Sesja Tokara

- Będzie jak każesz, panie. - potwierdził Eskel, kłaniając się krótko. Następnie, przywołując wzrokiem kapłanów, poprowadził cię do wierzchowców, którymi najwyraźniej przyjechała część waszych żołnierzy witających delegację Alkhatli. Nie chcąc tracić więcej czasu ruszyliście możliwie szybko w stronę zamku. Gdy dotarliście na miejsce, już na dziedzińcu, kiedy zsiadałeś z konia, podszedł do ciebie jeden z zakonników, przekazując informację, iż jesteś proszony do "sali przesłuchań". Udałeś się tam wraz z Eskelem, z niejakim zaciekawieniem słuchając panującej wokół ciszy, która w zagadkowy sposób zastąpiła krzyki, wrzaski i jęki zwyczajowo dobiegające z "Cukierni" podczas przesłuchań.
Gdy zszedłeś do lochu po wąskich, stromych schodach, zobaczyłeś dwóch kapłanów, Słodyczka i towarzyszkę Koella, przywiązaną łańcuchami za nadgarstki i kostki tak, że wisiała w połowie odległości między podłogą a sufitem w mocno naprężonych kajdanach. Zwisała w pełni swych naturalnych i, jak nie mogłeś nie przyznać, wielce interesujących wdzięków, lecz - co ważniejsze - w pełni nieprzytomna. Szybki rzut wprawnego oka wystarczył, by wykluczyć zaloty Słodyczka jako przyczynę tego stanu. Dostrzegłeś parę siniaków, kilka nacięć, niewielki ślad po przypaleniu - nic, co mogło doprowadzić kobietę, która nie dawno tak wprawnie mordowała twoich strażników, do zupełnej bezwładności.

Zachowanie twego mistrza małodobrego potwierdzało te spostrzeżenia.
- Mamy problem. Rzekłbym wręcz, anomalię, proszę Waszej Lordowskiej Mości. - zachrypiał kat, drapiąc się po potężnym zaroście swym ulubionym nożem do filetowania, z wyrazem bezbrzeżnego zadumania na swej zakazanej gębie. - Spotkanie rozpoczęło się zgodnie z wszelkimi prawidłami sztuki: ostrożnie, delikatnie, bez przesadnej intymności. Do rzeczy brałem się chybko, bo braciszkowie treściwie opisali cóż to za białogłowa, pewien zatem byłem, że zechcecie usłyszeć co tam wyśpiewa jak tylko skończycie tańce z jej kamratami. Było więc trochę obelg, krzyków, gróźb, kilka uprzejmych odpowiedzi z mojej strony, aż tu nagle, bez żadnej przyczyny, dzierlatka fik - mdleje. Ja żem zgłupiał jak kiep, braciszkowie coś zabełkotali o jakowejś anomalyji magicznej, ale zarzekają się, że to żadna im znana sztuczka nie zadziałała. I widzicie, Lordowska Wasza Mać, począłem cucić. Wprzódy jako mąż chowany z niewiastą powinien, potem perswazyjnej nieco - nic. Potem tak, jakby martwego obudziło - takoż. A najdziwniejsze, że tętno jest, oddech również, choć płytki, ciało ciepłe, choć trochę jak we wczesnej febrze, lecz wszystko wygląda, że żywa... - przerzucił i złapał nóż kuglarskim ruchem drugą ręką i zaczął drapać się za przeciwnym uchem, ale tylko wzruszył ramionami.
Odpowiedz
- Kurwa, Słodki. Chciałem mieć ją żywą i przytomną. To przecież nie było takie trudne... Wypełnienie połowy moich zaleceń mnie nie satysfakcjonuję.- westchnął i pokręcił z niedowierzaniem głową. Nie miał już siły krzyczeć na swoich ludzi. - Nie łyknęła czasem jakiegoś świństwa? Przeszukaliście ją DOKŁADNIE? - ostro zaznaczył, gdyż miał w pamięci numer z elfem i jego zwojem. Skoro wtedy pominęli takie miejsce, to równie dobrze mogli zapomnieć o sprawdzeniu uzębienia. Jedna sztuczna proteza z ukrytym specyfikiem i pyk! Wszystkie informacje zostały wymazane.Na jego twarzy pojawił się grymas, będący mieszaniną irytacji i braku zaskoczenia. Choć po prawdzie mógł się czegoś takiego spodziewać. Czerwoni Magowie i ich pierdolone szpiegowskie sztuczki.

