwrócić na siebie uwagę. Nie byłoby po jego myśli, gdyby tamci panowie nagle poczuli do siebie niespodziewaną miętę i znaleźli wspólne tematy do konwersacji. Jak na jego arystokratyczny gust, podziemny klub książki już był i tak nadto przepełniony.

Uklęknął i przymierzył w mniej witalny punkt ciała Koella. Koniec końców, chciał go przesłuchać. Zabić zawsze może go potem, o ile nie okaże się pożyteczny i nie będzie pasował w żaden sposób do jego planów. Gwizdnął przeciągle i krzyknął. - Te, kuglarz! - Bełt wystrzelił ostry pocałunek, który miałby zwieńczeniem bolesnej wiadomości dla magika.
Odpowiedz
Wystrzeliłeś, ponownie czując siłę odrzutu w unoszącym się bezwiednie ramieniu. Patrzyłeś jak bełt mknie w powietrzu w wyznaczonym kierunku, ze świstem tnąc niewielki dystans między tobą i celem. Jednak zamiast utkwić w łydce Czerwonego Maga lub nawet przebić ją na wylot, zabierając ze sobą spory kawał jego nogi, pocisk rozprysnął się o eteryczną osłonę, która w chwili uderzenia rozbłysła wokół niego szklistym poblaskiem, by zaraz zniknąć. Mag odwrócił się, na tyle wolno i spokojnie, że aż nosiło to w sobie znamiona oszołomienia lub niedowierzania.
- Och, lordzie Greystör, jestem pewien, że znajdziemy lepsze sposoby na pozyskiwanie informacji. - rozbrzmiał gawędziarski ton Mefasma, który właśnie opuścił wyciągniętą przed momentem rękę. - Mistrz Koell przysłużył się naszej sprawie, nieco przypadkowo, ale fakt pozostaje faktem, w zamian za co zagwarantowałem mu, że nie spotka go żadna krzywda.
Zrobił dwa kroki wprzód i po sekundzie wahania przeszedł przez linię run mniejszego okręgu.
- A przecież my, wysoko urodzeni, dotrzymujemy słowa. Nieprawdaż, lordzie Greystör?
Odpowiedz
- Tja... Przeważnie, czarcie. - Powiedział beznamiętnie. Jego mina nie wyrażała absolutnie niczego. Przez krótszą milczał, analizując sytuację, jaką zastał. Nie wyglądało to wszystko zbyt pięknie, ale trzymał jeszcze kilka kart w rękawie, o których oni z pewnością nie wiedzieli. - Nie... Nie wydaję mi się. Problem w tym, że mam już konkretne plany, co do tego chłystka. Nie widzę żadnych argumentów, aby je zmieniać. To, że poszedł z Tobą na jakiś układ traktuje jako policzek, bo kurewsko nie toleruje samowolki na moim terenie. - Zwrócił się do Koella. - Ośmieszyłeś mnie i zamordowałeś z zimną krwią kilku moich dobrych ludzi, magiku. Mam w planach delikatne tortury, a następnie chlasnę łapska za impertynencję. Potem wypuszczę ciebie wolno, bo egzekucja posłańca na lordowskich włościach kiepsko wygląda w kronikach i tworzy mnóstwo zbędnej papierkowej roboty. Poczuj się wyróżniony.
Odpowiedz
Demon zacmokał z udawanym niesmakiem.
- Ależ ależ, milordzie, cóż to za maniery? Takie bezpardonowe barbarzyństwo nie jest zgoła konieczne. Pomijając fakt, że nie jest też do końca możliwe, gdyż obiecałem mistrzowi Koellowi wyjście z tej opresji zdrowo i cało w zamian za pomoc, w zyskaniu nieocenionego źródła informacji. A zanim...! - uniósł dłoń, gdy ty już otwierałeś usta do komentarza - zaczniesz swój wywód o mej impertynencji i samowoli, zechciej ocenić owe źródło, będące teraz w stu procentach do dyspozycji mojej... A więc i twojej.
Pstryknął palcami, a obok leżącego na podłodze bez przytomności (i najwyraźniej bez ducha) mistyka pojawiło się mgliste widmo Jafaara, spoglądające nieobecnym wzrokiem gdzieś w przestrzeń. Mefasm uśmiechnął wyjątkowo odrażająco i diabelnie. Widocznie od dawna nie miał żadnej duszy do zabawy, a fakt zyskania takowej właśnie teraz, dodatkowo należącej dopiero co do całkiem starego i wprawnego maga, musiał wyraźnie przypasować jego.. apetytom. Zauważyłeś, że Koell drgnął mimochodem, jakby właśnie dotarło do niego, na co tak naprawdę pozwolił.
