Sesja eimyra

Niezależnie od tego jak daleko byś się nie udał, jak dziwnych rzeczy byś nie widział i nie doświadczał, były na tym świecie rzeczy, które nie zmieniały się nigdy.
Rzeczy
Moce
Idee
których nie imał się Czas, o których zapomniała Entropia, albo też przeżarłszy się przez nie na wskroś, okazała się niezdolna do unicestwienia ich w stopniu wystarczającym do stworzenia miejsca na nowy byt.
Zjawisko to wymykało się twojemu zrozumieniu, choć obserwowałeś je od lat, odkąd tylko sięgałeś pamięcią. Twe liczne podróże z i do Irlandii, dając ci szerokie spektrum porównania, nie wystarczyły do zgłębienia istoty tego czegoś. Przypuszczałeś też, że żadna z Tradycji nie byłaby w stanie w pełni zrozumieć, nie mówiąc o skontrolowaniu i uporządkowaniu tego, czym przez lata były i pozostały...

... Polskie Koleje Państwowe.

[ Ilustracja ]

Pociąg relacji Warszawa Centralna - Łódź Fabryczna przecinał gęstniejący mrok nocy z zawrotną prędkością, sięgającą niekiedy nawet 80 kilometrów na godzinę. Godzin tych upłynęło już ponad dwie, co oznaczało dwie rzeczy. Pierwsza - że ta, iście astralna, podróż zakończy się szybciej, niż później, bo fizyczną niemożliwością jest przejechanie takiego odcinka powyżej trzech godzin. Druga - że właśnie opuszczałeś swój przedział, porzucając na moment milczącego współpasażera, fanatyka krzyżówek, celem oddania moczu w miejscu, w którym bardzo nie chciałeś się znaleźć, a które znajdowało się przy złączeniu wagonów, dwa wagony dalej.
To również oznaczało dwie rzeczy. Pierwsza - przed tobą otwierało się morze żywych trupów, wystających z przedziałów, stojących, siedzących i leżących na korytarzu oraz zwisających przez okna, opancerzonych w plecaki, tornistry, torby podróżne i masę innego asortymentu, niezbędnego do wakacyjnych wojaży i przeszkadzania przyzwoitym ludziom w dostaniu się do kibla.
Druga - rozdeptując kolejnych studentów wracających z lub jadących na wakacje, rozkopując na boki bachory z parafialnej wycieczki szkolnej i klnąc na czym świat stoi, będziesz miał sporą chwilę na podsumowanie ostatnich miesięcy swego żywota, którego swoistą alegorią mógłby się stać ten oto korytarz.

Przynajmniej od półtora roku wiodłeś dość zapracowane i chaotyczne życie, przynajmniej w sferze "zawodowej". Potencjalnych zleceń było aż nadto, gdyż w miejscu takim, jak planeta Warszawa, nietrudno było o klientów chętnych podejrzenia męża, żony, chłopaka, dziewczyny a nawet kochanki, za odpowiednią cenę. Niestety, twa "etyka zawodowa" nakazywała ci konsekwentne odsyłanie takich klientów do Rutkowskiego lub innych przygłupów, o których seriale można było oglądać w gównianej polskiej telewizji. Tęskniło ci się za Irlandią, niemniej nie musiałeś żyć o chlebie i wodzie, ponieważ poza matrymonialnymi, zdarzały się też zlecenia z cyklu "The truth is out there".

A przez ostatnie półtora roku było ich zdecydowanie więcej, niż zazwyczaj.

Był to zdecydowanie najbardziej intensywny i dziwny okres twojej detektywistycznej kariery. Większość zleceń oscylowała wokół sytuacji i osób o mocno niepewnej "normalności", lecz najbardziej paranormalne w tym wszystkim było to, że zanim na dobre wgryzłeś się w sprawę, zleceniodawcy rezygnowali z twoich usług, albo wręcz znikali na tyle niespodziewanie i skutecznie, byś nawet ty nie zdołał znaleźć po nich śladu.

- Przepraszam... przepraszam...
- Ojsus... Prosz...
- Dziękuję. Przepraszam pana.... Przep...