Kopnął z bezsilności drewniany kubeł z zimną wodą, jakby liczył, że źródlana ciecz zmyje smród porażki unoszący się w tym pokoju. - Kurwa, jak to "nagle fiknęła"? Co to za określenie? Czy zapadła w jakąś formę śpiączki czy kompletnie zeżarło jej mózg i nie ma na tym polu żadnej aktywności? Bądź dokładny.
Odpowiedz
Grubas spojrzał na ciebie z wyraźnym wyrzutem.
- Mój Lordowski Mościu, jestem p r o f e s y j o n a l i s t ą. Kiedy ostatnio widzieliście, żeby mi klient zszedł zanim mu pozwolę? Hę? Może nigdy? No właśnie. - zrobił jeszcze bardziej nadąsaną minę. - Ta tutaj żywi, mówię przecież wyraźnie. Oddech, tętno, podstawowe odruchy. Układ nerwowy działa, tak jak wszystko inne, i jak wszystko inne z dziwnym opóźnieniem. Stupor jaki, jakby spadła z konia w galopie albo w łeb oberwała obuchem. Jeśli żeście jej nie poturbowali w walce tak, że po kilku chwilach dopiero mózg krew zalała, co się zdarzyć czasem może, to już pytajcie swoich magików, ki czort mi ją tak odłączył od przyjęcia. - spojrzał na zakonników, zakładając ręce na potężnej piersi.
Ci spojrzeli po sobie.
- Milordzie, nie wiemy jakie zaklęcie mogło spowodować taki stan. Ośmielę się stwierdzić, że żadne zaklęcie o uporządkowanej strukturze... Raczej jakieś wyładowanie energii, skumulowanej gdzie indziej. Ale gdzie i jakiej nie jesteśmy w stanie stwierdzić, to stało się nagle, dość niespodziewanie... Może brat Jedit albo... Inny, wprawniejszy mag, zdoła rzecz i zdziałać więcej...
Za sobą usłyszałeś westchnięcie Eskela.
- Magowie...
Odpowiedz
Nie miał ochoty wyżywać się na Mquiście ani argumentować, że generalnie spieprzył robotę. W sumie nigdy nie podważył położonego w niego zaufania i zawsze wypełniał polecenia co do joty, a nawet czasem robił za jego osobistego cudotwórcę, gdy trzeba było błyskawicznie wyciągnąć informację od szczególnie opornych jednostek. Pewnie chciał to ukryć, ale mordercza laseczka z Thay go zaskoczyła i była ponad jego olbrzymie możliwości. Takiej reakcji organizmu przez całe lata swojej kariery nie widział nigdy i teraz ta niepewność trawiła go od środka. Clovis był przekonany, że jego kat niedługo zajrzy do zakonnej biblioteki, aby przestudiować rozliczne pozycje w poszukiwaniu elementu, który przeoczył. Nie mówiąc już, że będzie błagał na kolanach o ten okaz do swojej kolekcji. Mquis należał niewątpliwie do natchnionych artystów w dziedzinie anatomii i medycyny, ale jak każdy mistrz miał kilka swoich odchyłów. Jednym z nich było zachowywanie się niczym napuszone i rozpieszczone dziecko, gdy coś go przerastało. "Słodki" był mu potrzebny, więc nie zamierzał ciągnąć tej dyskusji, aby potem tracić czas na jego fochy. Pierdoleni artyści...

- Dobra, to wołać po Jeditta albo jakiegoś zaufanego magika, który potrafi grzebać w umyśle. Całego dnia nie mam. - Powiedział przez zaciśnięte zęby. W związku ze swoją restrykcyjną polityką, takich ludzi posiadał niewielu, lecz Jeditt lub jakiś sprzedajny magik z którejś kompanii najemników mógł posiadać wiedzę, jak ocucić lub przynajmniej dostać się do mózgu tej szmaty. W końcu "Słodyczek" ustalił, że ten organ działa bez zarzutu.
Odpowiedz
Trzej kapłani skoczyli wypełniać polecenie tak szybko, że niemal wpadli na siebie na schodach. Najszybszy zniknął zaraz potem, podczas gdy wy zostaliście w katowni pełnej koszmarnych sprzętów, narzędzi, kamieni przesiąkniętych zmywaną wielokrotnie krwią i obecnie panującym tu, niezręcznym milczeniem. Widziałeś ukradkowe spojrzenia, które kat posyłał bezwolnej ofierze, do spółki z zagryzanymi raz po raz wargami. Niemal słyszałeś szelest setek stron, wertowanych teraz jedna po drugiej w jego pełnej odrażającej wiedzy głowie. Czekanie przeciągnęło się do czasu, w którym zdążyłeś naliczyć dziesięć chrząknięć Eskela oraz 274 kamienie, którymi wyłożone były ściany, podłoga i sufit "cukierni".
Szelest płaszcza oznajmił przybycie Jedita. Ten bez słowa podszedł bezpośrednio do sprawy - obszedł wokoło nieprzytomną kobietę, oglądając ją uważnie od góry do dołu. Po trzech takich kółkach wyciągnął ręce tak, jakby zamierzał chwycić delikatnie w dłonie jej głowę - dość groteskowo-romantyczny gest, zważywszy na okoliczności i wszystkich zebranych. Zakonnik trwał w takiej dziwnej pozycji przez dobre trzydzieści sekund, pochyliwszy głowę i z zamkniętymi oczami. Zdawało się, że szepcze jej coś do ucha, choć równie dobrze mogły być to słowa jakiegoś zaklęcia.
Jedit otworzył oczy, uniósł głowę, opuścił ręce. Westchnął.
- Kiedy dokładnie się to stało? - rzucił w przestrzeń, trąc dłonią brodę.
Pozostałe Meduzy spojrzały po sobie.
- Trudno powiedzieć, bracie... Wkrótce potem, jak ją tu przywiedliśmy...
- Więcej niż dziesięć minut po walce przed bramą? - zapytał ostrzej, spoglądając bezpośrednio na nich.
- Więcej. Ze dwadzieścia.
- Czy przed tą dziwną sensacją, o której wspominaliście, że poprzedziła to omdlenie, czuliście jakieś silne zaklęcia?
- Tak, wkrótce przed tym. W sumie... mogło być to nawet jednocześnie.

