Mariusz zaśmiał się.
-
Zapewniam cię stary, że tutaj znajdziesz wszystkie te rozrywki, a nawet i więcej.
[
Ilustracja ]
Już od samych schodów uderzyła cię fala wściekle głośnej muzyki, wypełniającej całe wnętrze. Zszedłeś po krótkich schodkach, bacznie obserwowany przez dwóch rosłych bramkarzy, którzy nie zmieściliby się w drzwiach jeden obok drugiego. Jedno spojrzenie na nich wystarczyło by stwierdzić, że nie są to ludzie.
Tuż u podnóża schodów stał narożny bar, podświetlany na ciemny błękit, za którym uwijał się barman gabarytów bramkarzy, obsługując z szybkością światła najróżniejszych i najdziwniejszych klientów. Dalej, patrząc w prawo, rozciągał się wielki parkiet, na którym przy świetle stroboskopów kotłowało się tańczące towarzystwo. Wolałeś pozostawić wzrok wśród ciemności pierwszej części baru, gdyż strobole były przeznaczone dla potencjalnych klientów okulisty, nie dla ciebie, lecz i tak bez trudu dostrzegałeś rozmaitą mieszankę wszystkich możliwych subkultur. Punkowie, skini, metale, dresiarze, rockmani, gothci, emo, entuzjaści tatuaży, kolczyków, śrubek i kolców w różnych częściach ciała, a nawet paru elegantów w garniturach - wszyscy siedzieli zgodnie, grzecznie, ewentualnie czasem łypiąc krzywo jedni na drugich lub żartując otwarcie z kolegami z którejś z grup siedzących przy stoliku, stojących przy barze lub na parkiecie. W sali sąsiedniej do parkietu dostrzegłeś fragment czegoś, co najwyraźniej stanowiło ring, pod którym widzowie oglądali jakąś walkę. Najpierw mignął ci jakiś rosły wampir, usiłujący trafić kogoś pazurami, zaraz potem zobaczyłeś nacierającego nań wilkołaka w postaci pół-człowieczej. Zdawało się, że dla wszystkich to zupełnie normalne zjawisko.