Szczęście w nieszczęściu, że większość z nich płaciła za robotę z góry, a praktycznie wszyscy - przynajmniej część. Zastanawiałeś się dlaczego mając takie warunki, nie miałeś do tych zleceń prawie żadnej konkurencji, a reputacja "Muldera" sama zapewniała ci właściwych klientów. Zwykle miałeś obserwować lub znaleźć kogoś, założyć podsłuch, kilka razy zabrać i odłożyć jakiś dokument... Oczywiście, większość dotyczyła rozmaitych okultystycznych pierdół, a niektóre nawet prawdziwej magyii (wtedy nie było wątpliwości kto zlecał lub kto polecał cię zleceniodawcy), ale nie było w tym nic, co określiłbyś mianem szczególnie groźnego, dziwnego. Teraz jednak, przeciskając się przez stado rozwrzeszczanych akolitów zagłady...

- BUUÓóóóuuÓg jezzd JEEDnościOM! ZBA-WIE-Niem DAaaa-ży!! I KO-cha Bar-dzo! NAs dzieci sweeeeEE!!!
- Przepraszam, przepraszam...


... byłeś już absolutnie pewien, że wszystkie te zlecenia i zniknięcia łączy jedno nazwisko - Sehon.
Nie miałeś większego pojęcia kim jest ów jegomość, a dotarcie do jakichkolwiek informacji na jego temat graniczyło z cudem, więc kluczyłeś wokół tematu, usiłując dalej robić swoje. I właśnie wtedy, gdy Warszawka z jej pseudo-postępową rzeczywistością, niedokończonymi sprawami i panoszącą się coraz mocniej Technokracją, zaczęły działać ci na nerwy, otrzymałeś list od starszych Fundacji łódzkich Euthantasów z prośbą o zbadanie pewnej "niezwykle istotnej z punktu widzenia Tradycji sprawy", której szczegóły miano ci przedstawić na miejscu. Była ona bezpośrednio związana z "ostatnimi krytycznymi wydarzeniami, które miały miejsce w mieście, a o których na pewno musiał pan już słyszeć".
Słyszałeś. Łódź od dawna była skupiskiem sprzeczności, nieodgadnioną dla przyjezdnych plątaniną interesów Lupinów, Kainitów, Przebudzonych i wszystkich innych. Ostatnio miała tam miejsce jakaś lokalna wojna, której echo obiegło nie tylko region czy kraj, ale cały obszar tej części Europy. Echo tyleż mocne, co rozmazane, w stopniu uniemożliwiającym wyciągnięcie wniosków innych, niż najprostsze - trzymać się z dala od tego fabrykanckiego molocha, którego nie potrafił lubić chyba nikt, poza jego mieszkańcami.

Przez drzwiczki prowadzące do rękawa między wagonami wyjechał piszczący wózek WARS-u, pchany przez brzuchatego lumpa.
- Pyyywo jasne! Pywo Jasne!
- No nie! / Noszkurwaa... / Aj, wypierdalaj pan!


Jednak z tego echa wyłaniało się kilka faktów, których nie sposób było przeoczyć, zwłaszcza, gdy było się detektywem o takim, a nie innym poglądzie na wszechświat. W Łodzi nagromadziło się mnóstwo energii, najróżniejszej energii, o czym wiedziano od dawna. Na rozmaite węzły znajdujące się w tym rejonie nałożono mnóstwo pieczęci, które teraz zostały zerwane. Cokolwiek się tam działo, musiało być potężnym bajzlem, którego efekty dotarły dużo dalej. Wiedziałeś na przykład, że warszawskie Pijawy i paru Nephandi miało powiązania ze wspomnianym Sehonem. A cokolwiek tak naprawdę stało się w tym mieście, na pewno miało związek z nim. O tamtejszej fundacji, jak i o samej strukturze miejscowych tradycji, słyszałeś tylko plotki, jak to, że ponoć są Hierochthonoi, ale to nic pewnego. Na ten moment z całą pewnością miałeś jedynie kilka dużych znaków zapytania, sporo przemyśleń i jeszcze kawałek drogi do przeklętego sracza, w którym aż strach pomyśleć, co mogło się kryć.
Kurwa, nastepnym razem jadę InterRegio o 17:cośtam. W tych nowych Pesach ludność wyrwie ci wątrobę i spożyje ją z fasolką, byle tylko usadzić dupsko na jednym z garstki miejsc, ale przynajmniej czysto i kurwa da się przejść. - myślę, ustami wciąż powtarzając mechanicznie "Przepraszam, przepraszam, ruszże się grubasie, przepraszam".