Kapitan pokiwał głową, jakby potwierdzając swój domysł. Podszedł do ciebie.
- Jeszcze podczas pozorowanego ataku na statek delegacji, bracia wyczuli, że między Koellem a jego dziwką istnieje jakaś dziwna więź. Później i ja odniosłem takie wrażenie, ale nie umiem tego dokładnie zidentyfikować. Koell był prawą ręką zuklira zauroczeń, prawdopodobnie chodzi więc o zaklęcia bardzo specjalistyczne i zastrzeżone, do których niestety nie mam dostępu. Przypuszczam, że śmierć Koella, która, jak wynika z relacji braci, pokrywa się z jej utratą świadomości, musiała wywrzeć na nią jakiś magiczny wpływ. Nie na tyle, by ją zabić, lecz wystarczająco, by doprowadzić do tego stanu. Na myśl przychodzą mi tylko dwie osoby, które mogą zrobić z tym więcej, niż ja, bez tak dużego ryzyka popełnienia błędu - nasz oziębły przyjaciel w podziemiach i jego równie serdeczny nieprzyjaciel, z którym niedawno Wasza Lordowska Mość rozmawiał przed bramą, dla odmiany od prób pozbawienia Was życia.
Odpowiedz
Niech zatem będzie. Niczym wprawny kupiec będzie starał się ugrać na konflikcie Mefasma i Jerro jak najwięcej korzyści, umiejętnie podsycając ich wzajemną nienawiść oraz wykazując dobrą wolę w odpowiednich momentach, dopóki nie przyjdzie czas, aby wybrać jedną ze stron. Kiedy miał na myśli wybór, zawsze chodziło mu o Velen. Resztę niech trawią płomienie.

- Szkoda, że informujesz mnie o tym dopiero teraz. Gdybym miał choć najmniejsze podejrzenie o jakiejś specyficznej więzi, to może oszczędziłbym nędzny żywot tego głupca do czasu uzyskania odpowiednich danych i wykorzystania ich do szczętu. - Stwierdził spokojnie. - Jak widać pewnych problemów nie da się uniknąć...- Zastanawiał się nad następnym ruchem na tym polu. W cukierni panowała nabożna cisza, okraszona aurą niecierpliwego wyczekiwania na decyzję lorda. Eskel zdążył w tym czasie chrząknąć kolejne dwa razy i nerwowo pokręcić szyją. Natomiast "Słodyczek" wydawał się być z siebie wyraźnie zadowolony, że początkowo postawił słuszną diagnozę i z kiepsko skrywanym uśmiechem samozachwytu na ustach, dłubał stalowym ostrzem w swoich paznokciach. Kapitan jak zwykle, był wyprostowany i lodowaty niczym głaz, spokojnie wyczekując rozkazów.

- Skontaktuj się z naszym wytatuowanym przyjacielem. Koniec końców, winny jest nam pewien gest przyjaźni za nieporozumienia z przeszłości. Spotkanie w tym samym miejscu, o tej samej porze. Ubierzcie tę dziewczynę i zapakujcie ją do jakiegoś wozu, aby ludzie nie nabrali podejrzeń. Na wszelki wypadek podejmijcie środki ostrożności, gdyby nasza dziewuszka nam "odfiknęła". - Wzruszył ramionami i rzekł zdawkowo. - W tym momencie nic tutaj po nas, idziemy do tej drugiej suki.
Odpowiedz
Po wydaniu rozkazów ruszyłeś do komnaty, w której ostatnio widziałeś kobietę. Przed jej drzwiami wartę pełniło dwóch strażników.
- Jakieś problemy? - zapytał Jedit.
- Nie, bracie. Zdaje się dosyć oszołomiona sytuacją, chyba nie do końca rozumie, co się wokół niej dzieje.
- Zaraz się przekonamy. Otwierać.

