Sesja eimyra

Wbrew twym oczekiwaniom nie wsiedliście do T-34, ale całkiem blisko. Nissan Navarra wiózł was właśnie w stronę manufaktury Poznańskich, skąd skręciliście w Zachodnią.
- Ciekawe, cóż takiego się dzieje, skoro dzieci Neo dzwonią specjalnie do nas, bo eteryczni mają jakieś problemy. - zapytał Michał, gdy byliście w połowie Zachodniej, mijając akurat odjeżdżające z postoju nocne autobusy.
- Czego, pytam grzecznie? - odezwał się twój duch, gdy przywołałeś go (a raczej ją) zgodnie z zamiarem.
- Będzie rozróba. Jaka, nie wiem jeszcze. Penumbra w tej okolicy to jakiś koszmar, więc chyba lepiej, żebym cię uprzedził, nie? - kurwa, dochodzi czwarta, nie mam siły na użeranie się jeszcze z nią. Drugi Cofitos poleciał w czeluść mego żołądka. - Pilnuj tamtej strony, dobra? Nie będę przechodził jeśli nie będę musiał, ale nie mam nic przeciwko, żebyś podrzuciła mi czasem jakiś ogólny ogląd okolicy za Rękawicą. Pomożesz, Sieghild? - dopiero wtedy zorientowałem się co robię - Wybacz, to nie było do ciebie, Marcel.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Marek. - poprawił spokojnie, skręcając w Piłsudskiego i mijając Central. - Nic nie szkodzi, też czasem gadam do siebie.
- O matko, znowu się musisz w coś pakować?
- zajęczała gderliwie. - Pomożesz-pomożesz? No pomożesz, pomożesz... - zgodziła się i zamilkła, najwyraźniej biorąc się za to, o co prosiłeś.
Skręciliście w prawo, w drugą część Piotrkowskiej. Od razu zastanowiła cię niemal całkowita ciemność, panująca w dalszej części, jakieś 500 metrów wgłąb, jakby jakaś awaria oświetlenia. Jednak nie ujechaliście nawet 60 metrów, gdy wszystkie latarnie i światła z wciąż oświetlonej części ulicy zaczęły gasnąć jedne za drugimi, jakby ktoś kolejno odłączał kolejne sektory od prądu. Gdy również na mijanym przez was skrzyżowaniu zapanowała ciemność, Nissan zwolnił i stanął.
- Ej, co jest... - zdziwił się na głos Marian, obracając kluczyk w stacyjce. Raz, drugi, trzeci - nic. Silnik nawet nie kaszlnął. Dostrzegłeś także, że wraz z latarniami wokół was i na całej ulicy pogasły wszystkie inne światła - lampki w oknach, neony przy sklepach, wszystko. Ledwie dostrzegałeś zarysy kamienic, zrobiło się dziwnie cicho, jakby chłodniej, a choć do twojego zmęczenia dołączyło jakieś przygnębienie, to adrenalinowy alarm znowu zadzwonił ci w uszach.

[ Ilustracja ]
- Wysiadamy. - sprawdziłem czy pistolet i sztylet gładko poruszają się w kaburze i pochwie. Wychodząc, odruchowo wypuściłem impuls magyi Życia, niczym sonar wokół mnie.
- Daleko do tej Fundacji? - szepnąłem cicho do Macieja.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
[ Ilustracja ]

- Stąd jakieś... 15 minut piechotą. Szybkim krokiem może z 10.
Impuls wrócił do ciebie, niczym ultradźwięki, odbijając się od pobliskich budynków, przenikając je, informując, że owszem, są tutaj żywe, nieprzebudzone istoty, przynajmniej w promieniu jakichś 200-300 metrów. Teoretycznie nic szczególnego, a jednak czułeś się przynajmniej nieswojo...
- Mamusi Gajo, ile tu tego postrzępionego i szponiastego ścierwa, a fu... - usłyszałeś głos Sieghild
Pokręciłem głową. Czasem potrafiła zachowywać się jak pensjonarka albo rozpuszczona uczennica prywatnego liceum. Nie chciałem jej wypominać, że sama nie jest inkarną... nie było to w tej chwili ważne.

