Rzeczy
Moce
Idee
których nie imał się Czas, o których zapomniała Entropia, albo też przeżarłszy się przez nie na wskroś, okazała się niezdolna do unicestwienia ich w stopniu wystarczającym do stworzenia miejsca na nowy byt.
Zjawisko to wymykało się twojemu zrozumieniu, choć obserwowałeś je od lat, odkąd tylko sięgałeś pamięcią. Twe liczne podróże z i do Irlandii, dając ci szerokie spektrum porównania, nie wystarczyły do zgłębienia istoty tego czegoś. Przypuszczałeś też, że żadna z Tradycji nie byłaby w stanie w pełni zrozumieć, nie mówiąc o skontrolowaniu i uporządkowaniu tego, czym przez lata były i pozostały...
... Polskie Koleje Państwowe.
[ Ilustracja ]
Pociąg relacji Warszawa Centralna - Łódź Fabryczna przecinał gęstniejący mrok nocy z zawrotną prędkością, sięgającą niekiedy nawet 80 kilometrów na godzinę. Godzin tych upłynęło już ponad dwie, co oznaczało dwie rzeczy. Pierwsza - że ta, iście astralna, podróż zakończy się szybciej, niż później, bo fizyczną niemożliwością jest przejechanie takiego odcinka powyżej trzech godzin. Druga - że właśnie opuszczałeś swój przedział, porzucając na moment milczącego współpasażera, fanatyka krzyżówek, celem oddania moczu w miejscu, w którym bardzo nie chciałeś się znaleźć, a które znajdowało się przy złączeniu wagonów, dwa wagony dalej.
To również oznaczało dwie rzeczy. Pierwsza - przed tobą otwierało się morze żywych trupów, wystających z przedziałów, stojących, siedzących i leżących na korytarzu oraz zwisających przez okna, opancerzonych w plecaki, tornistry, torby podróżne i masę innego asortymentu, niezbędnego do wakacyjnych wojaży i przeszkadzania przyzwoitym ludziom w dostaniu się do kibla.
Druga - rozdeptując kolejnych studentów wracających z lub jadących na wakacje, rozkopując na boki bachory z parafialnej wycieczki szkolnej i klnąc na czym świat stoi, będziesz miał sporą chwilę na podsumowanie ostatnich miesięcy swego żywota, którego swoistą alegorią mógłby się stać ten oto korytarz.
Przynajmniej od półtora roku wiodłeś dość zapracowane i chaotyczne życie, przynajmniej w sferze "zawodowej". Potencjalnych zleceń było aż nadto, gdyż w miejscu takim, jak planeta Warszawa, nietrudno było o klientów chętnych podejrzenia męża, żony, chłopaka, dziewczyny a nawet kochanki, za odpowiednią cenę. Niestety, twa "etyka zawodowa" nakazywała ci konsekwentne odsyłanie takich klientów do Rutkowskiego lub innych przygłupów, o których seriale można było oglądać w gównianej polskiej telewizji. Tęskniło ci się za Irlandią, niemniej nie musiałeś żyć o chlebie i wodzie, ponieważ poza matrymonialnymi, zdarzały się też zlecenia z cyklu "The truth is out there".
A przez ostatnie półtora roku było ich zdecydowanie więcej, niż zazwyczaj.
Był to zdecydowanie najbardziej intensywny i dziwny okres twojej detektywistycznej kariery. Większość zleceń oscylowała wokół sytuacji i osób o mocno niepewnej "normalności", lecz najbardziej paranormalne w tym wszystkim było to, że zanim na dobre wgryzłeś się w sprawę, zleceniodawcy rezygnowali z twoich usług, albo wręcz znikali na tyle niespodziewanie i skutecznie, byś nawet ty nie zdołał znaleźć po nich śladu.
- Przepraszam... przepraszam...
- Ojsus... Prosz...
- Dziękuję. Przepraszam pana.... Przep...