Minąłem śpiewające przedziały pątników. Całe szczęście, że zamykają się we własnym getcie. Mimo wszystko, Technokraci zrobili kawał dobrej roboty. W dwie dekady rozpieprzyć fundamenty kościoła, zdyskredytować go u młodzieży, opinii publicznej. Wkręcić księżulów do polityki, wiążąc siecią połączeń, powinności i niewiary. A jak Życiński pojechał do Watykanu to wrócił w jednoosobowym, sosnowym przedziale. Dobra robota, taka wasza mać. Nie żeby mnie cieszyła dominacja Chóru w Éire, ale jednak... szkoda.

Fundacja Hierochthonoi. To może oznaczać dwie rzeczy: albo to Persefoniści, czyli sztywniaccy, nadęci perfekcjoniści. Wtedy będę musiał uważać, czy przypadkiem nie zaakceptowali Hadesa jako główną siłę śmierci, co tłumaczyłoby te pogłoski o Nephandi. W sumie zazwyczaj tam gdzie są Nephandi nie ma pogłosek, a tam gdzie ich nie ma - są. Mam nadzieję, że to prawda, nie potrzeba mi wdepnąć w to gówno. Z drugiej strony to mogą być rodzimowiercy, cholerni Marzanniści, oni też się tak określają. Z nimi przynajmniej da się dogadać, ale jeśli chodzi o wypełnianie obowiązków to kompletne prymitywy, prawie tak pieprznięci jak Wiccanie. W sumie jedno i drugie tłmaczyłoby czemu w liście napisali "Fundacja" a nie "Marabut". Cholerni nomenklaturzyści.

Przepychałem się dalej, ograniczony nie tylko przez korytarzowy ścisk, ale też gnata, poszerzającego mnie o jakieś dziesięć centymetrow w prawo. Nie chciałem się wydać z kaburą w tłumie, ale pozostawienie broni w przedziale było poza dyskusją. Równie dobrze mogłem zostawić swoje jaja i poczekać aż ktoś je sobie weźmie. To nastręczało trudności, zwłaszcza gdy zobaczyłem grubasa i jego kurewski wózek. Kto go zatrudnił? Może po prostu utknął w wagonie, tłusty wieprzek, więc go zatrudnili i karmią przez okno. Ja jebię, przecież te korytarze są idealnie na wymiar jego obwodu.
- Przepraszam! - rzuciłem takim tonem, jakbym wołał "pierdol się" i używając wózka jak tarczy przed brudnymi fałdami gumy w przewiązce, przecisnąłem się na drugą stronę.
Spokojnie, muszę się uspokoić albo zejdę na serce przed piećdziesiątką. Sehon. Dlaczego nic o nim nie wiem? W Biblii pojawia się dwa razy w Sędziach i w Liczbach, jako król Amonitów czy innego robactwa. I dostaje wpierdol, bo mu szkoda było brukowanej drogi. Głupi skurwiel. Potem cała historia ludzi o tym nazwisku, głównie w USA. Tylko jaki to może mieć związek? Diabli wiedzą.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Diabli wiedzieli również o pewnym miejscu, które - wszystko na to wskazywało - stanowiło przejście do Niskiej Penumbry. Panował tu chaos piszczących klap, opadających na fiuta będącego w użyciu, powodując powodzie moczu na mętnozielonej podłodze. Zasady tego wymiaru zmieniały się nieustannie, z każdym wstrząsem i podskoczeniem kabiny, powodującym szaleńczą walkę o zachowanie czystości butów. Obrazu całości dopełniało jedyne w swym rodzaju lustro - tak brudne i szare, że nie odbijało się w nim nic, wątpiłeś więc, by którykolwiek ze znanych Lupinów zdołał przejść przez nie gdziekolwiek.
Infernalny charakter tej... emm... sfery i chwili, uzupełniany był przez niewyraźne, nienawistne głosy, dobiegające zza wrót.