- No to idziemy. Niech Fortuna nam sprzyja. - Ruszyłem w kierunku wskazanym przez Mańka. Nie było innego wyboru, chyba, że chciałem przytulać samochód.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
[ Ilustracja ]

Szybkim krokiem pokonaliście dwa skrzyżowania. Będąc przy drugim zauważyłeś, że w oddali, jakieś 500 metrów przed wami, latarnie bardzo szybko gasną i znów zapalają się, niewyraźnie oświetlając jakieś cztery ludzkie sylwetki.
- Cholera, to zaraz przy fabryce. - poinformował Maciej, widząc to, co ty. Nie minęło dziesięć sekund, a migoczące latarnie zgasły ostatecznie, by zaraz wypluć z siebie cztery strumienie elektrycznych błyskawic, po jednym z każdej, które rozświetliły gęstą, kleistą ciemność ulicy, uderzając najwyraźniej w jedną z czterech sylwetek.
Wyciągam broń.
- Widziałeś? - syknąłem - Odsuwamy się. - Idę ostrożnie w ich stronę. 500 metrów do za daleko. 300 metrów, rozsądny zasięg maksymalny. 150 metrów, być może rozpoznam twarze. I na taką odległość chciałbym się zbliżyć.

Ha, przynajmniej obudziłem się na dobre.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Zbliżyliście się szybkim truchtem na tyle, byś w rozbłysku elektrycznej energii rozpoznał postać, na której się ona skupiła. Był to człowiek, prawdopodobnie ubrany na czarno, w meloniku, wspierający się na lasce, jakby uderzającego w niego błyskawice nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Zauważyłeś, że tuż obok was stoi samochód, Mazda, która zatrzymała się tak jak wasz Nissan, a w jej wnętrzu siedzi jakiś człowiek z lusterkiem w ręku, który chyba również obserwował tę scenę i chyba również zauważył was.

I wtedy w ciemności rozległo się echo drewnianej laski uderzającej o bruk.

[ Ilustracja ]

Asfalt wokół i przed mężczyzną, na którym trzech pozostałych najwyraźniej koncentrowało magyczny efekt, rozpadł się na pół, idąc zygzakiem w stronę ścian fabryki. Te również natychmiast zatrzeszczały, popękały, a pęknięcia następnie pojawiły się na głównym, wysokim kominie, z którego wciąż unosił się dym. Usłyszałeś mechaniczny szczęk, jakby psującego się nagle dużo mechanizmu, a potem całym budynkiem fabryki oraz całą ulicą wstrząsnęła potężna eksplozja. Wielki komin zawalił się wraz z główną ścianą, wypluwając z siebie jęzory ognia, które na moment oślepiły cię i pokryły sobą wszystkie cztery postacie.
- Spóźniliśmy się. - szczęknąłem odprowadzanym kurkiem - Tym razem to nie sen.

Skupiłem się. Przywołałem do siebie wszystko co wiem o Sferze Ducha. Tym razem robiłem coś odwrotnego niż zwykle, więc dramatyczne akty z nożem nie były ani potrzebna ani możliwe. Ostatecznie, po raz pierwszy od bardzo dawna, działałem zgodnie z technokratycznym paradygmatem. Podchodząc do pierwszego z brzegu okna, zaskrobałem o szybę kamieniem, powodując paskudny, przeszywający uszy pisk. To musiało starczyć za muzykę. Musiało starczyć, by uczynić Rękawicę wokół fabryki i melonika twardą niczym zbrojony beton.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
[ Ilustracja ]