Szczęście w nieszczęściu, że większość z nich płaciła za robotę z góry, a praktycznie wszyscy - przynajmniej część. Zastanawiałeś się dlaczego mając takie warunki, nie miałeś do tych zleceń prawie żadnej konkurencji, a reputacja "Muldera" sama zapewniała ci właściwych klientów. Zwykle miałeś obserwować lub znaleźć kogoś, założyć podsłuch, kilka razy zabrać i odłożyć jakiś dokument... Oczywiście, większość dotyczyła rozmaitych okultystycznych pierdół, a niektóre nawet prawdziwej magyii (wtedy nie było wątpliwości kto zlecał lub kto polecał cię zleceniodawcy), ale nie było w tym nic, co określiłbyś mianem szczególnie groźnego, dziwnego. Teraz jednak, przeciskając się przez stado rozwrzeszczanych akolitów zagłady...
- BUUÓóóóuuÓg jezzd JEEDnościOM! ZBA-WIE-Niem DAaaa-ży!! I KO-cha Bar-dzo! NAs dzieci sweeeeEE!!!
- Przepraszam, przepraszam...
... byłeś już absolutnie pewien, że wszystkie te zlecenia i zniknięcia łączy jedno nazwisko - Sehon.
Nie miałeś większego pojęcia kim jest ów jegomość, a dotarcie do jakichkolwiek informacji na jego temat graniczyło z cudem, więc kluczyłeś wokół tematu, usiłując dalej robić swoje. I właśnie wtedy, gdy Warszawka z jej pseudo-postępową rzeczywistością, niedokończonymi sprawami i panoszącą się coraz mocniej Technokracją, zaczęły działać ci na nerwy, otrzymałeś list od starszych Fundacji łódzkich Euthantasów z prośbą o zbadanie pewnej "niezwykle istotnej z punktu widzenia Tradycji sprawy", której szczegóły miano ci przedstawić na miejscu. Była ona bezpośrednio związana z "ostatnimi krytycznymi wydarzeniami, które miały miejsce w mieście, a o których na pewno musiał pan już słyszeć".
Słyszałeś. Łódź od dawna była skupiskiem sprzeczności, nieodgadnioną dla przyjezdnych plątaniną interesów Lupinów, Kainitów, Przebudzonych i wszystkich innych. Ostatnio miała tam miejsce jakaś lokalna wojna, której echo obiegło nie tylko region czy kraj, ale cały obszar tej części Europy. Echo tyleż mocne, co rozmazane, w stopniu uniemożliwiającym wyciągnięcie wniosków innych, niż najprostsze - trzymać się z dala od tego fabrykanckiego molocha, którego nie potrafił lubić chyba nikt, poza jego mieszkańcami.
Przez drzwiczki prowadzące do rękawa między wagonami wyjechał piszczący wózek WARS-u, pchany przez brzuchatego lumpa.
- Pyyywo jasne! Pywo Jasne!
- No nie! / Noszkurwaa... / Aj, wypierdalaj pan!
Jednak z tego echa wyłaniało się kilka faktów, których nie sposób było przeoczyć, zwłaszcza, gdy było się detektywem o takim, a nie innym poglądzie na wszechświat. W Łodzi nagromadziło się mnóstwo energii, najróżniejszej energii, o czym wiedziano od dawna. Na rozmaite węzły znajdujące się w tym rejonie nałożono mnóstwo pieczęci, które teraz zostały zerwane. Cokolwiek się tam działo, musiało być potężnym bajzlem, którego efekty dotarły dużo dalej. Wiedziałeś na przykład, że warszawskie Pijawy i paru Nephandi miało powiązania ze wspomnianym Sehonem. A cokolwiek tak naprawdę stało się w tym mieście, na pewno miało związek z nim. O tamtejszej fundacji, jak i o samej strukturze miejscowych tradycji, słyszałeś tylko plotki, jak to, że ponoć są Hierochthonoi, ale to nic pewnego. Na ten moment z całą pewnością miałeś jedynie kilka dużych znaków zapytania, sporo przemyśleń i jeszcze kawałek drogi do przeklętego sracza, w którym aż strach pomyśleć, co mogło się kryć.