- uluj nam CHRYsste, ZZAAAAAAaaawsze i WSSZEEEnnndzie!!!! To naasze RYYY-cerskie HAAAAAA---SŁOOO!!!
Szczęśliwie, byłem przygotowany na tę sytuację. Z kieszeni spodni wydobyłem przezroczystą rolkę biurowej taśmy klejącej. Urwawszy słuszny kawałek zabezpieczyłem klapę w pozycji pionowej do ściany, tę drugą pozostawiając na łaskę mojej celności. Stanąwszy w rozkroku i oparłszy się dłonią o ścianę, uzyskałem trzy punkty podparcia, dające dobrą definicję pozycji nawet w chybotliwym środowisku sanita... Nie. Może to i był kibel, ale na pewno nie "sanitarne środowisko". I tyle z mojej myślowej elokwencji, pomyślałem, kończąc słomkowy konkurs celności. Na mydle zawsze jest mnóstwo zarazków, natomiast ja jestem czysty i przechowuję co trzeba w sterylnej, bawełnianej osłonie, zmienianej codziennie. Taśmę pozostawiam dla potomnych, jako innowacyjny spadek dla całej ludzkości.

- Paa-anie do-o-bry jak chleeeeb... - nucę pod nosem, mając nadzieję, że ktoś w okolicy również oglądał ostatnio "Mamuśki" i przeciskam się na swoje miejsce.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Gdy opuszczając "Sranubmrę" przechodziłeś przez rękaw i dopychałeś się do przedziałowego "nietoperzego skrzydła", stworzonego by walić w ryj wszystkich przechodniów, z naprzeciwka nadjechał pośpieszny, oślepiając cię nagłym błyskiem świateł i ogłuszając rykiem syreny, tym bardziej dojmującym, że większość okien na korytarzu była otwarta. Odruchowo zatkałeś uszy dłońmi, jedną nogą podtrzymując sprężynujące drzwi i odczekując parę sekund, by oczy wróciły do normalnego stanu. Gdy je otworzyłeś, okazało się, że wraz z wymijanym pośpiesznym, zniknęły także dzikie hordy okupujące korytarz. Drzwi do wszystkich przedziałów były zamknięte.
Znów odruch, ale tym razem zerknąłem pod połę marynarki, na broń. Tak naprawdę nie było to konieczne, bo przejście do Penumbry było dla mnie tak oczywiste jak to, gdy ktoś zapala światło w pokoju w którym śpię. Wrażenia nie da się pomylić - ale jednak, wokół pistoletu powinien pojawić się przynajmniej ślad jego ducha - nawet jeśli ten nie zechciał wyjść ze swojego fetysza. Rozejrzałem się wzdłuż korytarza i spojrzałem za otwarte okno. Co to kurwa za farsa?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Zobaczyłeś coś, jakby widmo ducha, niewyraźny, rozmazany kształt. Było to... dziwne. Zwykle nie tak to wyglądało. Okazywało się, że PKP nie skąpi podróżującym atrakcji...
Pociąg jechał dalej, terkocąc rytmicznie, niewyraźne sylwetki drzew i bardzo odległych świateł domów i wsi migały za oknami. Jednak na korytarzu wciąż nie było nikogo, nikt też nie wyszedł z żadnego z przedziałów.
Nie jest dobrze. Ludzi wcięło. Na Umbrę to nie wygląda. Dziedzina? Zaglądam do sąsiedniego przedziału, potem do jeszcze następnego. Ludzie zniknęli... a ich bagaże, przedmioty?

- Kwaśna, hej, Kwaśna. - odezwałem się wcale głośno w kierunku broni. Nie cierpiała tego przezwiska, nie odpuściłaby okazji, żeby powiedzieć mi jak bardzo jestem nieefektywny we wszystkim co robię.