Jeszcze nigdy nie poczułeś tak wielkiego ciężaru, tak ogromnego wysiłku związanego z czymkolwiek ze Sfery Ducha. Twa wola i magya zaczęły zacieśniać Rękawicę pomiędzy Umbrą a tym planem rzeczywistości, spalając na powrót poszarpane fragmenty Wzorca. Jednak czułeś, że coś, co znajduje się po drugiej stronie, coś, co czekało na kolejne wyrwy w Rękawicy, bardzo się temu sprzeciwiło. Było to uczucie podobne łataniu wyrwy w ścianie za pomocą skórzanej płachty, przez drugą stronę której coś usiłuje przebić się pięściami. A jednak udało się.
Tymczasem kolejne wybuchy rozświetliły ciemność, która jednak zdawała się natychmiast pochłaniać, dosłownie pożerać światło. Ogień tańczył na ulicy, ale nie dawał wiele blasku. Właśnie z tego, wysokiego na dobre 2-3 metry ognia, wyszedł spokojnym krokiem mężczyzna w meloniku. Szedł spokojnym, spacerowym krokiem, beztrosko wywijając laską, a płomienie nie imały się go wcale. Parę sekund po nim z płomieni wytoczył się inny człowiek, w garniturze, z siwą brodą, zgięty lekko wpół. "Melonik" odwrócił się powoli w jego stronę, a w tym momencie starzec wyciągnął rękę w stronę stojącej na chodniku Hondy, bodaj Civic, choć nie widziałeś dokładnie.
Samochód zatrząsł się, zatrzeszczał... i zaczął się przekształcać...
Przechodzę do ofensywy. Oddaję w stronę Melonika trzy niedbałe strzały, jakbym robił to zupełnie od niechcenia. Pierwszy z nich ma mi powiedzieć, jak jest efekt strzałów w ogóle. Czy trafią normalnie, czy może spudłują, albo zostaną odbite? Drugi ma mi pokazać sposób, w jaki Melonik reaguje na lecące wprost w niego. Trzeci nie jest już czczą zabawką. Jego celem nie jest Melonik, lecz jego laseczka, a w zachowaniu pozorów i niby przypadkowym rykoszecie ma mi pomóc Sfera Entropii. I Sieghild. Stary numer, powinna złapać w lot.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
[ Ilustracja ]