Drzwi otworzyły się, ukazując wnętrze komnaty, w której zobaczyłeś siedzącą na łóżku wysłanniczkę wezyra.
Odpowiedz
Niemoc południowej wysłanniczki zarówno dodawała pikanterii całej sprawie, jak i była niemożebnie zaskakująca. Oczywiście, miał bardzo niskie mniemanie o tym całym poselstwie i według niego pomysł z sojuszem manshakańskim okazał się jedną wielką harfiarską błazenadą, która miała przykryć kolejną próbę sprzątnięcia księgi. Jednak widok roztrzęsionej dziewki przytłoczonej sytuacją, w jakiej się znalazła, o ile nie był jej naturalnym mechanizmem obronnym, nie był zbyt miły. W końcu dyplomatka południowych krain powinna być zaznajomiona z brudnymi schematami wielkiej polityki, nieprawdaż? Nie da się ukryć, że ponętna, ale niewtajemniczona i głupiutka kocica była znacznie mniej chodliwym towarem niźli szlachetnej krwi ambasadorka znająca często kompromitujące sekrety Artuoka Fanzira. Czyżby wezyr intencjonalnie skazał na pożarcie tę sukę? Pozbył się tej osoby niczym starego kundla, który jedynie smrodził wokoło, zawadzał i zawstydzał właściciela? Jeżeli tak faktycznie było, to panienka była jedynie piękną buźką, która znalazła się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. To byłby kolejny cierpki fakt, jaki przyniosło to poselstwo.

Rozsiadł się swobodnie na antycznym fotelu, który pamiętał jeszcze szalone czasy pomylonego lorda Velena. Wyciągnął z cholewy buta magiczny sztylet, towarzyszący mu podczas pościgu w lochach - Piękny prawda? Ostrze jest idealne wyważone, a jego kunsztowne zdobienia z pewnością wymagały setek godzin żmudnej pracy. Nie mówiąc już o jego wielkiej mocy, potrafiącej przebijać najpotężniejsze bariery magiczne. Trzeba przyznać, że elf, który go stworzył włożył w niego całą swoją duszę i może nawet uznał sztylet za dzieło swego życia. Jestem przekonany, że pragnął, aby jego wytwór dokonywał wielkich rzeczy. Obalał monarchów, wydzierał ostatni dech z serca wielkich kochanków lub smakował tętniczej krwi wpływowych i otłuszczonych lordów. Natomiast ja... - wykonał gest dłonią w kierunku kapitana. Ten błyskawicznie zrozumiał sygnał i zręcznie rzucił mu pomarańczę pyszniącą się na srebrnej wazie -...zazwyczaj używam go do otwierania listów i obierania cytrusów.

Zaczął powoli obdzierać ze skórki soczysty owoc. - Bo widzi Pani, los każdego przedmiotu zależy od jego posiadacza. Choćby nie wiem jak znakomicie stworzony i zjawiskowy, jeżeli jego użycie dąży do osiągnięcia istotnych dla właściciela celów, ten zdecyduje się nawet na jego prozaiczne wykorzystanie czy poświęcenie. Byle tylko spełnić swoje elementarne zachcianki. Tym sztyletem jest Pani. - uśmiechnął się półgębkiem i uczynił ironiczny ukłon w jej stronę - Została Pani wykorzystana i poświęcona przez swojego ukochanego władcę, aby osiągnąć jego enigmatyczne cele. Nie ma w tym nic nowego ani zdrożnego, bo takie są koleje losu, lecz problem w tym, że jestem cholernie ciekawskim typem i zżera mnie zainteresowanie, jakich efektów oczekiwał wezyr Fanzir od tego "poselstwa". - Wziął kawałek owocu do ust i powoli rozkoszował się chwilą. - Proszę się dobrze zastanowić, bo od tego, co łaskawa panienka zaraz powie, zależy jej dalsza dola. Podpowiem, że zależy mi na prawdzie.
Odpowiedz
Khadijah zacisnęła dłonie w piąstki i lekko szurnęła pantoflem o zakurzoną posadzkę. Zwęziła powieki i nieco zmarszczyła czoło, powodując pojawienie się dwóch falowanych linii pod grzywą włosów.
- Jaką mogę mieć pewność, że słowa, które wypowiem, zostaną uznane przez lorda za prawdę? Proszę zrozumieć, swoje życie cenię wysoko i nie chciałabym być ofiarą przypadkowego nieporozumienia. Rozumie Wasza Lordowska Mość, że byłaby to śmierć tragikomiczna, a sama nigdy nie lubiłam tego typu treści, a cóż dopiero zostać jedną z jej bohaterów.
Dziewczyna próbowała utrzymać werwę i nie okazywać wielkiego przerażenia, co raczej jej się nie udawało, zważywszy na coraz wilgotniejsze dłonie i coraz to bardziej nerwowe zaciskanie dłoni.
Odpowiedz
[Graj muzyko!]