Bez względu na efekt ruszam w stronę lokomotywy. Może tam znajdę jakieś odpowiedzi.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Zamiast odpowiedzi zobaczyłeś, jak aura przedmiotu zapulsowała nerwowo w czymś, co można określić jako metafizyczne "spierdalaj".
Pierwszy przedział, drugi, trzeci - nikogo, niczego.
W kolejnych tak samo. Następny - twój przedział... Zajęty.
Fanatyk krzyżówek zniknął. Zamiast niego siedziały w nim trzy kobiety i śpiący mężczyzna. Dwie z kobiet wpatrzone były w okno, siedząc naprzeciwko siebie w niemal identycznych pozach. Już od wejścia widziałeś, że łączy je silne podobieństwo, choć nie były bliźniaczkami. Trzecia z nich, również podobna, siedziała przy samych drzwiach, czytając książkę zatytułowaną "Fomóraig". Mężczyzna śpiący naprzeciwko niej miał, jak zauważyłeś, przepaskę na jednym oku, więc tylko jedna zamknięta powieka zdradzała, że jest pogrążony we śnie. Gdy otworzyłeś drzwi jedna z kobiet przy oknie posłała ci jedynie przelotne spojrzenie, jakby jechała z tobą całą drogę i wiedziała, kto wchodzi do przedziału.
- Gabh mo leithscéal. - rzuciłem cicho, przechodząc obok czytającej. Korzystając z Percepcji Ducha staram sie wyczuć aury towarzyszy podróży. Staram się usiąść w miarę nonszalancko, jakby nic mnie nie dziwiło.
- Ktoś wie gdzie dokładnie jesteśmy? Trochę mi umknęło w drodze do toalety.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Zawsze tam, gdzie ty. - odpowiedziała ci kobieta z książką, uśmiechając się lekko. Spojrzałeś na nie poprzez Ducha i parsknąłeś z niedowierzaniem. Wszystkie trzy kobiety były odbiciem tej samej istoty - twojego Avatara.
Jedynie śpiący jednooki różnił się od nich w tym względzie. Była to Idea, niezwykle silna i niezwykle stara. Co najmniej tak stara, jak sama Badb i wszystkie siedzące tu "damy". Wysiliłeś mózg i pamięć, zerknąłeś na niego jeszcze raz i przeczytałeś napis na wytartej, skórzanej walizce - F.M. Balor.
Rozluźniłem się. Przez moment myślałem, że mnie wessało do jakiegoś złego miejsca, ale wszystko wygląda lepiej niż się spodziewałem.
- Drogie Panie. - płynnie przeszedłem na goidelski, mówiony jednak z ulsterskim akcentem, czego ukrywać nie potrafiłem, ale też nie miałem zamiaru - Tak jak wasza obecność mnie raduje, tak samo jest nieoczekiwana. Czemu zawdzięczam tak bezpośrednie spotkanie? I co robi tutaj stary król? - Starając się równo rozdzielić uwagę pomiędzy niewasty, skrzętnie omijam wzrokiem twarz jednookiego.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- To, co i zawsze. Śpi. - odpowiedziała Neman, patrząc na niego z pewnym rozbawieniem. - A przede wszystkim służy za przestrogę.
- Zmierzasz do niewłaściwego miejsca. - włączyła się Macha, mówiąc wprost do ciebie. - Do miejsca, którym rządzi ktoś taki, jak on. - wskazała na śpiącego Balora.
- Co oznacza, że staniesz pośród śmierci i destrukcji, na wielkim pobojowisku, które wciąż jest polem bitwy. - oznajmiła z nieskrywaną satysfakcją Morrigan, zamykając książkę. - Ale narażasz się bardzo. Stary Cyklop śpi, niemalże umarł z głodu wiary, jak każda zapomniana Idea. To, co znajdziesz w tym mieście, jest młodsze i silniejsze od niego.
- Dzięki za ostrzeżenie. Mam nadzieję, że wiecie, że nie zmienię zdania? - przewracam oczami - Jeśli tak bardzo się o mnie troszczycie, drogie Panie, lepiej mi pomóżcie zamiast niezbyt jasnymi sugestiami i zagadkami mieszać mi w głowie. Chyba, że po prostu próbujecie mnie przestraszyć, wtedy wam się to udało. Hm, Nemain?

Spojrzałem na Balora, jego niegdyś potężne ciało i złowieszcze oko, teraz zamknięte. Przeniosłem wzrok na kobietę, lustrując jej postać ze szczegółami. Że też ja nie mam żadnej imponującej okolicznym magom książki.