Odpowiedz
Pokiwał z aprobatą na ten makabryczny widok i opuścił kuszę. - Ty przebiegły skurwysynie. - Popatrzył na ducha Jafaara krytycznym okiem, jakby oceniał futrzany płaszcz na sklepowym manekinie. - Czy on może gadać? Jest zależny od Twojej woli? Oszczędziłoby mi to wiele czasu i trudów. - Generalnie powinien również struchleć na obmierzły czyn Mefasma, lecz trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Stary piernik dobitnie zasłużył sobie na taki los i nie czuł do niego grama współczucia. Kto igra z magią i tapla się w bagnie politycznych intryg, które go przerastają, musi brać taki koniec jako pewną ewentualność.
Odpowiedz
Mefasm potwierdził skinieniem głowy.
- Może wydawać dźwięki, mówić, rozumować. Jest pełną świadomością osobnika, którym dusza była za życia. I tak. Jest całkowicie podległy mej woli. - oznajmił dobitnie w sposób, który jednoznacznie uzmysłowił ci oczywistą myśl, że absolutnie nigdy nie chciałbyś być zależny od jego woli. - Pytaj zatem o cokolwiek zechcesz.
Odpowiedz
- Och... to naprawdę przesłodkie wieści. Znacznie oszczędzi to nam czasu, krwi i tych potępieńczych krzyków przywodzących na myśl pisk małej dziewczynki. Zaprawdę, magowie zawsze zgrywają hardych, ale bez swej magii są łamliwy jak sucha gałąź. - Podszedł do żałosnej duszy Jafaara i spojrzał prosto w puste punkciki, które kiedyś zapewne były białkami jego oczu. - Na czyje zlecenie miałeś wykraść księgę? Komu tak naprawdę służysz, szujo?
Odpowiedz
- Polecenie wykradzenia księgi wydał mi mój bezpośredni przełożony, Khelben Arunsun. - odpowiedziała zjawa pustym, bezbarwnym głosem, brzmiącym jak głuchy gwizd wiatru między skałami. Thayańczyk drgnął, nie kryjąc zaskoczenia, Mefasm gwizdnął przeciągle, również dając upust zdumieniu.
Odpowiedz
Nie był zaskoczony. Miłośnik Harfiarzy. Czarodziej pełną gębą. Kumpel od kielicha umiłowanego Haedraka III. Można było przewidzieć, że także i on zacznie maczać palce w tej intrydze. Z tego, co się orientował, facet miał nadal spore wpływy w Waterdeep i zawsze skutecznie bruździł w kwestii interesów Velenu względem tego miasta. Dupek. -...więc imć Czarnokij. Jakie ma plany względem księgi i skąd się o niej dowiedział?
Odpowiedz
- Plany Khelbena wobec księgi nie są mi znane, mogłem jedynie domyślać się, że zniszczy ją lub ukryje, ale nie mogłem mieć co do tego pewności. - ciągnęło widmo tym samym, bezbarwnym tonem. - Natomiast historia księgi od dawna zajmowała wielkich mistrzów Sztuki, dlatego też od dawna tacy jak Khelben poszukiwali jej śladów. Jeszcze za czasów Gregora Velena podjęto próby jej odnalezienia i odzyskania, jednak wówczas wmieszał się w to ktoś trzeci. Ktoś na tyle potężny, by postawić na straży demona i to wyższej kategorii. Tym samym uniemożliwił organizacji odzyskanie księgi, lecz zarazem potwierdził jej autentyczność i lokalizację. Dlatego później, za panowania twego ojca, podjęto kolejne, bardziej zdecydowane kroki. Niestety, i tym razem rezultat był daleki od pożądanego.
Odpowiedz
Personą, która się wmieszała był Ammon Jerro, oczywiście. Na ironie losu zakrawał fakt, że protektor księgi okazał się tak naprawdę sprzedajną dziewką, która za cenę swojej wolności, podaruje piczkę każdemu i odda skarby swojego alfonsa. Nie zapominajmy, że przy okazji sprezentuje Ci francę, rzecz jasna na koszt firmy. Informacja ta potwierdziła jedynie tyle, że zarówno Jerro, jak i Mefasm byli wierutnymi głupcami, nie potrafiącymi myśleć perspektywicznie oraz starającymi się ukręcić własny interes poświęcając Velen. Nihil novi, moi drodzy. Za krótkowzroczność i zerową lojalność obaj paskudnie zapłacą, lecz wszystko w swoim czasie.