Beznamiętnie odłożył pomarańczę na antyczny mahoniowy stolik stojący nieopodal. Nieśpiesznie wytarł dłoń o wams, jakby oprócz lepkiego soku chciał się pozbyć słodkiego zapachu oraz specyficznego ciepła, które nierozerwalnie było połączone z owocem i bezczelnie śmiało przylgnąć do jego palców. Jego rysy twarzy stały się nagle ostre niczym zimowy mróz, a błękitne oczy, wcześniej pogodne oraz pełne życia, błyskawicznie utraciły skłonność do krotochwil. Były oknami hardej duszy, wyrażającymi potęgę i bezgraniczną siłę woli - każdy, kto spotkał się w tej chwili z tym wzorkiem nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jego serce przekłuwa lodowaty sopel.

- Obawiam się, że żadnej. Nieświadomie stałaś się zwykłym pionkiem w bezlitosnej rozgrywce, której finał zmieni kształt okolicznych krain. Przykro mi, ale nie masz wielkiego wyjścia. Możesz nadal próbować zgrywać napuszoną i głupią szlachciankę, co doprowadzi do twojego ostatecznego, bardzo przykrego upadku albo... współpracować. Licząc, że potencjał lub wiedza, jaką posiadasz będzie wystarczająco przydatna oraz warta zachowania ciebie w dalszej grze. Szczęśliwie, należę do ludzi z otwartym umysłem i w przeciwieństwie do lwiej części paniątek doskonale zdaje sobie sprawę, iż niepozorny pionek potrafi być o wiele bardziej przydatny niż znaczniejsze figury. - W tym momencie zrobił pauzę i po krótkiej chwili dodał. - Takie jak świętej pamięci Jaafar, który w ostateczności okazał się kundlem na usługach chłopców od harfy oraz inny nieodżałowany gość, mistrz Koell, złodziejski posługacz zulkirów. Zatem pytam i żądam zwięzłej odpowiedzi. Jakich efektów oczekiwał wezyr Fanzir od tego "poselstwa"? Bo jeżeli chodziło o naplucie na wszystkie uświęcone prawa gościnności, zimnokrwiste morderstwo kilku zakonników kapitana Jeditta i nieudaną próbę włamania do mojego skarbca, to z pewnością mu się ta sztuka udała. - Odwrócił w jej stronę poparzony profil - Chyba, że chodziło mu jedynie o korektę w moim wyglądzie.
Odpowiedz
Na widok nadpalonej tkanki dziewczyna nieco się obruszyła, zwężając powieki i przekręcając głowę na bok. Wciągnęła powietrze nozdrzami i powiedziała:
- Dobrze więc, widząc, że nie mam innego wyboru niż zdradzenie celów delegacji, wyjaśnię przyczyny naszego przybycia. Poselstwo wysłane przez Wielkiego Fanzira związane było wyłącznie z rodzimym konfliktem ludu piasków. Manshaka i Calimport to dwie, skąpane w słońcu metropolie, których władza ma niepoślednie znaczenie w południowych krainach. By uzyskać znaczną przewagę nad Calimportem, zwłaszcza w sferze handlu morskiego, prawowity władca Manshaki uplótł sprytny plan wykorzystania twoich sił okrętowych, milordzie. Veleńska marynarka nie od dziś znana jest ze swego kunsztu i finezji, jeśli chodzi o opływanie morskich toni. Tego rodzaju zdolności miały zostać wykorzystane do blokady bądź nawet zniszczenia najbliższych transportów morskich tych calimportowych psów. Decyzja o tak rychłym wyruszeniu w podróż spowodowana była nagłym atakiem na wezyrskie włości, do którego przyczynił się prawdopodobnie Calimport.
Khadijah zrobiła krótką pauzę, by wziąć odpowiedni oddech.
- Jeśli natomiast chodzi o Jaafara, był on długoletnim, zaufanym doradcą Manshaki i nic mi nie wiadomo, by przynależał do Harfiarzy. Fanzir nigdy nie słuchałby jego rad, wiedząc o jego przynależności. Ci... harfiarze nie cieszą się zbyt dobrą opinią wśród ludów południa, wprowadzając zamęt w calimshańskiej tradycji sprawowania władzy. Dlatego też sądzę, że zarówno mi, jak i Słońcu Słońc, Wielkiemu Wezyrowi Fanzirowi, zakryto oczy woalem kłamstw i półsłówek. W sprawie thayanskiego lisa nie mam nic do powiedzenia - nie znam jego motywów i celów. Miał być on wyłącznie częścią delegacji z powodów politycznych na rzecz przyszłej współpracy z zulkirami.
Odpowiedz
Prychnął wyraźnie nieukontentowany. Po cichu liczył na jakieś smakowite informacje o spisku wymierzonym w jego stronę, ale jego wcześniejsze podejrzenia okazywały się prawdziwe. Wątpił, aby dziewucha mydliła mu oczy. Zwyczajnie, znalazła się ona w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie, zmuszona do przeżycia w grze, która jest ponad jej siły czy umiejętności.