- Nie wiem czemu zadałyście sobie tyle trudu. Wystarczyłoby umieścić bean sí w toalecie. Efekt byłby podobny - groźba bez żadnych konkretów. - Tak naprawdę konkret był. Ale jeśli to spotkanie ma być czymś więcej niż historią o duchach, to lepiej, żeby nie skończyło się niczym każda kwestia kota z Cheshire.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- To, co stworzono w tym mieście, urosło do postaci, która niebawem może wykroczyć znacznie, znacznie dalej, niż domena jednego miasta. Cyklop ma jedno oko, bez przerwy zamknięte. To, ma dwoje oczu, które spoglądają na wszystko wokół, odciskając na wszystkim swe piętno.
- Zrozumiesz, gdy poznasz trochę to miejsce. - wtrąciła się Morrigan. - To Idea, która połączyła wszystkich: Przebudzonych, Kainitów, Lupinów i nie tylko. Ten, kto ją kontrolował, nie może już tego robić. A ona rośnie, żywiąc się destrukcją i chaosem, który powoduje. Dla niego - wskazała na Balora - zniszczenie było wysiłkiem. Dla tego, jest ono pokarmem.
- Mówiąc prościej - dołączyła trzecia - siła tej Idei, czy czymkolwiek to jest, jest tak duża, że zaczyna rozrywać Zasłonę. Z czasem będzie coraz większa, a nie trudno przewidzieć jak daleko sięgnie. Dlatego tu jesteśmy. Nie zdołasz zrobić z tym nic sam, w pojedynkę. A o sojuszników będzie trudno, w istniejącym tam chaosie.
- Już myślałem, że przyszłyście tu ponaigrawać się ze mnie. Skoro tak, dobrze. Zgaduję, ze nie wiecie czym jest ta Idea. Ktoś ją kontrolował? Kto, jak? Wiecie, że teraz najbardziej potrzebne są informacje, więc mówcie, tylko tak, żebym zrozumiał, dobrze? - siegnąłem dłonią po książkę Morrigan, w pytającym geście. - Zresztą, zapewne jesteście świadome, że jade tam na prośbę lokalnego Marabutu. Czegokolwiek oni ode mnie chcą, wolałbym być przygotowany, jeśli faktycznie wiecie co mówicie.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Nie wiemy, czym to jest. - Morrigan podała ci książkę - Jego struktura jest nieodgadniona, nad wyraz złożona. Choć istnieje krótko, powstawało przez wieki. Wielu w ich trakcie przyczyniało się do jego powstania, często Przebudzonych. Jednak ktokolwiek był tego panem, sam nigdy nie przekroczył Zasłony...
Kolejny błysk świateł i zgiełk syreny poraził cię niespodziewanie. Gdy przeminął, stałeś w wejściu do swojego przedziału, za plecami mając tłum kotłujący się do wyjścia.
- Wsiadasz pan, czy wysiadasz? - zapytał fanatyk krzyżówek, łypiąc na ciebie złowieszczo, najwyraźniej zdenerwowany, że stoisz w drzwiach i psujesz jego koncentrację.
W przedziale był tyko on. W ręku trzymałeś książkę.
- Bí ‘do thost. - odpowiadam odruchowo, ale siadam na swoim miejscu. Czekam, aż pojawi się Łódź Fabryczna, zastanawiając się, czy ktoś będzie na mnie czekał, czy muszę znaleźć po adresie. Nie chciałbym wsiadać do taksówki, a komunikacja po obcym mieście nie wyglądała zbyt zachęcająco.

Cóż, przynajmniej Badb powinna być zadowolona. Jeśli jej trzy siostrzyczki mogą sobie ze mną rozmawiać w pociągu, to może i mogą urządzić spotkanie rodzinne. Tylko czemu było ich trzy? Nie powinno być ich trzy razem z Badb? Mam nadzieję, że Marabut da mi dostęp do Węzła. No i te ich przepowiednie... Pomijając wszystko wyglądały jakby czegoś ode mnie chciały.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Zanim jeszcze pojawiła się Fabryczna, pociąg zajechał na Widzew. Tam wagon rozładował się, gdy pośród obskurnego dworca z dwoma peronami, przegniłą kładką i ponurym budynkiem, ludzka fala rozlała się we wszystkie strony. W oddali majaczyły sylwetki wielkiego blokowiska, przetykane gdzieniegdzie kominami fabryk. Twój sąsiad znudził się ostatecznie swoją krzyżówką, którą chyba wreszcie rozwiązał ostatecznie, i z głośnym westchnięciem zamknął oczy, wspierając głowę na wezgłówku. Pociąg zasyczał, konduktor zagwizdał, maszyna ruszyła mozolnie. łódź Fabryczna - 10 minut. Dołączony do listu adres Fundacji nie wróżył ci komitetu powitalnego.
Wyciągam kieszonkową mapę Łodzi, zakupioną za irracjonalne pieniądze w Empiku w Złotych. Staram się ogarnąć w jaki sposób tam dotrzeć bez spędzenia połowy dnia w autobusie. Gdy jestem przekonany że wiem, jak tam dojechać, oglądam tomiszcze Morgany. Fomoraig, było napisane. A teraz...? Zaglądam na okładkę, stronę tytułową, być może nawet spis treści?
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
← Sesja WoD
Wczytywanie...