Dalsza część opowieści ducha była bardziej interesująca. Widział w niej niebywałą okazję do pogrążenia osoby znajdującej się w tej komnacie. Poczuł się w tym momencie niczym lichwiarz, który kątem chciwego oka wyłapał z tłumu żałosną ofiarę i wie, że już niedługo oskubie ją do portek. Nadludzką siłą woli, powstrzymał się przed oblizaniem warg i ukrył błysk w oku, udając poruszonego. - Znaczy... to... to w wyniku knowań Czarnokija mój ojciec został zamordowany?! Przecież trop prowadził wprost do Thay. Poza tym, mój rodziciel miał chyba zerowe pojęcie o księdze, mylę się?
Odpowiedz
Thayańczyk nie odezwał się słowem, jednak wyraz, który zagościł na jego twarzy, świadczył jednoznacznie o bezbrzeżnej satysfakcji z twego "zaskoczenia" poprzednią rewelacją i okazanej w poprzednim pytaniu niewiedzy. Tymczasem drugi z indagowanych pozostawał bardziej rozmowny.
- Nie jest mi znana wiedza twego ojca o księdze. Jeśli nawet nie posiadał takowej, musiał wiedzieć coś o tajemnych komnatach pod zamkiem, a pewnikiem i o ich strażniku. Wcześniej nie miałem powodów interesować się tymi sprawami, dlatego też teraz, gdy w perspektywie pojawiła się podróż do Velen, w wyniku czego otrzymałem swe zadanie, dowiedziałem się tylko tyle, na ile pozwolił mi szczątkowy czas i niedogodne okoliczności. Bez wątpienia jednak tropy prowadziły tam, gdzie miały prowadzić. W przeciwnym razie powzięcie kolejnej, skutecznej próby nie mogłoby mieć szans powodzenia. Zła sława Czerwonych Magów i ich naturalna skłonność do mieszania się w tego typu sprawy, były na pewno bardzo użyteczną zasłoną dla prawdy. Choć niewykluczone, że za sprawą sił, o których sami nie do końca wiedzieli, również wzięli bardziej bezpośredni udział w zamachu na twego ojca.
Słuchając słów zjawy Mefasm uśmiechnął się kwaśno.
- Ach, polityka... Czuję się prawie jak w domu.
Odpowiedz
Całość trzymała się kupy. Całkiem dobrze to rozegrali. Magokracja z Thay zawsze uważała się za arcymistrzów spisków, lecz jej reputacja mocno ostatnio podupadła i obecnie ledwo utrzymywała się w pierwszej lidze graczy. Zulkirowie byli zbyt pyszni, aby przyznać, że często są pionkami w cudzej grze i zachowują się niczym dzieci błądzące we mgle, a mnóstwo z ich własnych planów została zainicjowana przez takiego Czarnokija czy Wysokiego Lorda z Twierdzy Zhentil.

Co do jego ojca, to choć żywił do niego jakieś uczucia, to nie tak silne jak okazywał to ogółowi. Tak naprawdę to nie znał dobrze ani jego samego, ani jego planów. Było jednak wysoce wątpliwe, że żywił większe zainteresowanie poza małostkowymi przyjemnościami i niezbyt wysublimowanymi uszczypliwościami wobec wrogich rodów. Był raczej cichy, nieśmiały, chciałoby się nawet stwierdzić, iż niewidzialny. Matka nie czuła wobec niego specjalnego respektu, babka go nienawidziła. Zmarł młodo i nie zasmakowała zbyt wiele z życia. Może i lepiej, że pożegnał się z nim tak młodo? Teraz jedynie by zawadzał. Jednak taki stan rzeczy nie nadaje się na odpowiednie casus belli do pogromów nieludzi czy zakulisowej wojny z Harfiarzami i Czerwonymi Magami, których wpływy szybko rosły na zgliszczach powojennego Tethyru, nieprawdaż? Z każdej tragedii można wyciągnąć soczyste frukta.

Oczywistym było, że Koell i jego mała kurewka miały zagrać w tym spektaklu rolę kozła ofiarnego, podobną do elfiego sługusa. Głupkowaty uśmieszek zamiast ponurej powagi jeno potwierdzał, że facet idealnie nadawał się do tej roli. Praworządne Ptysie Od Harfy musiały przecież mieć czyste ręce i zawsze pachnieć fiołkami. W końcu byli ponad zimnokrwiste zabójstwa neutralnych lordów i nieświadomych cywilów. Ot, typowa dwulicowość oraz zakłamanie Harfiarzy.

- Dobrze... Przyjmijmy, że wykiwałbyś mnie i zgarnąłbyś księgę. Co uczyniłbyś dalej... kontakty, dziuple, tajemne uściski rąk. Chcę wiedzieć wszystko.
Odpowiedz
← Sesja FR

Sesja Tokara - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...