- Powiedzmy, że ci wierzę. Zdradź mi zatem, dlaczego miałbym pomagać jakiemuś piaskowemu lordowi i angażować się w jego przaśne wojenki, skoro nie potrafił wykryć wrogiego agenta wśród swoich najbliższych doradców, natomiast cała delegacja dyplomatyczna jest prawdziwym policzkiem dla mnie? Powiedziałbym, że jesteście szpiegami króla, którzy mieli odciągnąć moją uwagę od spraw wojennych, gdyby nie pokaz nieudolności, jaki zaprezentowali twoi przyjaciele - położył wyraźny akcent na tym ostatnim słowie. - Droga Pani, jestem handlowcem i nie widzę zysku, aby wchodzić z wami w układy - wzruszył ramionami.
Odpowiedz
- Skoro nie ma chęci dalszej współpracy, dalsze przebywanie manshackiego poselstwa na veleńskich ziemiach jest bezcelowe. Udam się w takim razie do portu, by niezwłocznie powrócić do macierzy.
Stwierdziła z przekąsem kobieta, co powiedziawszy, z werwą ruszyła ku drzwiom z miną godną niejednej szlachcianki. Naiwność tego posunięcia zaskoczyła cię na tyle, że nie zdążyłeś powstrzymać pojawiającego się na twej twarzy uśmiechu rozbawienia, który poszerzył się tym mocniej, gdy Khadijah w drzwiach wpadła na wchodzącego do komnaty kolejnego z mnichów. Ten, odsuwając ją mechanicznie i zamykając za sobą drzwi, podszedł wprost do ciebie i skłoniwszy się oznajmił zdyszanym głosem.
- Wasza Lordowska Mość... Ruszyli. Jeśli wiatr się nie zmieni, będą tu przed jutrzejszym księżycem. - wyrzucił z siebie szybko, podając ci coś, co wyglądało na wyjątkowo sfatygowany strzępek pożółkłego płótna, na którym ktoś równie niedbale nakreślił kilka zdań. Opatrzonych dobrze znanym ci podpisem w postaci inicjałów Meredrina More'a
Odpowiedz
Ponura rzeczywistość szybko zmieniła słodki smak rozbawienia i pewności siebie, na coś zdecydowanie bardziej podlejszego. Ze srogim grymasem na twarzy spojrzał na pognieciony i wilgotny od potu karteluch, który przyniósł mu zakonnik. Moore, oby wieści nie były tak fatalne, na jakie wyglądają. Sroga Umberlee, daj mi jeszcze trochę czasu.
Odpowiedz
"Ruszyli dziś o zmierzchaniu. 22 jednostki o różnym kabotażu, w tym 13 okrętów wojennych. Pełne stany osobowe na przynajmniej połowie, 4 flagowe jednostki klasy 'Płonącej Róży'. Przewiduję, że dopłyną w ciągu doby, atak obstawiam na północ, celem zaskoczenia. Możliwy atak magiczny, jednak brak wiarygodnych doniesień. Pytajcie magików, czy potrafią odwracać wiatry. Jeśli W.L.M zamierza zrobić coś ze zdrajcą, niech robi to teraz. Dotrzemy najprędzej o świcie po nocnym ataku, dotąd brak kontaktu."
Przeczytałeś notkę dwa razy. W zamyśleniu obracałeś ją w rękach, dzięki czemu dostrzegłeś nabazgrane na odwrocie w jeszcze większym pośpiechu:
"Powodzenia"
Odpowiedz
Skinął w zamyśleniu, jakby przekonywał samego siebie, że czas przygotowań i patyczkowania się skończył, a co za tym idzie, należy wdrożyć kolejny etap planu obrony jego włości. Zgniótł kartkę papieru i wyrzucił przez okno, prosto w fale dziwnie spokojnego morza. - Tanio skóry nie sprzedam, kurwi synu, to tobie solennie przyrzekam. - Wstał pełen werwy i determinacji, jakby chciał dodać otuchy grupce, która znajdowała się w pokoju i z pewnością była zaniepokojona reakcją posłańca. Kiedy wszystko się skończy, będzie musiał pogadać z kapitanem o tym, jak powinna wyglądać etykieta podczas wręczania wiadomości. Na Umberlee, przecież tutaj są osoby postronne. Gdzie się podział ten cholerny słynny chłód Zakonu Meduzy? Nie świadczyło to wspaniale o morale.