Wystrzeliłeś, za pierwszym razem chybiając niewiele, a w każdym razie dość blisko, by uwaga Melonika skupiła się na tobie. Niemal równolegle z twoimi dał się słyszeć odgłos innych wystrzałów. Nie był to jednak Malcolm, a ktoś, kto musiał stać gdzieś za winklem ulicy odchodzącej od pobliskiego skrzyżowania. Kolejne dwa wystrzały tego kogoś, podobnie jak i twój drugi, wróciły w tym samym ułamku sekundy tą samą trajektorią, w związku z czym poczułeś ogłuszający świst własnego pocisku obok twojego ucha. Maniek też musiał skumać o co chodzi, bo choć wymierzył z RAKa, nie pociągnął za spust. Jednak trzeci strzał, który oddałeś automatem, przyniósł pewien efekt. Wokół laski, w którą najwyraźniej trafiłeś, zabłysło coś na kształt bariery, a Melonik syknął wściekle i chwycił ją oburącz, jakby chcąc osłonić przed kolejnym atakiem. Następnie wyciągnął ją w twoim kierunku, jakby celując strzelbą, lecz zanim zdołał zrobić cokolwiek Honda Civic przekształciła się w najprawdziwszego Transformera z ostatniej produkcji w 3D. Transformera, który o mało co nie zmiażdżył mechaniczną piąchą zaabsorbowanego tobą Melonika.
Jeśli zobaczę, że Melonik odwraca się do mnie plecami, stosuję technikę double-tap celując wprost w środek jego pleców. Na próbę. Zobaczymy, czy jest taki twardy ze wszystkich stron. Skracam dystans, jeśli nie widzę otwarcia, usilnie pruję pociskami w asfalt. Po odbiciu od twardej nawierzchni hollow-pointy powinny mieć średnicę co najmniej piećdziesięciogroszówek, korzystając ze zgrubnej oceny kąta padania i odbicia oraz pomocy już wcześniej rzuconego Efektu, przynajmniej część powinna trafić w okolice laseczki. Pięc strzałów, mniej byłoby zbyt wulgarne. Tym razem jednak korzystam z faktu, że moje dłonie obejmują rękojeść i znajdujący się w niej magazynek. Manipulacja Pierwszą w takich sytuacjach była już niemal nawykiem. Gromadzę ładunek w dłoniach, wydając odpowiednik jednego Haustu i nasycam nim Wzorce pozostałych w pistolecie pocisków. Ale nie, to nie koniec. Jeśli ten melonikowaty faktycznie korzysta z entropicznego klimatu miasta, dam mu go tyle ile zechce...NOT! Pozwalając sobie na uśmieszek, zawse cisnący mi się na usta w takich przypadkach, dopilnowuję, żeby Rezonans naładowanych kul nosił mocne skrzywienie w stronę Fortuny, do czego rzecz jasna używam Entropii. Take my lucky bullets, bloody arsehole!
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Koncept może i był dobry, ale w jego realizacji przeszkodziło to, co pomogło przed chwilą. "Hondozord", ganiając za Melonikiem i usiłując wbić go w glebę, poruszał się zaskakująco szybko i zręcznie, niemniej całą swą powierzchnią przesłaniał ci cel. Cel, który przy tej okazji ujawnił kolejną, niepokojącą właściwość - pojawiał się w jednym miejscu, a za chwilę w zupełnie innym.
Wyczekałeś moment względnie czystego strzału i wykonałeś pierwszą część planu, jak ci się zdaje trafiając raz lub dwa, bo Melonik znów syknął i jakby szarpnął się boleśnie. Jednak zaraz potem "Hondozord" znów przesłonił ci cel, a gdy zaczerpnąłeś Haust do nasycenia Wzorców pocisków, poczułeś jak cała broń drży, o mało nie wypadając ci z ręki.
Wokół ulicy, a już na pewno wokół miejsca, w którym byliście, narastał zakurwiście wielki Paradoks.
W takich chwilach żałowałem, że wiecznie odkładam studiowanie Materii na później. Szybka analiza. Wulgarna magya moich poprzedników nabudowała Paradoks w miejscu, a mech wcale nie pomagał. Oczywiście, to, co ja dołożyłem było znikome, a większość wyładowania pójdzie w transformera, który przez sam fakt istnienia jest doksowany jak sto chujów na jeżu. Dlatego właśnie nie przepadałem za Eterykami w walce, najpierw odpierdalają Sokoła Millenium, a potem już ich nie obchodzi, że robią tykającą bombę. Jak ich nikt nie podejrzy podczas kreacji to ich to nie dotyczy. Jeśli pójdzie duże wyładowanie to i mnie ochlapie. Gorzej, jak się pojawią duchy, ale jeszcze przed chwilą zakrzepiałem Rękawicę, raczej mało prawdopodobne. Cisza mi nie grozi, to nie ta bajka. Burza? To z kolei by się przydało, zwłaszcza w Umbrze.