- Panie Jedit, rozpoczynamy operację "Karmazynowy przypływ", kod czerwony, wszyscy nasi ludzie mają być w pełni gotowości. Proszę koniecznie przekazać Eskelowi, aby oddziały umieszczone w leprozoriach były w pełni zaopatrzone w broń i świadome swoich wytycznych. - uśmiechnął się po nosem. Król miał wkrótce się przekonać, że miasto strawione plagą, było tak naprawdę szpetnym fortelem, a jego doborowe oddziały czeka ciężka walka ze zdeterminowanym i w pełni zdrowym przeciwnikiem. - Jutro z samego rana omówimy taktykę bitwy, zaraz po tym jak rozprawimy się z naszym mały ptaszkiem, który śmiał sobie uwić plugawe gniazdko w mojej flocie.

Spojrzał na ambasadorkę hardym wzrokiem, w którym mogła być ukryta zarówno grzeszna obietnica, jak i ponura groźba. - Czy to na pewno twoje ostateczne oficjalne stanowisko, droga pani? Jak widzisz trochę mi śpieszno, mam wojnę do wygrania. Stąd też, nie mam czasu na zwyczajową kurtuazję, zabawę w podcieranie nosa i wysłuchiwanie żalów rozhisteryzowanej panny, która nie potrafi przedstawić mi konkretnej oferty. To wszystko, co masz mi do powiedzenia?
Odpowiedz
- Zdecydowanie. Wymuszaniem na mnie zdrady, nic lordowska mość nie wskóra. Jako poseł Manshaki jestem zobligowana przez lud, by wiernie reprezentować jego oczekiwania, a zdrada z pewnością do nich nie należy. Tak... To moje ostateczne zdanie. - Ostatnie zdanie wypowiedziała znacznie spokojniej. - Pozwolę sobie jednak wspomnieć, że atak na dyplomatę wezyra Fanzira jest równoznaczne z wypowiedzeniem jemu wojny... Nie tylko zbrojnej, ale i gospodarczej.
Mimo ogólnego nastroju i wydanych przez ciebie dopiero rozkazów, Jeditt nie wytrzymał. Parsknął głośno, nie kryjąc rozbawienia i niedowierzania.
- Zdaje mi się, że błędnie interpretuje pani pewne słowa i fakty, aczkolwiek nie wyznaje się na dyplomacji. Wyznaję się jednak na moich obowiązkach, a do tych należy, by nikt nie groził memu lordowi, zwłaszcza w przytomności mojej i moich podwładnych.
Odpowiedz
Złożył ręce w geście modlitewnym i przyłożył je do ust, tak jakby to miało zakryć wilczy uśmiech oraz uciszyć delikatny chichot, który wywołała reakcja panny. Doskonale wiedział, że kobieta nie może mu nic zaoferować w tym przypadku, pomijając fakt totalnej aneksji jej krainy na rzecz Velenu, a to byłoby równoznaczne ze zdradą stanu. Długo zastanawiał się nad tym, co ten stary głupiec widział w tej panience, lecz drobiazgowa analiza wykazała, że oprócz ciała i nienagannej etykiety, nie stanowiła ona większego zagrożenia dla bandy morderczych zakonników. Widocznie Fanzir konstatował, iż sama dyplomacja wystarczy, natomiast Jaafar wystarczy w roli ochroniarza. Cóż, przeliczył się.

- Daj pokój, bracie Jeditt. Taka olbrzymia lojalność względem swojego seniora jest we współczesnych krainach niespotykaną rzadkością, więc nie powinniśmy piętnować tego zachowania, lecz chwalić je tak mocno jak kochamy naszą potężną Umberlee i sławimy jej imię - kończąc zdanie opuścił głowę w geście szacunku dla Suczej Królowej, to samo w mig uczynili pozostali bracia. Następnie podszedł spokojnie do ambasadorki i ujął delikatnie jej dłoń, co najpewniej ją zszokowało. - Jestem pod autentycznym wrażeniem, naprawdę. Żałuję, że kapryśna Tymora zgotowała nam spotkanie w takich okolicznościach i połączyła nasze losy w tak podły sposób - ucałował jej dłoń z nabożnym szacunkiem. Tak pozornie pięknie i szczerze, iż mistrzowie etykiety z Waterdeep zapialiby z zachwytu.