- Manfred! Znasz Korespondencję, Siły, Materię? Olej Melonika, celuj w laskę! - krzyknąłem. Wydaję jeszcze jedną porcję Kwintesencji, tym razem nasycając nią jeden pocisk. Podczas tego aktu Magyi staram sobie wyobrazić coś bardzo cienkiego, ostrego, twardego, idealnego do przebijania i przekłuwania barier, tarcz i osłon. Następnie czekam na jedną jedyną okazję. Złoty strzał. Z jednoręcznej pozycji sportowej by tylko trafić w główkę laski...
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
W jednej chwili wydarzyło się kilka różnych rzeczy. Przy kolejnym ataku "Hondozorda" Melonik wyciągnął w jego stronę rękę, zaś gigantyczna mechaniczna piącha zwolniła drastycznie, jakby na spowolnionym filmie. Cały konstrukt zaczął piszczeć, pękać, w piorunującym tempie porastając rdzą, zaś uwolniony w tej akcji Paradoks zrobił swoje. Transformer eksplodował, wystrzeliwując we wszystkie strony lusterka, śruby, tłoki i wszystkie elementy samochodu, z których się składał. Eteryk który go kontrolował upadł gwałtownie na jezdnię, jakby ścięty z nóg niewidzialnym ciosem, zaś sam Melonik zachwiał się i wsparł niepewnie na lasce.
Na ten moment czekałeś.
Wymierzyłeś, czując jak twój wzrok, celność i strzał, a także zakładany przez ciebie efekt wspiera magya Maćka. Strzeliłeś, szykując się na olimpijskie złoto, lecz "odłamek" szalejącego wokół Paradoksu trafił się i tobie. Nie stało się nic strasznego, ale zamiast główkę od trzonka laski, odstrzeliłeś dłoń od nadgarstka Melonika.
Laska upadła na ziemię z drewnianym łoskotem, a wszystkie latarnie i światła na całej ulicy momentalnie zajaśniały jasnym, oślepiającym blaskiem. Mrużąc oczy zobaczyłeś, jak w miejsce odstrzelonej dłoni ducha formuje się coś na kształt cienistej protezy, której z zaskoczeniem przyglądał się Melonik. Usłyszałeś też z całą mocą syreny alarmowe nadjeżdżających służb porządkowych. Melonik schylił się, podniósł laskę i znikł.
- Imeacht gan teacht ort! - krzyknąłem jeszcze za nim, dając Mattowi znak, żeby pospieszył się po samochód. Sam, kliknąwszy tuż przed schowaniem broni do kabury dźwignią uwalniającą kurek, podbiegłem do starca, po drodze zerkając na sprzymierzeńców w bocznej ulicy. Jeśli trzymają się nieźle, gwiżdżę na nich przeciągle, wskazując na Nissana. Sam muszę się dowiedzieć w jakim stanie jest Syn Eteru. Magya Życia przyda się, chociaż wiem, że uleczenie kogoś innego niż siebie stanowczo mnie przerasta. Na początek wystarczy zorientowanie się w jego ogólnym stanie zdrowia i prędka dezynfekcja ewentualnych ran. Bakterie, szczęśliwie, jeszcze się mnie słuchały.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Mag, który stał nieopodal was przez całe starcie wskoczył do swojej Mazdy i również podjechał do Eteryka, wyprzedzając was nieco. Dobiegliście tuż za nim. Zobaczyłeś, że Eteryk jest przytomny, choć to może niezbyt precyzyjne określenie. Leżał z otwartymi oczami na ziemi, tocząc nieprzytomnie wokół, ale żył, oddychał. Odwróciłeś się do maga w Maździe, polecając mu zabrać Eteryka ze sobą i jechać za wami lub po prostu wsiąść z wami do Nissana i wtedy poznałeś tę twarz - Arkadiusz Tarnowski, znany ci warszawski Hermetyk. Malcolm zapakował Eteryka do samochodu, wsiedliście, Hermetyk ruszył za wami.
- Dokąd jechać? - zapytał Euthanatos?
- Do nas. Znasz jakieś inne bezpieczne miejsce? Szpital nie wchodzi w rachubę, mam nadzieję, że mamy w Fundacji maga Życia. - usadziłem się na przednim siedzeniu - Jedź. Miasto jest monitorowane? - wyciągam z kieszeni marynarki talię kart, tę samą co poprzednio, przetasowuję szybko.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
← Sesja WoD
Wczytywanie...