Odszedł kilka kroków i westchnął mocno. - Tym bardziej szkoda, że muszę w tak paskudny sposób Panią wykorzystać. Mam nadzieję, że to kiedyś zrozumiesz... racja stanu i polityka są niesamowicie wymagającymi kochankami. - Całe ciepło błyskawicznie wyparowało z jego twarzy, a na jego miejscu pojawił się charakterystyczny chłód. Każdy, kto na niego w tym momencie patrzył, mógłby przyrzec, że temperatura w komnacie nagle spadła o dobrych kilka stopni. - Khadijah z Manshaki. Jesteś aresztowana za czynny udział w spisku mającym na celu zamordowanie Lorda Gubernatora Okręgu Veleńskiego, szpiegostwo oraz usiłowanie kradzieży artefaktów, będących pod pieczą skarbca dworu Miilvuthan. Dodatkowo, za zaplanowanie zimnokrwistych morderstw pięciu zakonników i okaleczenie dwunastu kolejnych. Tego typu czyny są karane tutaj śmiercią lub, jeżeli zrzekniesz się heretyckiej wiary i postanowisz oddać swoją duszę Umberlee, trwałym okaleczeniem oraz niewolniczą pracą do końca swoich dni. Dopuszczając się serii tak bestialskich czynów tudzież plując na wszystkie prawa gościnności, w oczach krain, szlachty oraz bogów, tracisz immunitet ambasadorski. Dość gadania... wtrącić ją do lochów! - Skinął w stronę zakonników, aby uczynili swoją powinność. Zwrócił się do Jeditta. - Tylko włos ma jej z głowy nie spaść i mają jej pilnować Twoi najlepsi ludzie. Jeżeli nasz kolejny specjalny gość ucieknie lub sobie "fiknie"...- postanowił wykorzystać jakże fachową terminologię "Słodyczka" -...odpowiesz za to gardłem. Resztę jej orszaku możesz wyciąć w pień.

Poczekał aż kapitan wykona swoją robotę i panienka zostanie odprowadzona do lochów, kończąc tę całą farsę z poselstwem. Oczywiście, nie zamierzał jej zabijać, torturować czy wyłupywać oczu. Taki piękny klejnot oraz użyteczny pionek? Totalną głupotą byłoby wyrzucać go na gnój. Prawdę powiedziawszy, domyślił się, że nic nie wyjdzie z tego paktowania i trzeba przygotować fundamenty pod "Plan B". Jemu nic było po tej całej Khadijah, ale Calimportowi? Och... z pewnością wzbudzi ich zainteresowanie. Sułtan był takim samym kupcem jak on. Gówno go obchodził czy Velen upadnie, czy też król Tethyru zawiśnie na suchej gałęzi. Liczył się tylko zysk, a w konsekwencji - potęga. W tej chwili więcej mógł ugrać na współpracy z monarchą, lecz jeżeli pojawiłaby się lepsza oferta... Cóż, zawsze można zmienić zdanie i strony konfliktu. Nie było to niczym zaskakującym na wojnie, gdzie nie istnieją zasady.

Czasu było jednak niewiele, kruki nie wchodziły w grę. Tutaj potrzebna była magia. Zastanawiał się, jak błyskawicznie można byłoby skontaktować się z władcami Calimportu i złożyć im słodką propozycję, którą ciężko byłoby odrzucić. [Tak, to pytanie do Pana, Panie Wiktulu. Nie chcę tworzyć tutaj dodatkowych mitów czy jeszcze mocniej mieszać w kanonie ]
Odpowiedz
[Cóż, zważywszy fakt, że potłukłeś nastrojone na tamten obszar magiczne zwierciadło, czyli Jafaara, który pewnie byłby w stanie skołować ci na miejscu jakąś telekonferencję, zostają ci do dyspozycji Mefasm lub Jerro, jeśli zależy ci na bezpośredniej i możliwie szybkiej rozmowie ]
Odpowiedz
[Dzięki. To daj mi Jerro, aby szybciej poszło i nie zwalniać akcji, bo miałem z nim też do pogadania w sprawie "fikniętej" panny ]

Tak, demonolog mógł się nadać. Był przekonany, że Ammon Jerro dysponował mocą, której w tym momencie pilnie potrzebował. Liczył, że Jeditt, zgodnie z jego wcześniejszymi ustaleniami, zaaranżował już właściwe spotkanie.
Odpowiedz
← Sesja FR

Sesja Tokara - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...